Droga Polek do uzyskania (a ściślej – wywalczenia) praw wyborczych była skomplikowana, także z uwagi na to, że w czasach szerzenia się w świecie koncepcji emancypacyjnych Polska była pod zaborami. W konsekwencji tego stanu rzeczy z jednej strony – mało kto uważał równouprawnienie jako priorytet, z drugiej zaś – z emancypantkami rozprawiano się niejako przy okazji karania ich za dążenia niepodległościowe (np. Narcyza Żmichowska i tworzona przez nią grupa Entuzjastek). W każdym z trzech zaborów kobiety były dyskryminowane zarówno pod względem praw politycznych (nie mogły wybierać parlamentarzystów i same nie mogły nimi zostać) jak i cywilnych.
Wszystkie obowiązujące wówczas kodyfikacje, tj. Kodeks Napoleona w Księstwie Warszawskim i Królestwie Polskim, kodeks habsburski i niemiecki stanowiły bowiem, że żona jest całkowicie podporządkowana mężowi. Co to oznaczało w praktyce? „Od kolebki – od ołtarza aż do grobu mężczyzna powinien przewodniczyć kobiecie, jego światło powinno kierować, jego ramię prowadzić ją przez życie pełne zasadzek i przepaści” (Tygodnik Ilustrowany, 1860 r.). Zgodnie z prawem kobieta przed zawarciem małżeństwa była zależna od rodziców i to oni decydowali o tym, za kogo wyjdzie, później zaś – już jako żona – kobieta nie dziedziczyła po mężu (choć miała prawo zarządzania jego majątkiem).
„Kobieta aż do zamążpójścia widzi świat tylko przez okno swojego pokoju i oczyma otaczających ją ludzi. Siebie samej nie zna, ani nie wie, co leży na dnie jej własnej istoty, jaka będzie z czasem i jakie najwłaściwsze są dla niej drogi. Wiara tych co ją otaczają jest jej wiarą, ich wola jej wolą. Życie dla niej to zagadka, nad której rozwiązaniem głowy sobie przecież nie łamie; gdy przyjdzie zobaczymy, a teraz grajmy sonatę albo haftujmy kołnierzyk” pisała Eliza Orzeszkowa na temat wymagań, którym musiała sprostać kobieta. Z kolei Klementyna Hoffmanowa (której uczennicą była Żmichowska), w „Pamiątce po dobrej matce, czyli ostatnie jej rady dla córki”, tak oto widziała przeznaczenie kobiety: „Być drugą w społeczeństwie, raczej pomagać niż działać, więcej znaczyć przez drugich niżeli przez siebie, pełnić chętniej rolę cudzą niż własną, żyć mocniej w cudzych niż w sobie, nie wypatrywać nowej drogi, tylko iść ubitą, nie sięgać daleko, lecz widzieć świat w domu, szczęście w sobie i koło siebie; obok światła prostotę ducha zachować, obok mocy uczucia umiarkowanie, obok wdzięku i zalet skromność; w młodości być kwiatem rodzaju ludzkiego, przez całe życie ziemskim aniołem, który modli się, kocha, dzieci piastuje i uczy, cnotę szczepi, pokój sieje, łzy ociera, niebo ku ziemi przychyla”.
Hoffmanowa, choć była pierwszą kobietą utrzymującą się z własnej twórczości literackiej i zarazem zwolennikiem szanowania kobiet na równi z mężczyznami, nie mogła znieść ” kiedy się głos jakiś nierozsądny odezwie i twierdzi, że źle iż kobiety są w tak szczupłym podług niego zamknięte obrębie. Jego zdaniem równe mężczyznom powinny posiadać nauki, do rządu należeć, ledwie, że nie pierwsze urzędy piastować, i chyba nie być kobietami (…) Ach jak okropnie błądzi kobieta, która więcej chce być nad to, na co ją Bóg przeznaczył.” Powtarzała bowiem, że „przeznaczenie nasze jest piękne. Kobieta słodka, cierpliwa, uprzejma, skromna, rozsądna, kobieta taka jaką być powinna, cechę niebieskiej istoty na sobie nosi”.
Choć poglądy Hoffmanowej nie uległy nigdy zmianie, Orzeszkowa była zdania, że przed zamążpójściem (optymalnie w wieku 22 lat) „kobieta powinna poznawać siebie, ludzi i stosunki społeczne, a zarazem kształcić się w wybranym przez się wyłącznym zawodzie, który w późniejszym życiu był moralnym i materialnym jej wsparciem”. Niewątpliwie także i jej przekonania (na marginesie – wynikające silnie z życiowych doświadczeń) utorowały drogę do upowszechnienia pośród Polek przekonania, iż ich świat może wykraczać poza ściany domu i obowiązków, które społeczeństwo i tradycja im narzucały, a one same się temu poddawały.
Dzięki pracy działaczek emancypacyjnych Polki wywalczyły prawo głosu. Pamiętajmy jednak, że oprócz Marszałka Piłsudskiego za zmianą prawa stała jego żona Aleksandra, która wysadzała pociągi i przemycała broń oraz skradzione pieniądze w fałdach sukni i przez lata indoktrynowała męża w sprawie równouprawnienia kobiet oraz damom, które w chłodną noc stukały w jego okna domagając się uwagi. Niech naszej uwadze nie umknie także i to, że formalne równouprawnienie kobiet nie rozwiązało wielu problemów – kobiety samodzielnie wychowujące dzieci nie miały szans na przetrwanie, nie mogły studiować na niektórych wydziałach wyższych uczelni, robić kariery akademickiej czy zostać sędzią.
Dzisiaj – zdawać by się mogło – możemy wszystko – oprócz tego, że nadal chętnie zostajemy mamami i cenimy sobie życie rodzinne, możemy wybrać dowolny zawód i piąć się po szczeblach kariery, swobodnie podróżować i piastować urzędy, polecieć w kosmos lub założyć fabrykę, publikować pod własnym nazwiskiem i zrobić habilitację. Mimo tego jednakże, przy wieców politycznych zamiast poruszać naprawdę poważne zagadnienia dotyczące kobiecych postulatów np. z zakresu polityki równościowej, dostępu do edukacji seksualnej i antykoncepcji, przepisów aborcyjnych, czy in vitro, uczestnikom wydarzenia rozdawane są…. pilniczki do paznokci.
W tym wspaniałym dniu jakim niewątpliwie jest 100-lecie pierwszych wyborów parlamentarnych po równouprawnieniu kobiet, zastanawiam się… dlaczego symbolem praw Polek nie zostały rajstopy?
Joanna Parafianowicz
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.