Wizerunek, adw. Marcin Surowiec

Gdy Jaś – odpowiadając na pytanie o to, co robią rodzice oznajmił, że jego tata „gra w burdelu na pianinie” – szkoła oczywiście wezwała rodziców.

Zjawił się zatem ów tato – elegancko ubrany, lekko szpakowaty, dystyngowany Pan, który – poprosiwszy syna o pozostanie przed gabinetem dyrektora, po usłyszeniu opisu całej sytuacji, wyjaśnił: „panie dyrektorze. Jestem adwokatem. Jak inaczej miałem to dziecku wytłumaczyć?”

Ten żart usłyszałem po raz pierwszy wkrótce po studiach. Poza niezwykłym opisem zawodu (szczęśliwie tylko czasami trafnym), najbardziej utkwił mi w pamięci ów opis adwokata. „Elegancko ubrany”, „dystyngowany”.

Później zaczęto odmieniać przez wszystkie przypadki słowo postmodernizm, wraz z czołowym: „teraz nie ma żadnych zasad”. Ubiór nieważny, styl bycia nie tak istotny, ważna jest wiedza i doświadczenie. Jakość świadczonych usług przekona klientów, którzy – powaleni głębią wiedzy – będą szturmować kancelarie. Tego rodzaju i podobne opinie są dość powszechne w adwokackiej części internetu (zwłaszcza tej redagowanej „oddolnie”). Uważny obserwator zauważy jednak, że korespondują one z pełnymi zdumienia stwierdzeniami, że – poszczególni adwokaci – nie spotykają się z szacunkiem ze strony klientów. Że nasz zawód nie cieszy się poważaniem. Że sędzia nie słucha genialnych mów obrończych, tylko patrzy w okno, a to przecież MY mówimy. MY obrońca, MY pełnomocnik, z własnym rozdziałem lub działem w obu najważniejszych kodeksach.

Oczywiście kiedyś było lepiej, ponieważ adwokaci cieszyli się powszechnym poważaniem (albo tak się nam przynajmniej wydaje, choć sam nie mogę zapomnieć żartów z wielu konkretnych adwokatów, którzy usiłowali awangardowo i przełomowo stosować nowe i jeszcze nie wdrożone instytucje w procesach – a wszystko to daleko przed 2005r).

Czy było jednak tak, że cieszyli się poważaniem, bo byli adwokatami, czy też dlatego, że zachowywali się, jak na stereotypowych adwokatów przystało i jak uwieczniano nawet w żartach? Jeżeli prawdą jest, że nie cieszymy się szacunkiem i nie jesteśmy zaliczani do „elity”, dlaczego każda wzmianka o skazanym czy oskarżonym adwokacie trafia na czołówki gazet? Przysłowiowy pijany sztygar za kółkiem to statystyka. Pijany adwokat to news na pierwszą stronę. O naszym nieszczęsnym koledze, który okradał szafki w siłowni trąbiła cała Polska. To samo tyczyło jego kolegi z izby, na którego niespodziewanie wyskoczył budynek teatru.

W zeszłym roku broniłem więcej pracowników kopalni z mojego powiatu z zarzutem z art. 178a § 1 kk niż adwokaci w całej Polsce popełnili przestępstw. A jednak to my jesteśmy ci medialni.

Skąd zatem ta rozbieżność pomiędzy własnymi odczuciami a rzeczywistością medialną? Między kreowaniem nas na elitę, a tym, czego część z nas doświadcza na co dzień?

Rozwiązanie jest dość proste. Stereotyp adwokata kształtował się przez lata. Dystyngowany, majętny Pan, w nienagannie skrojonym garniturze. Niezbyt liczna elita. Znawcy prawa. Wybrani. Taki stereotyp utrzymuje się przez cały czas. Nie zmieniają go ani doniesienia medialne o zbyt licznej grupie adwokatów, ani o trudnościach z utrzymaniem się na rynku. A nie zmieniają go dlatego, że (upraszczając) ludzki mózg zapamiętuje wiadomości zgodne z utrwalonymi wcześniej stereotypami. Jeśli coś jest z nim niezgodne – nie utrwala się w pamięci. Zwykłego człowieka nie interesuje los adwokatów. On z grubsza wie, kto to jest adwokat, a szczegóły dotyczące wykonywania zawodu, sytuacji ekonomicznej czy sposobu dojścia do zawodu są dla niego nieistotne.

Nie sposób pominąć też utrwalania stereotypów w popularnych serialach. To, co pokazują scenarzyści to wszak odbicie poglądów społeczeństwa. Dlatego adw. Agata Przybysz („Prawo Agaty”) mogła pracować na umowę o pracę w korporacji. Dlatego podczas rozpraw w tymże serialu adwokaci i prokuratorzy cytują treści przepisów z podaniem jednostki redakcyjnej. Bo tak to widzi społeczeństwo. Adwokaci zajmują się przepisami, więc muszą je cytować. Ileż to razy słyszałem, że „moje” wezwania do zapłaty są jakieś niedopracowane, bo nie powołuję się na żaden artykuł w kodeksie. Ileż to razy przejęty klient pokazywał pismo rojące się od numerów artykułów. A tłumaczenie, że 90% z nich nie miało żadnego sensu w kontekście pisma niczego nie zmieniało. Bo przecież jakiś prawnik to napisał, więc musiał wiedzieć, co robi.

Rozważmy teraz, co się wydarzy, gdy stereotyp spotka się z rzeczywistością? Gdy się okaże, że adwokat nie jest nienagannie ubrany, kancelaria nie wygląda, jak w „Prawie Agaty” czy „Magdzie M.”, słownictwo nie takie, zachowanie odbiega od wzorca.

Czy klient nie zacznie się zastanawiać, czy to aby prawdziwy adwokat? A gdy się jeszcze okaże, że sprawa jest prowadzona nieco na oślep? Gdy klient wyczuje, że młody adept zawodu dopiero nabiera doświadczenia na jego sprawie? Cóż, gdy do tego adwokat próbuje udawać „elitę”, skutki mogą być opłakane. Bo nie dość, że nie umie, to jeszcze próbuje się wywyższać, a co z niego za adwokat? Dodajmy do tego znaną z marketingu zasadę, że niezadowolony klient opowiada o tym 10 znajomym (zadowolony tylko trzem) i katastrofa gotowa.

Sądzę, że każdy z nas powinien sobie odpowiedzieć na pytanie, czy wpasowywać się w stereotyp, czy próbować z nim walczyć wyłącznie profesjonalnym podejściem do prowadzonych spraw? Czy woli występować w garniturze bespoke, czy podartych dżinsach? Czy chce demonstrować przynależność do danej grupy, czy wyraźnie się od niej odcinać. Na te pytania nie ma jednej, dobrej odpowiedzi. Wybór należy do każdego z nas, a każdy indywidualnie odczuje skutki swego wyboru.

Adw. Marcin Surowiec

1239468_640484965991927_1557352437_n

 

Udostępnij wpis
Autor:

Adwokat, niedoszły historyk, germanista i filozof, wolnomyśliciel (pisane razem, a nie osobno)

Brak komentarzy

ZOSTAW KOMENTARZ