Ptasiński #6: Rozwód

Przeciągnęła się jak zadowolona kotka, a pierwsze promyki wiosennego słońca zatańczyły na jej ciele niczym refleksy mądrości płynące z orzeczeń Sądu Najwyższego.

– No, koguciku – rzuciła miękkim głosem – zbieraj się, czas stawić czoło nowemu porankowi.

Kogucik chwilę rozważał, czy zwrócić uwagę, że żarty z nazwiska nie należą do dobrego tonu, lecz szybko doszedł do wniosku, że ilość przyjemności, jaką zafundował nowo poznanej partnerce musiała mieć wpływ na jej zdolność myślenia.

– Zadowolona, że Cię zaczepiłem? – rzucił zalotnie.

– Wylanie na mnie piwa to istotnie nowość w kwestii poznawania nowych ludzi – rzuciła rozbawiona kochanica – a teraz idź już, muszę się przygotować.

Tak owocny początek dnia tchnął nowe siły w obrońcę praworządności. Przemknął przez bramki ochrony i już po kilku minutach witał się z klientem.

– Witam, witam – rzucił jowialnie – więc już za chwilę puścimy pana żonę, już wkrótce byłą, w skarpetkach.

– Albo w rajstopkach – odpowiedział zadowolony Margieliński – ale w tych dziurawych. Niech się wstydzi. O idzie, puszczalska jedna!

– Która to? – rozejrzał się Ptasiński – Ta czarna?

– Nie no, co Pan!? Z taką bym się nie ożenił. To ta blond lafirynda co tu człapie. Wszystko w porządku, panie mecenasie, zbladł Pan jakoś?

Ptasiński patrzył przerażony na zbliżającą się kobietę. Nadzieja, że chodzi o przypadkowe podobieństwo prysnęła, gdy kobieta skierowała do niego uśmiech mrużąc oczy w sposób, który jeszcze kilka godzin temu wydawałby się pociągający, a teraz budził tylko przerażenie.

– Mecenasie, jakiś czerwony się pan teraz zrobił. Już pan pewnie przelicza ten procent od wygranej, co? He, he.

– Tak się zastanawiam, czy rzeczywiście chce pan walczyć. Wie pan, przeżyliście razem trochę lat, może nie warto kończyć tego awanturą?

– Mecenasie, co pan? – oburzył się Margieliński – Za te lata upokorzeń? Za te jej zdrady? Jak pies w domu siedziałem, jak zakonnik żyłem, a ta sobie facetów na piwo podrywała? Ja jej tego nie odpuszczę!

– Ale jak to “na piwo”? – zapytał słabym głosem Ptasiński

 – No ustawiała się flądra tak, że piwo na nią wylewali, ona udawała oburzoną, a potem frajera ciągnęła do łóżka. Ona jest tą, no, nimfofanką! Czytałem o tym. 

– Chyba nimfomanką – poprawił odruchowo Ptasiński – Ale skąd Pan o tym wie?

– Kolega ją wczoraj przyfilował, jak z jakimś fagasem wychodziła. I mówił, że było widać, że to nie pierwszy raz.

– Jaki kolega? – wyszeptał Ptasiński.

– No, Romek, ten co jest  świadkiem. Ciekawe, czemu go jeszcze nie ma.

Ptasiński ciężko klapnął na ławę.

– Mecenasie, na pewno wszystko w porządku? O, Romek dzwoni! No cześć Romuś, gdzie jesteś? Co? Wypadek miałeś?

Ptasiński podniósł zbolałe oczy z nową nadzieją.

– Nie przyjedzie? – zapiszczał cienko.

Margieliński pokiwał przecząco głową – A słuchaj Romuś, ten frajer co go wczoraj widziałeś to jak wyglądał? Bo mecenas chciałby wiedzieć. Nijaki taki? No ja myślę, że żaden normalny facet na tę lafiryndę by nawet nie spojrzał. I ten numer z piwem. To gej jakiś, czy co? O czekaj, wołają nas, muszę lecieć.

Sędzia Przyłuska znudzonym głosem rozpoczęła dyktowanie do protokołu.

– Panią powódkę zapraszam na środek – rozbrzmiało po chwili – Dlaczego zawarła pani związek małżeński z pozwanym?

– Bo głupia byłam! – krzyknęła pani Margielińska – A mówiła babcia, żeby wyjść za Nowaka!

– Za Nowaka! – wrzasnął Margieliński – Tego golasa, co nawet prawa jazdy nie miał?!

– Bardzo pana proszę o spokój – z niezmąconym spokojem powiedziała sędzia – Pan się za chwilę wypowie.   

– Proszę pani – zwróciła się do zadowolonej z siebie Margielińskiej – Proszę się powstrzymać od takich uwag i opowiedzieć konkretnie o przyczynach zawarcia związku małżeńskiego. Kochała pani męża?

– Tak mi się wydawało – zaszlochała nagle Margielińska – A on mnie taką samą zostawiał, porzuconą. Niby byłam żoną, a ciągle sama.

– Sama, sama – mamrotał pod nosem Margieliński – Pół osiedla się ze mnie śmiało przez tę jej samotność.

– Bardzo pana proszę o spokój – sędzia nadal była niewzruszenie spokojna i w jakiś sposób bez całkowitej zmiany intonacji wróciła do pytań – Pani nie mieszka z mężem?

– Nie, bo już miałam dość tych upokorzeń i bycia jego służącą.

– Więc nie prowadzi pani z mężem wspólnego gospodarstwa, nie gotuje mu pani, nie sprząta, nie pierze?

– Nigdy w życiu! Już nie będę jego niewolnicą.

– A kiedy ostatni raz pani współżyła?

– WNOSZĘ O UCHYLENIE PYTANIA! – zerwał się na równe nogi Ptasiński – To bez związku ze sprawą.

– Panie Mecenasie, sąd musi ustalić, kiedy doszło do zaprzestania pożycia między małżonkami – przewodniczącej chyba nic nie mogło wytrącić z równowagi.

– A, w tym sensie – westchnął Ptasiński –  Wobec tego cofam wniosek.

– To było niezłe mecenasie – szepnął Margieliński – a o co właściwie chodziło?

– No wie Pan, te zdrady chciałem podkreślić – wyszeptał Ptasiński.

– Zapraszam Pana na środek – sędzia spojrzała na Margielińskiego.

Po serii pytań, odpowiedzi, uwag, replik i kąśliwych ripost, sędzia zapytała o dalsze wnioski dowodowe.

– Ja nie mam – zerwał się Ptasiński.

– Ale pan mecenas wnioskował o przesłuchanie świadka, prawda? – zapytała sędzia.

– Cofam ten wniosek!

– Panie Mecenasie, ale sąd nie ma żadnych dowodów w sprawie. Powódka opisała tylko przyczyny rozpadu, pan nie podaje żadnych. Pan sobie zdaje sprawę z konsekwencji?

– Oczywiście wysoki sądzie – zapewnił Ptasiński.

 

– Pokazaliśmy jej mecenasie – cieszył się Margieliński gdy razem opuszczali budynek – tylko jednej rzeczy nie zrozumiałem. Co to jest “oddalenie powództwa”?

 

 

Udostępnij wpis
Brak komentarzy

ZOSTAW KOMENTARZ