Już za kilka dni upływa termin złożenia dokumentów wymaganych, aby móc przystąpić do egzaminu wstępnego na aplikację – albo adwokacką, albo radcowską Choć wielu z nas chciałoby mieć możliwość podejścia do jednego i do drugiego zarazem (trochę jak z rekrutacją na amerykańskie uczelnie – jeśli nie uda się dostać na Stanford, to może chociaż zostanie Princeton, a gdy obie uczelnie nas przyjmą, to poza radością, nadal pozostanie mała chwila do namysłu), tak aktualne regulacje obligują do podjęcia jednoznacznej decyzji. Wybór ten, w istocie określa drogę zawodową w najbliższych trzech latach nauki.
Ostatnimi czasy otrzymałam sporo wiadomości od instagramowych obserwatorów, którzy utknęli gdzieś pomiędzy zielonym a granatowym żabotem. Nierzadko u podstaw niepewności tej decyzji leży kwestia możliwości nawiązywania stosunku pracy, bowiem niedozwolona wśród zielonych umowa o pracę od lat stanowi kość niezgody pomiędzy członkami samorządu adwokackiego, zaś jej brak bywa dużym utrudnieniem dla kobiet, które chcą zabezpieczyć swoją przyszłość, idąc na urlop macierzyński. Dla innych z kolei, współpraca w formie B2B jest w pełni wystarczająca. Utarło się także, że na radcowską idą ci, co pracują w korporacjach, swoją teraźniejszość i przyszłość wiążą z prawem handlowym, zaś adwokacka jest atrakcyjna dla karnistów i wolnych strzelców. W 2023 roku, z uwagi na stopniowe w przeszłości rozszerzanie uprawnień radców prawnych, nie jest łatwo podjąć decyzję.
W moim wypadku było o wiele prościej, bowiem od dziecka wiedziałam, że jak prawo to adwokatura. Nigdy nie sędzia, prokurator czy też notariusz. Oczywiście, mając siedem lat, nie do końca rozumiałam, co to słowo za sobą niesie, przy czym ilość zawodów, które chciałam wykonywać była tak wielka, że gdzieś pomiędzy udawaniem dentystki, nauczycielki i piosenkarki, prawo mi umykało, ale zawsze konotując z kolorem zielonym. Kolejne mniej lub bardziej realistyczne produkcje filmowe utwierdzały mnie w tej decyzji. Magdalena Miłowicz nosiła zielony żabot, Agata Przybysz także. Rzecz jasna, są to tylko reminiscencje.
Kluczową postacią w mych rozważaniach o przyszłości zawodowej był mój dziadek – przez całe życie policjant (milicjant) w pionie kryminalnym. Był funkcjonariuszem, który dobrze wykonywał swoją pracę, nade wszystko uczciwie. Bynajmniej nie polegała ona na uprawianiu polityki, lecz na permanentnym zderzaniu się z tym, co najmniej ludzkie, a zarazem najbardziej okrutne. Po wielokroć słuchałam historii śledztw, widząc przy tym, jak bardzo szambo potrafi wpłynąć na człowieka. W tym wszystkim jednak nierzadko mogłam znaleźć odrobinę nadziei – wiele spraw kończyło się odnalezieniem sprawcy i wymierzeniem mniejszej lub większej, ale jednak sprawiedliwości. Taka satysfakcja w oczach dziadka była i nadal jest budująca. Nadto, jego służba uświadamiała mi, jak wielką funkcję w tym systemie pełni obrońca. Na swojej drodze spotykał ich wielu, wówczas adwokatów, którzy jako jedyni mogli bronić. Tym samym, zielony żabot niezmiennie przez wiele lat powiewał między małymi i wielkimi opowieściami.
Jeśli zatem, pomimo rozważania wad i zalet każdej korporacji, nadal nie wiemy, którą wybrać, spójrzcie na mnie. Ja wybrałam tę, którą po prostu czułam.
apl. adw. Dominika Hauzer-Jodełko
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.