Rozmowa Rzeczpospolitej z adw. Joanną Parafianowicz

Wiele kobiet wychodzi z błędnego założenia, że należy wybierać pomiędzy karierą a życiem rodzinnym – mówi adw. Joanna Parafianowicz, redaktor naczelna „Pokoju Adwokackiego”.

Jaka jest pozycja kobiet w adwokaturze?

Joanna Parafianowicz: Trudna i skomplikowana, podobnie jak w innych zawodach. Jest jedną z pierwszych profesji prawniczych, do których dopuszczono kobiety, ale to wciąż męski zawód, choć ma ok. 50 proc. kobiet. W większości struktur samorządu zawodowego są mniejszością, w redakcji „Palestry” ich obecność jest symboliczna, do udziału w konferencjach i debatach zaprasza się przede wszystkim mężczyzn. Mało jest kobiet-partnerów w kancelariach.

Ma pani przykłady z życia wzięte, że kobiety „mają gorzej”?

Wiele kobiet uważa, że należy wybierać między karierą a życiem rodzinnym. I bardzo często wygrywają dom i dzieci. Moje spostrzeżenia to wynik doświadczeń osoby, która ścieżki w adwokaturze już sobie przetarła. Nie słyszałam nigdy, by kandydata na pracownika pytano o plany małżeńskie czy ojcowskie. Takie pytania do kobiet były absolutną normą, kierowano je także do mnie. Kobieta wciąż jest więc postrzegana przez pracodawcę przez pryzmat płci i tego, do czego jest stworzona, czyli rodzenia dzieci. Co więcej, tak ją widzą także inne kobiety.

Mówi pani, że w głowach samych kobiet tkwi autoblokada przed rozwojem i osiąganiem sukcesów. Konkursy typu „Kobieta adwokatury” mają pobudzać je do działania?

Organizacja konkursu jest wynikiem uchwały Krajowego Zjazdu Adwokatury z listopada 2016 r., zobowiązującej Naczelną RadęAdwokacką do zwiększenia udziału kobiet w życiu samorządowym. Można więc powiedzieć, że NRA nie ma wyjścia i taką lub podobną inicjatywę musi organizować. Co do zasady uważam, że należy nagradzać osoby, które swoją aktywnością na tle swej grupy zawodowej pozytywnie się wyróżniają. Kobiety w adwokaturze wciąż nie są doceniane. Mamy to do siebie, że gdy osiągamy sukces, tłumaczymy sobie, że się udało, bo nie miałyśmy standardowej drogi zawodowej albo mamy inne cechy charakteru niż koleżanki. W najgorszym zaś wypadku – że miałyśmy szczęście. Większość pań nie ceni swojego potencjału.

A pani mecenas osiągnęła sukces?

Nie mnie to oceniać. Jeśli brać pod uwagę liczbę złośliwych komentarzy, to chyba tak. Wracając jednak do adwokatury, to mamy w niej wiele bardzo ciekawych kobiet, którym świetnie udaje się łączyć rozmaite aktywności. To bardzo przyjemne, że są dostrzegane. Mam też wrażenie, że gdyby konkurs NRA był nazwany np. „Adwokat roku”, czy w inny sposób, który nie wskazywałby na płeć potencjalnych laureatów, nie byłoby kontrowersji. Natomiast ja nie mam absolutnie nic do zarzucenia temu wyróżnieniu. Nie byłoby też we mnie sprzeciwu wobec wyróżnienia przyznawanego np. mężczyznom, osobom do 30. roku życia, adwokatom zajmującym się zamówieniami publicznymi lub innym, u których da się wyodrębnić konkretną cechę.

A czemu właściwie panie nie mogą konkurować z panami?

A czy ktoś zwróciłby uwagę na konkurs, w którym nagradzany byłby mężczyzna? W moim odczuciu nie. Z tego wniosek, że nadal eksponowanie kobiet w naszym środowisku to wyłom. W naszym środowisku zbyt często te same osoby dostają wyróżnienia. Na tym tle ten konkurs to nowość. Mnie w adwokaturze brakuje właśnie docenienia aktywności osób, które nie wsławiły się obronami w stanie wojennym, ale w rzeczywistości, która nas otacza i na którą nie mamy się co obrażać, robią coś więcej, niż tylko pracują, wpływając pozytywnie na obraz naszego środowiska. Warto zapamiętywać te nazwiska.

Wywiad ukazał się w Rzeczpospolitej w dniu 23 stycznia 2019 r.

Brak komentarzy

ZOSTAW KOMENTARZ