Basowo-rasowy pomruk widlastej dwunastki uspokajał przed kolejnym dniem walki o o c z y w i ś c i e s ł u s z n e interesy klienta. Doskonale wyprofilowany fotel pewnie trzymał na nieco zbyt szybko pokonywanych zakrętach, wzmacniając pewność siebie i przekonanie o słuszności argumentów.
– Temu to dobrze – pomyślał Ptasiński na stopniach tramwaju, zamykając książkę. Drogę do budynku sądu przebył w mgnieniu oka i równie szybko przedarł się przez ochronę, oślepiając nieco zdziwionego pracownika zalaminowaną legitymacją.
– Służbowo – rzucił nonszalancko – wprawiając zdumionego pana Zbigniewa w lekkie rozbawienie.
Tak sprawne ominięcie pierwszej przeszkody, utrudniającej dostęp do wymiaru sprawiedliwości, umożliwiło Ptasińskiemu zajęcie doskonałej pozycji pod salą rozpraw. Po chwili Ptasiński powoli przemieszczał się, wymieniając uprzejme pozdrowienia. Prędkość, z jaką się poruszał odpowiadała dokładnie prędkości ziemi, bo silne drżenie łydek uniemożliwiało samodzielny ruch. W myślach błogosławił poprzedników, których mądrość skutkowała przyjęciem togi jako szerokiej sukni fałdzistej, która doskonale ukrywała nagłą niemoc.
Rozmyślania Ptasińskiego zostały brutalnie przerwane wezwaniem na salę rozpraw. Przepuścił klienta, uznając, że sąd podpowie (sam nie wiedział już, czy jemu, czy jego klientowi), po której stronie ma usiąść.
– Sąd otwiera posiedzenie w sprawie o stwierdzenie nabycia spadku po zmarłym Waldemarze Kotowskim – zabrzmiał monotonny głos sędziego – Na posiedzenie stawili się…? – sędzia zawiesił głos podnosząc wzrok na Ptasińskiego.
– Tak, wysoki sądzie – powiedział Ptasiński – jesteśmy.
– Ale kto? – drążył nieubłaganie sędzia.
– No, my – trwał przy swoim mecenas – dane są w aktach.
– W tym miejscu Sąd informuje pełnomocnika wnioskodawcy, że do wniosku nie załączono fotografii wnioskodawcy, ani pełnomocnika, stąd konieczne jest potwierdzenie ich tożsamości – podyktował sędzia do protokołu.
– Mecenas Ptasiński – powiedział, jakby nie patrzeć – mecenas Ptasiński – wraz z wnioskodawcą Markiem Kotowskim.
– Dziękuję mecenasie. Czy wnioskodawca podtrzymuje wniosek?
– Tak, wysoki sądzie, wnioskodawca chciałby jednak złożyć dodatkowe wnioski dowodowe.
– W tej sprawie?- zdziwił się sędzia – Słucham zatem.
– Wnioskodawca wnosi o przeprowadzenie dowodu z opinii biegłego na okoliczność stwierdzenia zgonu zmarłego Waldemara Kotowskiego;
– Że co? – krzyknął sędzia.
– Wysoki sądzie – rozkręcał się Ptasiński – jedynym dowodem na tę okoliczność jest odpis aktu zgonu. Jest to oczywiście dokument urzędowy, korzystający z domniemania prawdziwości, jednakże domniemanie to można obalić – po czym w myślach dodał: miałem powiedzieć “obalalne!” – Reprezentując interesy mojego klienta nie mogę dopuścić do możliwości wznowienia postępowania i narażenia mojego klienta na dodatkowe, niepotrzebne koszty spowodowane nieprzeprowadzeniem pełnego postępowania dowodowego w niniejszym procesie.
Sędzia wydawał się być coraz bardziej zafascynowany.
-Dlatego też, Wysoki Sądzie – ciągnął Ptasiński – kierując się obowiązkiem działania w najlepszym interesie mego mocodawcy zmuszony jestem złożyć przedmiotowy wniosek.
– Panie mecenasie – wykrztusił sędzia – czy Pan twierdzi, że spadkodawca nadal żyje?
– Ja nic nie twierdzę, Wysoki Sądzie – zaperzył się Ptasiński – ja dbam o interesy klienta. I proszę o zapisanie tego w protokole!
– Skoro Pan nalega… – rzucił sędzia – Pani Anno – Proszę zaprotokołować: “Pełnomocnik wnioskodawcy oświadcza, że nic nie twierdzi”.
– Nie to powiedziałem! – wrzasnął Ptasiński.
– Pani Anno, czy Pani słyszała, że pan mecenas tak powiedział? – zapytał uśmiechnięty sędzia.
– Tak panie sędzio – wyszeptała perlistym głosem pani Anna.
– A Pan, panie Kotowski?
Kotowski, coraz bardziej przerażony i coraz mniej rozumiejący, pokiwał głową.
– A zatem kwestia wydaje się rozstrzygnięta. Panie Mecenasie – jakieś dodatkowe wnioski? Nie? To zaczynamy. Panie Kotowski, zapraszam na środek, za barierkę dla świadków.
– Ale ja nic nie wiem – wyszeptał przerażony Kotowski.
– Może jednak coś z Pana wyciągnę – zażartował sędzia – Proszę podejść do barierki.
– Panie Kotowski, pan Waldemar Kotowski to Pański ojciec, tak?
– Tak, proszę pana – rzucił drżącym głosem Kotowski.
– Pamięta Pan kiedy zmarł? – sędzia zawiesił wzrok na Ptasińskim.
– Tak. 15 kwietnia zeszłego roku. Byłem przy nim wtedy.
– Czy Pana matka żyje? Czy Pana ojciec miał inne dzieci poza Panem? – standardowe pytania przyrzeczenia spadkowego padały jedno za drugim. Po ustaleniu, że nieślubne dzieci dotąd nie dały znać o swoim istnieniu, a panowie Kotowscy nie umawiali się, że nie chcą po sobie dziedziczyć, sąd ogłosił przerwę.
Pół godziny później Ptasiński wyszedł z sądu. Pod budynkiem Kotowski, już nieco pewniejszym głosem, powiedział: Mecenasie, jak to dobrze, że Pan tam był ze mną. Nigdy bym sobie sam nie poradził.
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.