Rozmowa z prof. Ewą Łętowską [na temat ustaw reformujących wymiar sprawiedliwości]

Co z perspektywy zwykłego obywatela powoduje zawetowanie przez Prezydenta dwóch ustaw, tj. ustawy o Sądzie Najwyższym i ustawy o KRS?

Zmieniło się nastawienie Prezydenta i nastąpiło przesilenie, w postaci dwóch wet. Jest to jednak zjawisko o charakterze polityczno-społecznym, a nie – prawnym.

Wszyscy się teraz uwzięli na perspektywę zwykłego obywatela! To co się stało wiadomo. Ale ważniejsze co docelowo ma się stać. Jest to dla prawnika niepokojące; nie znamy uzasadnienie stanowiska Prezydenta. Ono bowiem wyznaczy kierunek oczekiwań, przynajmniej – prezydenckich co do losów wspomnianych ustaw. Do tego czasu w gruncie rzeczy nie wiemy co się wydarzy, jeśli chodzi o meritum. Najbardziej niepokojące jest to, że reżimu prawny wymiaru sprawiedliwości i wogole sprawy sądownictwa stały się w gruncie rzeczy monetą przetargową w walkach frakcyjnych w obrębie jednego politycznego obozu. Nie mogę wróżyć z fusów – ale dla wspomnianego przez panią zwykłego obywatela, który z tak uformowanego produktu sądowego będzie później korzystał, to co się wydarzyło jest niesłychanie niebezpieczne.

Dlaczego?

Jeżeli dalej wymiar sprawiedliwości będzie przedmiotem politycznych rozgrywek, to po pierwsze – nigdy nie nastąpi upragniona poprawa funkcjonowania sądów, lecz spowolnienie, przeczekiwanie, zakłamywanie uzasadnienia przeprowadzanych reform i inne niepożądane skutki, po drugie zaś – dojdzie do wyzwolenia różnego rodzaju postaw mało sprzyjających dobremu funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości. Prezydenckie weto nie załagodziło kampanii oczerniajacej, której jesteśmy świadkami. Nadal mówi się także o koniecznej wymianie kadr, choć wiadomo jest, że nie jest to metoda polepszenia pracy. Wymiana jednych na drugich, oby tylko o adekwatnym poziomie umiejętności to nie jest to, o co w tym wszystkim chodzi.

Odczuwa Pani Profesor niepokój?

Tak, Dopóki rewolucja omijała wymiar sprawiedliwości, dopóty on przynajmniej funkcjonował jako tako przewidywalnie. Nawet jeśli jakościowo bywało rozmaicie. W tej chwili zaś – nie wiemy co się może zdarzyć.

Mamy ustawę o ustroju sądów powszechnych i inkorporowany w niej 6-miesięczny termin na dokonanie przez Ministra Sprawiedliwości wymiany kadr – prezesów sądów. Jak Pani Profesor ocenia tę sytuację?

Ustawa przewiduje stan ekstraordynaryjny, który ma służyć umożliwieniu wymiany kadr – osób, które organizują prace sądów. Jestem jak najdalsza naiwnego przekonania, że sędziowie powołani przez Ministra, będą automatycznie obarczeni wszelkiego rodzaju skazami, czy wątpliwościami co do ich niezależności. Problemem jest dla mnie coś innego, a mianowicie – stworzenie instrumentu, dzięki któremu możliwe będzie – w świetle prawa – wpływanie na decyzje osób funkcyjnych. I ci funkcyjni o tym będą wiedzieli. Będzie to ciążyło i na tych niezłomnych i tych szukających świętego spokoju.

Ustawa nie precyzuje w jakich przypadkach Minister Sprawiedliwości może dokonać zmiany na stanowiskach prezesów sądów. Czy jest to zatem decyzja uznaniowa?

Tak, brak jakichkolwiek kryteriów i ram decyzji Ministra powoduje, że jego decyzja ma charakter swobodnego uznania, at pleasure. To oznacza arbitralność zmiany, co jako zasada nie powinno mieć miejsca w państwie prawa wątpliwa. W moim przekonaniu wymiana kadr nie może odbywać się bez wskazania przyczyny indywidualnej zmiany.

A zaufanie?

Jeśli nie ma kryteriów, to pod pojęciem zaufania kryć się może sprzyjanie jednym z określonej przyczyny, a niechęć do drugich wywołana bezpodstawnie. Wytwarza to wysoce niepożądane postawy i stany.

Jakie?

Chilling effect na przykład. Gdzieś na facebook’u śledziłam spór na ten temat. I rozumowanie było takie: jak ktoś się boi, to widocznie ma czego, a skoro ma czego, to dobrze, że mamy chilling effect, bowiem tych, który mają się czego bać skłoni on do poprawy.

Czy nie jest to spłycenie problemu?

Oczywiście, że jest! Chilling effect to po prostu zaszczepienie poczucia autocenzury.

Która łamie charaktery?

Nie tylko. Autocenzura jest czynnikiem sprzyjającym bierności. Nakazuje bowiem nic-nie-robienie – na wszelki wypadek. To zaś w wymiarze sprawiedliwości i pod hasłem jego usprawnienia, na pewno jest kontrproduktywne. Nadto, jest to także stan promujący zachowania ekscesywnie zachowawcze. Zachowania, które w przekonaniu zachowującego się mają być miłe władzy, bowiem albo władza nie udzieli mu pewnych faworów, jak np. awans, albo ukarze. W obu wypadkach sama możliwość usuwania konkretnych osób ze stanowisk bez wskazania kryteriów, jest anachroniczna. Oczywiście nie z punktu widzenia pragmatyki zarządzania strachem – w tym kontekście nie ma mowy o anachronizmie, a tym bardziej o braku skuteczności. Jednakże jeśli patrzymy na sprawę z perspektywy wyzwalania ludzkiej energii w celu identyfikowania się z dobrem służby i rozwijania pozytywnego efektu synergii, jest to efekt bardzo nieprawidłowy.

Podkreślić należy, że mówimy wprawdzie o jednej ustawie, ale ona stanowiła element pakietu. W Polsce jest praktyka patrzenia tylko na poszczególne akty normatywne, w oderwaniu od innych, ale rozmawiając o ustawie o ustroju sądów powszechnych mówimy fragmencie wyrwanym z kontekstu. Fragmencie, który i bez ustaw mu pierwotnie towarzyszących daje Ministrowi Sprawiedliwości i zarazem Prokuratorowi Generalnemu, duże możliwości personalne – na przyszłość. Potencjalna usłużność prezesów sądów, gdy idzie o rozpatrywanie spraw miłych lub niemiłych władzy, jest ostatnią rzeczą, jakiej moglibyśmy sobie życzyć.

Czy wspomniana ustawa będzie sprzyjała takim sytuacjom, które chętnie opisują media, jak np. sprawa sędziego Milewskiego z Gdańska?

Jeżeli ta sprawa urosła do rangi symbolu zepsucia dotychczasowych obyczajów, to przecież ustawa o ustroju sądów daje narzędzie do tego, aby tego rodzaju sytuacje były normą. Zresztą, nic nowego pod słońcem. Czytałam jakieś wspomnienia pewnego sędziego z czasów międzywojnia, który opisywał obyczaje panujące w Polsce jako pozostałość czasów carskich. Opisywał sytuację, gdy minister ze świtą zaczął wizytować sąd, który rozpoznawał sprawy z wokandy – jeden skład, nie bacząc na obecność na sali ministra – pracował dalej, a z ministrem przywitał się po zakończeniu sprawy, inny zaś – przerwał rozprawę z oznakami czołobitności.

Co – w aktualnym stanie rzeczy i stanie prawnym – będzie milsze Ministrowi Sprawiedliwości?

Marzyłabym o tym, aby minister dbał wyłącznie o obiektywnie prawidłowe funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, jednak – pozwalam sobie wątpić.

Czy wątpliwości Pani Profesor wynikają także z oceny dotychczasowych działań – tego konkretnego Ministra Sprawiedliwości?

Unikam odwoływania się do nazwisk, jednakże rzeczywiście – obserwowanie działań prokuratury, której Minister Sprawiedliwości, jako Prokurator Generalny jest zwierzchnikiem – bywa pouczające. Na przykład pojawiajwia się kwestionowanie przezeń w trybie dyscyplinarnym także merytorycznych, procesowych decyzji sądów. To podważa optymizm zwiazny z przekazaniem w ręce ministra dodatkowych narzędzi. 

Czy sąd powinien być wolny?

Sądy nie mają być wolne, a wznoszenie na sztandary hasła „wolne sądy” to retoryka nieco wiecowa. Hasło „ wolny sąd” sprawia wrażenie, że sąd może być wolny od wszystkiego. Sąd powinien zaś być związany prawem, wolny zaś w orzekaniu – od wpływu władzy, zwłaszcza egzekutywy i polityków. Istnieją wprawdzie poglądy (ich rezultatem jest ustawa o ustroju sądów powszechnych w aktualnym brzmieniu), zgodne z którymi cięższa ręka ministra sprawiedliwości będzie sprzyjać ulepszeniu pracy sądów, ale rodzi się we mnie pytania – jaki mamy na to dowód, że będzie to także korzystne dla obywatela?

Nie mam wątpliwości, że egzekwowanie odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów jest konieczne. To jest do niczego niepodobne, że sędziego zatrzymanego na prowadzeniu auta po spożyciu alkoholu traktuje się lepiej, nież nie-sędziego, ale żadną miarą nie wierzę w to, że wyjęcie powołań prezesów sądów z opiniowania środowiskowego będzie sprzyjało podwyższeniu poziomu etycznego w środowisku.

Na koniec warto też dodać, że zmiana, która się dokonała ma charakter prowizoryczny – jest to wyłącznie akt rewolucyjnego „przewietrzenia” sądów. Prawo zaś jest elementem ewolucyjnym i z rewolucją nigdy nie było mu po drodze.

Jakie problemy dostrzega Pani Profesor w organizacji polskiego sądownictwa? 

Niedrożność procedur dotyczących awansu, stosunki folwarczne (charakterystyczne zresztą także w innych zawodach prawniczych, jak choćby w zawodzie adwokata, albo i w nieprawniczych, np w nauce), , przeładowanie sądów sprawami, które nigdy do sądu trafić nie powinny (pomysł z sądami pokoju wydaje się zatem ciekawy), przeproceduralizowanie postępowania do granic możliwości, mnóstwo kwestii związanych z organizacją pracy sądów.

Czy proponowana obecnie reforma sądownictwa pozwoli na rozwiązanie wymienionych wyżej problemów?

Nie. Jednak chciałabym aby było inaczej. Bo tych jaskółek (losowanie spraw, zasada niezmienności składu) w tej ustawie zdecydowanie za mało, a wiosna daleko.

 

Rozmawiała Joanna Parafianowicz

 

 

Share Post
No comments

Sorry, the comment form is closed at this time.