Sejf demokracji nie otwiera się na hasło, adw. Joanna Parafianowicz

Zdawać by się mogło, że tak jak mecz piłkarski wygrywa ta drużyna, która zdobędzie większą ilość bramek, tak i wybory zwycięża ta partia lub koalicja, na którą więcej wyborców odda swój głos. Tymczasem, analizując komentarze przedstawicieli niemal każdej opcji sceny politycznej odnieść można wrażenie, że zwycięzca wyborów samorządowych jest więcej niż jeden.

Z jednej strony Prawo i Sprawiedliwość niewątpliwie dzierży większość miejsc w wojewódzkich, z drugiej – Platforma Obywatelska poszczycić się może zwycięstwem jej kandydatów w kilku kluczowych, o ile nie prestiżowych, miastach. Z trzeciej strony – zwycięzcami czują się kandydaci, którzy dotychczas szerszej grupie obywateli nie byli szczególnie znani, lecz zyskali ich przychylność w toku prowadzonej kampanii, z czwartej zaś – powody do zadowolenia mają ci, którzy – jak np. Prezydent Legionowa, wsławili się serią co najmniej kontrowersyjnych postaw lub skrajnie szowinistycznych wypowiedzi, a poparcia mieszkańców swojego okręgu wyborczego nie utracili.

To, w jaki sposób wyglądać będzie sprawowanie władzy w samorządzie terytorialnym jest melodią przyszłości i wiele jest racji w twierdzeniu, że wybory na tym poziomie, niezależnie od tego, z którym ugrupowaniem kojarzony jest kandydat, nie mają wiele wspólnego z polityką na poziomie centralnym. Nie sposób jednak nie dostrzegać, że całkiem od niej oddzielone nie są. Z tego względu osoby, które zdecydowały się startować, a następnie zostały wybrane, z list tego, czy innego ugrupowania powinny mieć odwagę zmierzyć się z faktem, że pieczętując swój program wyborczy logo określonej partii, przyjmują także na siebie brzemię jej podglądów i działań nie tylko w wymiarze lokalnym.

Tymczasem, na kilka dni przed wyborami w moim okręgu, pod jednym z supermarketów spotkałam kandydata uplasowanego na pierwszym miejscu listy Prawa i Sprawiedliwości skorego do agitowania na swoją rzecz i wyposażonego w wyborcze ulotki. Niestety, na pytanie o to, jak ocenia zmiany legislacyjne odnoszące się do Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego uchylił się od odpowiedzi wskazując, że to są sprawy wielkie, zaś on zajmuje się małymi. Dopytany o to, z jakiej zatem przyczyny kandyduje z tej konkretnej listy a nie jako kandydat niezależny stwierdził, że rozmowa do niczego nie prowadzi i skierował się do innej osoby, która przyszła na zakupy. Gdy przy innej okazji spytałam mojego znajomego, startującego z list Platformy Obywatelskiej, czy partia ta przeanalizowała błędy, które ostatecznie doprowadziły do jej przegranej w minionych wyborach oraz czy można liczyć na to, iż w razie zmiany większości parlamentarnej zostanie przywrócony wcześniejszy ład normatywny, także nie uzyskałam jednoznacznej odpowiedzi. Kandydat łaskaw był nadto wskazać, że w gruncie rzeczy, zainteresowany jest polityką wiejską, a nie z Wiejskiej. Mam nadzieję, że poczucie humoru nie opuściło go po zapoznaniu się z wynikami wyborów.

Jest dla mnie oczywiste, że polityka lokalna winna być skupiona na sprawach ludziom, w rozumieniu dosłownym – samorządowcy powinni dbać zarówno o komunikację jak i kanalizację, oświetlenie i oświatę, służbę zdrowia i służby porządkowe. Są bowiem nie tylko od tego, aby – zgodnie z hasłem kandydata do Rady Miejskiej w Bytowie – „Dać nam żyć”, zaś ich atutem nie powinna być jedynie szczerość, jak to niegdyś było w przypadku kandydata do Rady Miasta w Wieluniu – „Jestem leniwy, ale uczciwy”, czy poczucie humoru jak onegdaj w przypadku kandydata do Wielkopolskiego Sejmiku Wojewódzkiego – „Idioci już byli. Czas na Głąba”.

Przedstawiciele obywateli – zarówno na poziomie lokalnym jak i centralnym powinni być pomni tego, że ich partyjne szyldy niosą określoną treść i uchylanie się od udzielania odpowiedzi na kierowane pod ich adresem pytania wyborców, wykraczające poza ramy ich indywidualnego programu, rodzić może określone skutki. Z tego względu politycy powiązani z partią rządzącą muszą być świadomi odpowiedzialności wiążącej się z niekonstytucyjnymi zmianami w prawie. Ci zaś, którym bliskim jest największa partia opozycyjna nie mogą liczyć na zmianę obrazu sceny politycznej – w razie nierozliczenia się z poprzednio popełnionych błędów i niesformułowania programu opartego na czymś więcej niźli bycie przeciwnym rządowi. Jak bowiem pisał Zbigniew Waydyk, sejf demokracji otwiera się nie na hasło, a na tchnienie prawdy.

 

adwokat Joanna Parafianowicz

Felieton (w okrojonej wersji) ukazał się w Rzeczpospolitej Rzecz o Prawie w dniu 30 października 2018 r.

Share Post
Written by

Warszawski adwokat i Pokój Adwokacki w jednym.

No comments

LEAVE A COMMENT