Na waciki, czyli o tym na co starczy wynagrodzenie adwokata za sprawę z urzędu, adw. Joanna Parafianowicz

W powszechnym społecznym przekonaniu adwokaci są nie tylko zamożni, ale i uprzywilejowani, bowiem niewiele jest zawodów specjalistycznych, w których udzielenie odpowiedzi na zadane przez klienta pytanie „zajmie tylko 5 minut” albo nie będzie się wiązało z większym wysiłkiem, skoro np. wydanie opinii „to tylko chwila”, a sprawa jest „generalnie prosta” i „wystarczy, że rzucisz okiem”.

Tym razem nie mam intencji skupiać się na tym, że za udzieloną obiektywnie sprawnie poradą czy sporządzeniem pisma procesowego szybciej niż zajęłoby to np. stomatologowi, czy operatorowi koparki stoi 5 lat jednolitych studiów magisterskich (podczas których młody prawnik zalicza co najmniej 20 egzaminów), napisanie, złożenie i obrona pracy magisterskiej, państwowy egzamin wstępny na aplikację z niemal wszystkich dziedzin prawa, 3 lata aplikacji (podczas której, niczym na uczelni pisze się kolokwia, zdaje egzaminy i zalicza nawet kilkadziesiąt godzin praktyk w sądach i prokuraturze), 4 dni państwowego egzaminu zawodowego z 4 przedmiotów, pośród których zaliczyć należy wszystkie) i żadna z wymienionych atrakcji nie jest darmowa.

Nie mam także ambicji, aby przekonywać, że praca adwokata wiąże się z ogromnym obciążeniem psychicznym i zapewne nie bez kozery przedstawiciele tego zawodu tak często padają ofiarami różnych nałogów.

Nie chcę także stać po stronie tych, którzy powyższe argumenty skłonni byliby skwitować stwierdzeniem, że nikt adwokatów nie zmuszał do wykonywania tej profesji, choć niewątpliwie w tym sposobie myślenia jest odrobina prawdy.

Pragnę dziś jedynie zwrócić uwagę na to, że gdybyśmy choć na moment wyswobodzili się z dyktowanych stereotypami przekonań i przyjrzeli temu, jak wyglądają realia adwokackiego fachu pod jednym z proponowanych kątów, mogłoby się okazać, że wspomniana na wstępie zamożność zawodowa winna być mierzona, nie pieniądzem, lecz doświadczeniem, zaś uprzywilejowanie ograniczone do możliwości dostania się do gmachu sądu wejściem dla jego pracowników. Uważam bowiem, że jak na grupę zawodową, która wespół z radcami prawnymi zobowiązana jest przez ustawodawcę do udzielania przedsądowej pomocy prawnej w ramach systemu nieodpłatnej pomocy prawnej oraz prowadzenia spraw sądowych jako pełnomocnicy lub obrońcy w ramach pomocy prawnej świadczonej z urzędu, to proponowane przez (każdego do około 30 lat) Ministra Sprawiedliwości stawki wynagrodzenia za ten wysiłek odbierać należy wyłącznie w kategoriach żartu. Niestety, nie tylko mało zabawnego dla adwokatów i radców, ale nade wszystko dla obywatela. Jak mniemam nie trzeba być omnibusem, aby nie dostrzegać, że wynagrodzenie za sprawę przeciwko ZUS, opiewające na niespełna 100 zł plus VAT (przy czym kwotę brutto należy obniżyć nie tylko o tę daninę, ale i podatek dochodowy i składkę na ubezpieczenie zdrowotne) nawet nie stało obok wynagrodzenia hydraulika za naprawienie kranu czy podcięcia i ufarbowania włosów, o zaspokojeniu podstawowych potrzeb człowieka, jak choćby jedzenie, nie wspominając.

Stawki wynagrodzenia pełnomocników i obrońców z urzędu nie świadczą o jakości ich pracy, bo nie jest prawdą, że po ustanowieniu do sprawy przez sąd lub organy samorządu zawodowego, tracimy umiejętność rzetelnego i profesjonalnego prowadzenia spraw. Ustalona rozporządzeniem wysokość stawek nie oznacza też, iż każdy ma takiego pełnomocnika, na jakiego go stać, zatem pomoc prawna świadczona z urzędu jakością koresponduje z zamożnością klienta.

Obiektywnie upokarzająco niskie, nieadekwatne do rangi pełnionej funkcji i zaufania, jakim ustawodawca w omawianym kontekście obdarza adwokatów i radców prawnych i najpewniej rażąco niezgodne z powszechnie akceptowanym w krajach demokratycznym zakazem pracy niewolniczej stawki za prowadzenie spraw z urzędu to świadectwo, które politycy wystawiają sami sobie. Zarówno ci, którzy już władzę sprawowali, jak i ci, w których rękach jest obecnie.

Warto o tym pamiętać szczególnie w kontekście zbliżających się wyborów.

adw. Joanna Parafianowicz

tekst ukazał się w Rzeczpospolitej – Rzecz o Prawie w dniu 26 września 2023 r.

Share Post
No comments

LEAVE A COMMENT