Postawiono Panu Mecenasowi zarzuty karne w czasie, gdy zasiadał Pan w prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej. Jak do tego doszło?
Pyta Pani Mecenas o przebieg postępowania prowadzonego w mojej sprawie. Myślę, że o tym powinni mówić moi obrońcy. Ja cieszę się, że po blisko 10 latach zapadł wyrok uniewinniający i jest już prawomocny. To ogromna ulga. Razem z obrońcami jeździliśmy w tej sprawie do Szczecina przeszło 50 razy.
12 kwietnia 2006 r., Wielka Środa. Co się wtedy wydarzyło?
Kilka miesięcy przed moim zatrzymaniem, zaczęły docierać do mnie sygnały, od moich klientów, o pewnym zainteresowaniu moją osobą organów ścigania. Docierały do mnie sugestie o pomówieniach, jednak kiedy w Wielką Środę w 2007 roku w moim domu zjawił się lubelski prokurator razem z całą grupą funkcjonariuszy, a nawet psem, ciągle nie mogłem uwierzyć, że to się naprawdę dzieje. Przez kilka godzin przeszukiwano mój dom, potem kancelarię – bezowocnie.
Jednocześnie zatrzymano dwóch innych adwokatów z Wrocławia. I tak staliśmy się „grupą przestępczą”, mimo że żaden z zarzutów nie dotyczył wspólnej działalności, ani my też specjalnie nie znaliśmy się. Jednakże usytuowanie trzech osób, które łączyło wspólne wykonywanie tego samego zawodu, automatycznie stwarzało wrażenie zorganizowanej grupy. Areszt zastosowano w Wielki Piątek.
Czy poza Panem Mecenasem i Pana obrońcami, ktoś jeszcze był obecny w posiedzeniach przed Sądem?
W posiedzeniu obok moich obrońców uczestniczył ówczesny sekretarz Naczelnej Rady Adwokackiej, adw. Andrzej Siemiński. Obecność obrońców oraz przedstawiciela NRA była dla mnie ogromnym wsparciem. Nagle, pomimo 30 – letniego doświadczenia zawodowego jakie miałem i to właśnie w sprawach tego typu, przekonałem się, że nie sposób jest połączyć rolę podejrzanego i obrońcy.
Zastosowanie aresztu w okresie świątecznym to było celowe posunięcie?
Spędzenie Świąt Wielkiej Nocy, które zawsze spędzałem w gronie rodziny, w celi z recydywistami i dwoma aresztowanymi za tzw. głowę było przerażające. Myślę, że nie było to przypadkowe.
Czy odczuwał Pan Mecenas wsparcie samorządu adwokackiego i kolegów adwokatów?
Od pierwszych chwil zatrzymania czułem wsparcie kolegów i samorządu korporacyjnego. W czasie przeszukania kancelarii obecny był wice dziekan adw. Maciej Korta. ORA Wrocław niezwłocznie podjęła uchwałę o poręczeniu. Do postępowania zażaleniowego moi obrońcy dołączyli poręczenia kardynała Henryka Gulbinowicza, Władysława Frasyniuka, ówczesnego Dziekana Wydziału Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego, a także profesorów wyższych uczelni.
Ówczesny dziekan ORA adw. Henryk Rossa w wypowiedziach medialnych zawsze podkreślał wsparcie i brak wiary w zarzuty samorządu wrocławskiego w mojej sprawie.
Jak wspomina Pan Mecenas okres tymczasowego aresztowania?
W Lublinie przebywałem tymczasowo aresztowany cztery i pół miesiąca – do połowy sierpnia 2007 roku. Przeżyć z tego okresu nie da się zamknąć w kilku zdaniach, wiem już, czym jest oczekiwanie na wizytę obrońcy, na informacje przez niego przekazane, wyczekiwane widzenie z rodziną. Paradoksem jest, iż okres ten sprawił, że nabrałem szacunku do pracy służby więziennej, ale i świadomości, że pracujący tam winni być przygotowani i odpowiednio dobrani psychologicznie. Miałem niestety do czynienia z jednym funkcjonariuszem wręcz o cechach sadystycznych i psychopatycznych.
W czasie przebywania w areszcie otrzymałem około dwieście listów i kartek, w tym nawet od klientów, które były wielkim wsparciem. Życie w warunkach aresztu to inny świat, kierujący się swoimi zasadami. Czas tam spędzany starałem się wypełniać, żeby mieć jak najmniej czasu na myślenie. Jestem osobą wierzącą, więc modliłem się, gimnastykowałem taboretem, rozmawiałem z innymi osadzonymi. Starałem się im pomóc w sporządzaniu pism, udzielałem porad. Odpisywałem na listy starając się w ten sposób zachować kontakt ze światem.
Co działo się po opuszczeniu przez Pana aresztu?
Po opuszczeniu aresztu spotkałem się z pozbawionym ostracyzmu przyjęciem otoczenia i licznymi słowami wsparcia. Wiem od rodziny, że podczas mojej nieobecności również ich spotykało wsparcie ze strony otoczenia, w tym również środowiska prawniczego.
Czy ta sprawa wzbogaciła Pana Mecenasa w jakiś sposób – zawodowo?
Zawodowym doświadczeniem dla mnie jest niewątpliwie przekonanie, iż interesowne pomówienie jest najniebezpieczniejszym narzędziem w rękach przestępcy. W swoim pierwszym przesłuchaniu stwierdziłem, że jeden z pomawiających mnie otrzymał dwukrotnie karę piętnastu lat pozbawienia wolności, zaś w nagrodę za pomówienie otrzyma karę siedmiu lat pozbawienia wolności, chwalił się tym współwięźniom. Mówiłem, że, stanie się to za dwa miesiące. Jak się później okazało, pomyliłem się raptem o miesiąc. Przesłuchujący mnie prokurator bardzo nie chciał zapisać tego stwierdzenia, z perspektywy czasu – z powodów oczywistych.
Co pozbawienie wolności zmieniło w Pana praktyce oraz w tym, jakim jest Pan adwokatem?
Czy okres pozbawienia wolności zmienił mój sposób wykonywania zawodu? W zasadzie chyba nie, natomiast klienci zniknęli. Pobyt w areszcie pomógł mi natomiast zrozumieć, jak ogromną bezsilność czują aresztowani. Są sytuacje, kiedy klient przebywający w areszcie mówi o targnięciu się na życie, niemożności wytrzymania swojej sytuacji. Wtedy mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że można to potworne doświadczenie przeżyć. Ale trauma zostaje. Szczęk zasuw w drzwiach, przeraźliwe dzwonki i ściany z betonu na spacerniaku, są całe szczęście coraz rzadziej przedsennym obrazem. W chwili kiedy mnie zatrzymano była wczesna wiosna, kiedy wychodziłem uderzyła mnie piękna zieleń, której przez cztery i pół miesiąca nie widziałem.
Duma, gorycz, wdzięczność? Jakie odczucia dziś w Panu dominują?
Wdzięczny jestem opatrzności, iż trafiłem na ludzi w wymiarze sprawiedliwości, którzy byli w stanie oddzielić plewa od ziarna prawdy. Sam zaś wiedząc jak naprawdę wyglądały opisane w zarzutach zdarzenia, lata te egzystowałem z podniesionym czołem.
Rozmawiała adw. Joanna Parafianowicz
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.