Ptasiński #7: t-shirt

A gdybym był lekarzem
z słuchawką po oddziale szalał
To co byś powiedziała?
Czy coś byś przeciw miała?

…podśpiewywał mecenas dobierając wyjściowy t-shirt do sportowych, acz podkreślających profesjonalizm, jeansów z dodatkiem lycry.

Ostatni rzut oka, poprawienie włosów i dzierżąc teczkę raźno zmierzał w stronę budynku sądu, planując kolejne genialne posunięcia. Jako, że globalne ocieplenie postanowiło wybić dzisiaj argumenty z rąk przeciwników, słońce prażyło niemiłosiernie, nie bacząc na niestosowność takiego zachowania o tej porze roku. Sprężysty krok mecenasa ściągał na niego baczne spojrzenia wszystkich kobiet, które same również, korzystając z niespodziewanego ocieplenia, postanowiły zademonstrować niechęć do skrzętnie magazynowanych w szafach tekstyliów.

Mecenas sprawiedliwe rozdzielając uśmiechy i mrugnięcia płynął przez stare miasto. Skinął głową panu Włodzimierzowi, dbającemu o spokój na terenie budynku sądu i dotarł pod salę. Przez chwilę napawał się widokiem swego nazwiska na wokandzie, poprzedzonego tak długo wyczekiwanym zwrotem “z obrońcą”, aby zasiąść dumnie na ławie. Nie oczekiwał klienta, albowiem już wcześniej uzgodnili, że jego obecność może jedynie zaszkodzić. Klient ów, niejaki Wierzbicki, znany od dawna organom ścigania, miał bowiem nader krewki temperament i na widok funkcjonariuszy tracił swój stoicki spokój, który i bez tego był u niego towarem deficytowym.

Mecenas, jako człowiek obyty, wiedział, że sędzia Wronkowski rozstrzygający w sprawie, uważał, że przeszkadzanie funkcjonariuszom policji w trakcie wykonywania obowiązków stanowi zamach na podstawy istnienia państwa, zaś znieważenie funkcjonariusza było dla niego zbrodnią niewybaczalną. Często ubolewał nad wysokością kary, jaką ustawodawca przewidział za to przestępstwo. Choć w przypadku innych czynów generalnie zgadzał się z poglądami ustawodawcy (a przynajmniej tymi, które nie zmieniały się po każdej głośniejszej medialnie sprawie), o tyle w przypadku czynu z art. 226 par. 1 kk – nie mógł przeboleć, że to tylko dwanaście miesięcy. I choć wielokrotnie spierano się z nim, tłumacząc, że chodzi wszak tylko o słowa i czyn ten nie może być nadmiernie karany, zaś samo ściganie z urzędu jest wystarczające w jako środek prewencji generalnej, sędzia Wronkowski nieugięcie trwał przy swoim zdaniu.
Ptasiński jako człowiek doświadczony i przewidujący (tak się postrzegał, a sam siebie by przecież nie okłamywał) natychmiast dostrzegł potencjalnie niebezpieczeństwo w zderzeniu tak wyrazistych osobowości, jakie prezentowali sędzia i jego klient.

Ponieważ oskarżony, będąc jeszcze podejrzanym, już wcześniej przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów, Ptasiński postanowił zawalczyć o jak najniższy wymiar kary. Nie wydawało się to trudne, bo przecież uzgodnił ją wcześniej z prokuratorem. Uznał, że nawet pogoda mu sprzyja, bo promienie słońca wprawiały wszystkich bez wyjątku w dobry nastrój. Pogwizdujący w drodze na salę sędzia wzmocnił nadzieję na korzystne rozstrzygnięcie i zaakceptowanie wniosku o skazanie bez przeprowadzenia rozprawy.

Brak prokuratora, brak pokrzywdzonych, jedynie uśmiechnięty sędzia i profesjonalny adwokat – mecenas już się cieszył z obiecanej premii.

Ziemia nagle zadrżała i słowo “toga!” uderzyło jak grom z jasnego nieba. Mecenas jej zapomniał, sąd nie wypożyczał, rozprawa za minutę, a sędzia na sali.

Trudno – westchnął Ptasiński – tylko wielcy ludzie potrafią przekuć niesprzyjające okoliczności w sukces.

Wywołanie sprawy, odczytanie obecności, sędzia nagle podniósł wzrok i zaczął przypatrywać się mecenasowi.

Wysoki Sądzie – zaczął Ptasiński – najmocniej przepraszam za brak stroju. Musiałem rano pomóc choremu członkowi rodziny i przez własne niedopatrzenie nie zabrałem togi ze sobą. Pokornie przyjmę wszelkie sankcje nałożone przez Wysoki Sąd, chciałbym jednak zapewnić, że nie jest to w najmniejszym stopniu oznaka lekceważenia tej jednej z najważniejszych instytucji w każdym demokratycznym kraju.

Sędzia wciąż wpatrywał się w mecenasa nieruchomym spojrzeniem. Wydawało się, że chce coś powiedzieć, lecz zrezygnował w pół słowa i spojrzał w leżące przed nim akta.

Wierzbicki – powiedział wreszcie – znieważył funkcjonariusza Marchewkę wykrzykując mu, co oni z takimi warzywami w więzieniu robili. Jak widzę oskarżony wyraził skruchę i przeprosił. Pragnie też poddać się karze grzywny. Mamy też oświadczenie pokrzywdzonego funkcjonariusza, że nie wnosi o zadośćuczynienie, albowiem po wszczęciu postępowania oskarżony zapłacił żądane zadośćuczynienie. To chyba działania pana mecenasa…? – zawiesił pytanie w powietrzu.

Tak wysoki sądzie – potwierdził Ptasiński, udając skromność.

Cóż, zachowanie oskarżonego zasługiwałoby może na pochwałę, lecz w świetle dzisiejszych okoliczności sąd nie może przychylić się do wniosku, albowiem uważa, że działania te nie płyną z przekonania i chęci zmiany, lecz są jedynie sztuczką, aby uniknąć kary za popełnienie tego ohydnego czynu. O terminie rozprawy zostanie pan mecenas poinformowany na piśmie. Do widzenia – sędzia Wronkowski demonstracyjnie wstał i odwrócił się do okna.

Do widzenia – burknął zaskoczony Ptasiński opuszczając salę.
O co mu chodziło? – zachodził w głowę – Co ten idiota znowu wywinął? Ech, przynajmniej dobrze wyglądam – mruknął do siebie, a napis „HWDP” z t-shirta odbijał się w oknach wystawowych mijanych sklepów.

Udostępnij wpis
Brak komentarzy

ZOSTAW KOMENTARZ