Blisko dekadę temu, zawrotną karierę zrobiło przysłowie (brane też za przekleństwo): „obyś żył w ciekawych czasach”. Planowany jako narzędzie wojskowe Internet skurczył glob do mikroskopijnych rozmiarów (np. podobno są ludzie, którzy wolą wirtualne galerie od naocznej wizyty w muzeum, być może położonym na drugim krańcu świata). Ludzkość komunikuje się poprzez social media, a „tradycyjne” media tracą na znaczeniu. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki, a niewiele ukryje się przez Orwellowskim „wielkim bratem”.
Coraz więcej piszemy (co z tego, że z błędami), coraz mniej mówimy. Coraz rzadziej szyby stają się niebieskie od telewizorów. Coraz mniej osób słucha gadających głów, wypowiadających się zwykle pod konkretną tezę. Antytezę stawia inna gadająca głowa, posiadająca tytuł naukowy, co ma eo ipso potwierdzić mądrość i jedyną słuszność głoszonych twierdzeń. Podobno zalewa nas taki szum informacyjny, że w ciągu kilku dni zalewa nas więcej informacji, niż jesteśmy w stanie przyswoić w ciągu kilkudziesięciu lat. Lubimy upraszczać sobie życie, upraszczać głoszone sądy. Nie zadajemy sobie trudu, by poznać odmienny punkt widzenia, logika wywodu zeszła na dalszy plan. A podobno kawa nie wyklucza herbaty.
Jesteśmy bardziej kosmopolityczni, zadajemy czy prowokujemy pytania definiujące nasze miejsce w społeczeństwie, w świecie. Rubikon przekraczany jest niemal codziennie.
Signum temporis
Definiujemy swoją tożsamość (czasem nawet płciową), określamy własne miejsce we wszechświecie. Ciekawe, co by powiedzieli Rzymianie – twórcy adwokatury – na temat jej obecnej kondycji i pozycji. Czy adwokatura wykorzystuje w pełni potencjał XXI w., narzędzia i instrumenty, otrzymane dzięki życiu w ciekawych czasach? Czy ma wizję zagospodarowania setek młodych ludzi, zasilających corocznie szeregi samorządu? Czy plany, opinie, ekspektatywy i futurystyczne marzenia uwzględniają konieczność wypracowania wizji nowoczesnej adwokatury – miejsca dialogu i współpracy? Miejsca, oderwanego od dywagacji na temat tego kto w roku xxx wygra wybory, popartej nieograniczoną i niczym nieskrępowaną misją konwersji na własne proroctwa. Zwłaszcza, że Tomek Lipiński niewiele się onegdaj pomylił.
Tak, adwokatura ma wiele spraw i powinna mieć wiele planów. Adwokaci oczekują jasnego określenia naszego miejsca w rzeczywistości społeczno-gospodarczej. Ci grający w szachy dostrzegą i nawet trawestują na grunt własny podstawowy atrybut ustrojowy Szwajcarii.
Gdy kilka lat temu niżej podpisany mówił o konieczności powierzenia świadczenia usług prawnych wyłącznie przez podmioty kwalifikowane, zewsząd słyszał głosy, że to nie ma szans powodzenia. Ale chyba jednak musi mieć, jeśli summa summarum zajęła się tym NRA. Pozostaje jedynie uzyskać aprobatę dla tej idei quorum odpowiadającego populacji całkiem znaczącego miasta. Gdy mówiło się o tym, że adwokat powinien mieć możliwość zawarcia umowy o pracę, pełnić funkcję członka zarządu/prokurenta, niektóre głowy przestrzegały, że ludzie się od nas odwrócą (zupełnie jakby dziś szerokim łukiem omijali biura pisania podań, czy „firmy odszkodowawcze”). Teraz, sami zwracamy się ku nim. Chyba zatem ciężko zdefiniować miejsce adwokatury we współczesnym świecie, w ciekawych czasach.
Cieszy jednak zmiana zdania – może poszerzy to rynek usług adwokackich? Znak czasu ma jednak swoją arche, praprzyczynę. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że poszukiwanie nowych pól aktywności zawodowej (np. plany wprowadzenia przymusu adwokackiego w sądach wyższych instancji) wynika ze zwiększenia konkurencji na rynku, napływu znacznej ilości świeżej krwi do zawodu. Rzec by można: naczynia połączone zdają się wskazywać na pauperyzację zawodu, zarobków.
Signum temporis są też dwie adwokackie rzeczywistości: oficjalna (nieprzerwane pasmo sukcesów) oraz zwyczajna (codzienna „orka na ugorze”). Reprezentacja, prezencja są ważne i potrzebne. Któż z nas bowiem nie pamięta tej pięknie odzianej orkiestry, grającej do samego końca rejsu najsłynniejszego transatlantyka?
Tekst ukazał się w Magazynie Pokój Adwokacki (12/2018)
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.