Nie ulega wątpliwości, że świadomość prawna polskiego społeczeństwa jest niewielka. Jednocześnie – jak wynika z badań – poziom czytelnictwa jest na niepokojąco niskim poziomie. Niektórzy twierdzą, że nawet wśród studentów czy osób z wyższym wykształceniem czytanie ogranicza się jedynie do obowiązkowych lektur, czy też nawet ich opracowań.
Nauka wydaje się być w odwrocie dla coraz większej części społeczeństwa, a różne – mniej bądź bardziej fantastyczne tezy z różnych dziedzin – znajdują coraz większy posłuch. Krzykliwe tytuły, które już na pierwszy rzut oka brzmią mało wiarygodnie dla ekspertów w danej dziedzinie obiegają internet zanim właściwy rzecznik skończy pisać sprawozdanie. “Ukarany za zatrzymanie złodzieja”, “Bronił się i go zamknęli”, “Skazany za niezłamanie tajemnicy adwokackiej” – te i podobne wiadomości budzą oburzenie, nawet, gdy i ów skrótowy opis budzi poważne wątpliwości co do zgodności z rzeczywistym stanem rzeczy.
Czy w takich warunkach możliwe jest zwiększenie świadomości prawnej społeczeństwa? Świadomości w dziedzinie, w której słowo pisane, precyzja słowa, zrozumienie definicji i całego systemu odgrywa szczególną rolę? Biorąc pod uwagę stan wyjściowy sytuacja nie prezentuje się optymistycznie, wydaje się jednak, że nie spróbowano jeszcze jednego sposobu.
Półki księgarskie i magazyny księgarni internetowych uginają się pod ciężarem licznych doskonałych komentarzy i monografii. Wiele z nich napisano przystępnym językiem, który nie powinien sprawiać trudności wykształconym osobom.
Jak jednak zachęcić do czytania?
Nikt chyba dotąd nie rozważał, innowacyjnego podejścia do marketingu tego rodzaju pozycji. Do tej pory komentarze nazywały się po prostu “Nazwa ustawy – komentarz” bądź podobnie. A gdyby te pozycje tytułować inaczej? Zamiast “Kodeks cywilny księga II Komentarz” sprzedawać książkę pod tytułem: “Ukryte tajemnice Twojej własności – Profesor X ujawnia nieznane”? Gdyby wartościowa monografia na temat “Obrony koniecznej w polskim prawie karnym” pojawiła się na półkach pod wymownym tytułem: “Jak pobić przestępcę i dostać nagrodę. Tajne sposoby ukrywane przez prawników.”
Biorąc pod uwagę popularność stron quasi naukowych, czyż nie spowodowałoby to niezwykłego boomu na dzieła prawnicze?
Już widzę oczami wyobraźni programy niejakiej redaktor Brzozowicz – demaskującej wszak także prawne absurdy rzeczywistości – gdy bohater opowiada na antenie: “I proszę sobie wyobrazić, że sędzia chciał dopuścić dowód z akt na okoliczność ich treści, a ja wstaję i mówię: Już prof. Piasecki w “Tajemnicach procesu cywilnego” wskazywał na niepublikowane orzeczenia SN, które nie tylko zakazywały dowodu z akt, ale także nakazywały skonkretyzowanie tezy dowodowej”, a od strony publiczności słychać pomruk oburzenia pomieszany z rozbawieniem na tak jawną niekompetencję.
Inny obrazek: samotna matka, która wywalczyła podwyższenie alimentów opowiadająca, że niezbyt odpowiedzialny ojciec tłumaczył się, że zmienił pracę na gorzej płatną, a ona dała mu odpór opierając się na “Sekretnym postępowaniu alimentacyjnym”, wskazując, że dobrowolna zmiana pracy na niżej wynagradzaną nie ma wpływu na ocenę możliwości zarobkowych zobowiązanego.
Wyobrażam sobie owego przedsiębiorcę budowlanego, który otrzymawszy oświadczenie o odstąpieniu od umowy, odpisał prędko: “Już profesor Gutowski wskazywał w “Czego nie powie Ci sędzia ani adwokat”, że strona odstępująca od umowy, sama nie może pozostawać w zwłoce co do własnego świadczenia”, dzięki czemu przedsiębiorca ukończył budowę i otrzymał całe wynagrodzenie.
Czyż ta piękna wizja nie jest warta podjęcia choćby jednej próby?
Adwokat Marcin Surowiec
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.