Czy ludzi dobrej woli jest więcej?

Historia Polski i Polaków, być może jak żadnego innego kraju i narodu na świecie pisana jest tragediami. Rozbiory, nieudane powstania, I i II wojna światowa, Katyń, Jałta, stan wojenny, czy wreszcie katastrofa smoleńska, to szczególne punkty zwrotne w naszych dziejach i zarazem chwile, które wzniecały lub umacniały w Polakach wewnętrzne spory.

Charakterystyczne, że Polacy jako zbiorowość potrafią ze sobą współpracować i się jednoczyć głównie w chwilach narodowych zrywów i tragedii, poza nimi zaś dzielą się na grupy, partie i koterie nie dopuszczające do siebie opcji, że gdzieś tam możliwe jest aby inni także mieli rację, albo przynajmniej swój punkt widzenia.

Mimo skłonności do podziałów jednakże, kiedy jest to konieczne społeczeństwo potrafił współpracować – II wojna światowa, odbudowa kraju po jej zakończeniu, walka z komuną, wysiłek poprzedzający akces do Unii Europejskiej są tego dowodem. Jak to się zatem dzieje, że po opadnięciu bitewnego kurzu kompani broni, niegdyś walczący ramię w ramię, skłonni są odwracać się do siebie plecami i toczyć niepotrzebne spory o to, kto w większym, lub mniejszym stopniu bardziej przyczynił się do tego czy innego wydarzenia, kto spał do południa, a kogo należy usunąć z podręczników historii?

Czy tragiczna śmierć Prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza stanie się dla polskiego społeczeństwa punktem jeszcze bardziej zapalnym, niż poprzednie czy też – przyczyni się do ostudzenia emocji?

Wydarzeniem, które na przestrzeni ostatniej dekady bodaj najbardziej poruszyło emocje Polaków była katastrofa smoleńska, w wyniku której bez potrzeby (o ile na czyjąkolwiek śmierć może być zapotrzebowanie!) zginęło 96 osób reprezentujących najważniejsze instytucje państwowe. Nie sposób rzecz jasna kłaść na szali i ważyć – śmierci takiej liczby osób i śmierci Pawła Adamowicza jednakże z uwagi na to, że ta ostatnia rozgrywała się na oczach milionów, warto się i nad nią pochylić. Jedno i drugie wydarzenie to niewątpliwie tragedia rozgrywana zarówno publicznie (z uwagi na pełnione w obu wypadkach funkcje zmarłych) jak i prywatnie (każdy z nas czuł się dotknięty). Jakie jeszcze mamy tu podobieństwa lub różnice?

Rok 2010 wywrócił do góry nogami nie tylko scenę polityczną, ale i społeczeństwo, w którym można było dostrzec niebywałe zmiany – solidarność, wsparcie, żal, smutek jednoczyły wszystkich. Podobnie jak w późniejszym okresie – je podzieliły, na bodaj niespotykaną wcześniej skalę, a którego reperkusje odczuwamy do dzisiaj. Początkowe pojęcia: „my”, „narodowa tragedia”, „niepotrzebna śmierć” zostały skutecznie wyparte przez: „oni”, „zamach”, „polegli”. Podziałowi sprzyjało długotrwałe i nie przynoszące spodziewanych rezultatów śledztwo, które okazało się doskonałym nawozem dla kiełkowania teorii spiskowych, media społecznościowe, w których każdy mógł się okazać ekspertem od wypadków lotniczych i odczytywania zapisów czarnej skrzynki. W tych okolicznościach obie strony „sporu” mogły czuć się sfrustrowane.

Polska sprzed kwietnia 2010 r. nie była krajem mlekiem i miodem płynącym, politycy nie narzucali się sobie uprzejmościami i szacunkiem, a Polacy nie mieli w sobie otwartości dla otwarcia granic dla wszystkich potrzebujących wsparcia. Jak to zatem możliwe, że po Smoleńsku podzieliliśmy się jeszcze bardziej? Być może stało się tak dlatego, że dla zwolenników każdej z teorii wyjaśnienie nie było wystarczające? „Wypadek”, „zawiodły procedury” – to za mało, dla uspokojenia emocji potrzeba winnego.

Do polaryzacji społeczeństwa, oprócz wyjaśnień, których się nie doczekaliśmy, niewątpliwie przyczyniły się także media społecznościowe i postępująca za ich sprawą marginalizacja mediów tradycyjnych, które wprawdzie nie zawsze były obiektywne i popełniały niekiedy grzech nierzetelności, ale mimo wszystko trzymały poziom. Poziom, do którego social media doprawdy daleko.

Za ich bowiem sprawą ludzie zaczęli żyć w mydlanych bańkach informacyjnych – algorytmy szybko zorientowały się w ich politycznych, czy światopoglądowych preferencjach (odzwierciedlanych wynikami wyszukiwania) i podsuwają jedynie te treści, które są im bliskie. Każdy lajk, serduszko, czy retweet (choćby z adnotacją, iż nie świadczy on o poparciu) przyczyniają się do dalszego polaryzowania ludzi, a my sami nie dostrzegamy, że mając po temu najbardziej zaawansowane narzędzie poszukiwania informacji (internet) i konfrontowania się z innymi niż nasze poglądami, chętniej otaczamy się tymi, które są do naszych podobne.

Przy okazji nie zauważamy jak bardzo agresywnym światem stał się ten wirtualny. Goniąc za „reakcjami” (lajki, szery) nie dostrzegamy, że zwykle kontrowersyjne wypowiedzi mają największe zasięgi. Rozpoznawalność w sieci zyskują osoby, których poglądy podziela wprawdzie jedynie garstka ludzi, lecz ilość negatywnych wobec ich wypowiedzi komentarzy, za sprawą mechanizmów społecznościowych buduje im nieprawdopodobną ekspozycję. Wyważone i rozsądne poglądy przechodzą często bez echa… O ile w sieci posługujemy się jedynie nick’iem, w razie szerzenia fake news’ów, czy nawoływania do nienawiści – ryzykujemy wyłącznie ban i konieczność utworzenia nowego konta. Ostracyzm w rzeczywistym świecie raczej nam nie zagraża…

Zabójca Prezydenta Adamowicza jest najpewniej szaleńcem, być może osobą niepoczytalną. Niemal w każdym wzbudza negatywne emocje. Warto jednak zastanowić, czy jego postawa ma charakter samoistny czy np. wynika z wszechobecnej atmosfery nienawiści i braku akceptacji – nie tyleż dla innych poglądów, co dla osób, które je głoszą? Pomimo tego, że to nie jedyna podobna tragedia ostatnich lat, to zabójstwo Prezydenta Adamowicza i jego medialny charakter sprawią, że wyprzedzi ona sprawę Marka Rosiaka, czy samospalenie Piotra Szczęsnego.

Być może, obserwujemy moment zwrotny naszej historii, który pozwoli zakończyć zbyt długo już trwająca wojnę polsko-polską, być może skończy się przyzwolenie na wszechobecny hejt w Internecie, być może politycy przestaną traktować siebie nawzajem jak wrogów, być może zamiast się nieustanie kłócić skupimy się na tym, aby cokolwiek budować? Chce się wierzyć, że ta tragedia nie pójdzie na marne i przepaść, która podzieliła Polaków po krótkim okresie wspólnie przeżywanej żałoby po katastrofie smoleńskiej, zostanie bezpowrotnie zasypana. Ponoć, ludzi dobrej woli jest więcej…

 

No comments

LEAVE A COMMENT