Relacja ze spotkania z mec. Czesławem Jaworskim

Zrzut ekranu 2015-11-06 o 00.47.07

W dniu 5 listopada br. w siedzibie Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie odbyło się spotkanie z panem mecenasem Czesławem Jaworskim. Sala im. adw. Henryka Krajewskiego była pełna. Spotkanie moderował Dziekan Paweł Rybiński, choć większość pytań kierowanych do bohatera wieczoru padła z ust apl. adw. Dominiki Tomaszewskiej  (starosty II roku).

 

Życiorys


 

 

Adw. Czesław Jaworski urodził się 6 września 1934 r. w Warszawie w rodzinie Stanisława i Heleny z d. Zając. W latach 1952-1956 studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 1957-1960 odbywał aplikację adwokacką, najpierw w Olsztynie, a następnie w Warszawie. Egzamin adwokacki zdał w marcu 1960 r. i rozpoczął praktykę w Zespole Adwokackim nr 23 w Warszawie. Od 1973 r. jest aktywnym działaczem samorządu adwokackiego oraz członkiem ORA w Warszawie. W tym czasie pełnił funkcję wiceprezesa Komisji Dyscyplinarnej, sekretarza ORA, wicedziekana ORA, wykładowcy i kierownika szkolenia aplikantów adwokackich i doskonalenia zawodowego adwokatów. Współorganizator Studium Wymowy Sądowej przy Wydziale Prawa i Administracji UW, a potem także na innych uniwersytetach. W latach 1989-2001 był członkiem NRA. W okresie 1992-95 był wiceprezesem, a w latach 1995-2001 (przez dwie kadencje) prezesem Naczelnej Rady Adwokackiej. Współorganizował trzy krajowe zjazdy Adwokatury oraz rocznice 75-lecia i 80-lecia Adwokatury. Przewodniczył dwóm Zjazdom. Wielokrotnie z ramienia NRA brał udział jako ekspert w posiedzeniach komisji sejmowych i senackich. Trzykrotnie brał udział w pracach Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego. Obrońca w głośnych procesach politycznych PRL m.in. był obrońcą kilku oskarżonych w głośnej aferze mięsnej oraz działaczy NSZZ „Solidarność” – Tadeusza Jedynaka i Bogdana Lisa. Wieloletni członek Kolegium Redakcyjnego kwartalnika „Prawo i Medycyna”. Publikował m. in. w: „Rzeczpospolitej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, „Tygodniku Powszechnym”. Niemalże od początku swojej kariery adwokackiej mecenas Czesław Jaworski jest związany z pismem „Palestra”. Już w roku 1970 został członkiem kolegium redakcyjnego, a w roku 1990 został redaktorem naczelnym pisma. Dwa lata później zrezygnował z kierowania „Palestrą” z powodu objęcia funkcji wiceprezesa NRA. Redaktorem naczelnym został ponownie w roku 2010, po tragicznej śmierci ówczesnego redaktora naczelnego – adw. Stanisława Mikke, który zginął w katastrofie smoleńskiej. W 2007 roku wyróżniony Wielką Odznaką „Adwokatura Zasłużonym”, zaś 9 kwietnia 2009 roku Odznaczony przez prezydenta RP Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

 


 

Mec. Czesław Jaworski: Jestem zaskoczony formą i liczbą uczestników spotkania. Słuchałem tego życiorysu tak, jakby to był życiorys innej osoby. Wydawało mi się przecież, że jestem ciągle młody, a tu obchodzimy jubileusz, moje 80-te urodziny. Powiem Państwu, że z tą salą łączy się wiele wspomnień – tu odbywałem zajęcia na aplikacji, aplikowałem z wielkimi adwokatami, wymienię jedynie kolegów Chrzanowskiego, Maliszewskiego, Borkowego, Grada. Tu w tej sali składałem ślubowanie adwokackie, a wcześniej – zdawałem egzamin zawodowy. Pamiętam jak dziś, jak siedziałem drżący w oczekiwaniu na pytania. W tej sali odbyło się wiele imprez integracyjnych, świetne bale. W tej sali miały miejsca także spotkania weselne moich dzieci, organizowane przez niezapomnianą panią Janeczkę. Dziękuję za to spotkanie. Postaram się odpowiedzieć na wszystkie państwa pytania. Zacznę jednak od tego, że często w życiu mówiłem, że adwokatura jest moją największą miłością, po prostu wszystkim – zarówno sposobem wykonywania zawodu jak i sposobem na życie. Jednak muszę swoje wypowiedzi sprostować – moją największą miłością jest moja rodzina i żona, oczywiście.

 

 

Q&A


 

 

Dlaczego wybrał pan studia prawnicze i aplikację adwokacką?

 

Studia – bo tak sobie wymarzyłem. Myślałem też, że uporządkowanie świata powinno należeć do prawników. Jeśli jednak chodzi o aplikację, to prawda jest taka, że marzyłem o zawodzie sędziego, jednak z różnych względów jego wykonywanie nie było możliwe. Zatem co do pierwszego, wybór studiów – z miłości i trochę wyrachowania, co do drugiego – nieco z przypadku.

 

Jak za pana czasów wyglądała aplikacja?

 

W Olsztynie było nas czworo w grupie, a na roku około 11-12 osób. Zajęcia odbywały się na zasadzie bardzo bliskiego kontaktu z wykładowcą. W czasie aplikacji, jeszcze w Olsztynie, spotkałem się z wybitnymi adwokatami z całej Polski, ale także z Wilna, Lwowa i innych odległych miejsc. To był zbiór osobistości, a nie osób. Z tego, co pamiętam nie przywiązywano także takiej uwagi do formy zajęć, lecz do jakości szkolenia. Później,  już Warszawie, także spotkałem się z wieloma wybitnymi adwokatami, mieliśmy znakomitych wykładowców, m.in. mec. Pocieja, de Virion, Żywickiego, Potrzebowskiego, Krzemińskiego. To były osobistości, które wywierały ogromną rolę nie tylko w naszym adwokackim świecie ale i w całym wymiarze sprawiedliwości. Człowiek siłą rzeczy starał się im dorównać.

 

Czy pamięta pan mecenas swoją pierwszą sprawę przed sądem, czego ona dotyczyła?

 

Tak, to była bójka w Kętrzynie, przygotowywałem się niemal tydzień, zapisując przy tym setki pytań do świadków, pytań, których nigdy nie zadałem. Pamiętam, że w kulminacyjnym momencie, czyli w chwili, gdy miałem rozpocząć mowę końcową, wszystko uleciało mi z głowy, czułem zupełną pustkę i nie wiedziałem co począć. Aby zyskać nieco na czasie, starałem się wstać powoli, odsuwałem przy tym niespiesznie krzesło. W pewnym momencie przypomniałem sobie, że należy odwołać się do starego zwyczaju i po prostu powiedzieć: „Wysoki Sądzie…”. Te słowa mnie odblokowały i zacząłem mówić. Sprawa została zakończona szczęśliwie dla mojego klienta.

 

Co pan mecenas wie o grzejnikach kolejowych?

 

Grzejniki to oczywiście hasło wywoławcze. Chodzi o sprawę, w której oskarżono wybitnych inżynierów , którzy skonstruowali grzejniki kolejowe. Postawiono im potężne zarzuty związane z łapówkarstwem. Oczywiście o grzejnikach nie wiedziałem zupełnie nic, ale musiałem tę wiedzę zgłębić. Adwokat musi być przygotowany na to, że w pewnych sytuacjach będzie musiał się uczyć o wielu różnych sprawach, o których nie ma bladego pojęcia, po to by należycie poprowadzić obronę. Ta sprawa trwała od godz. 9 do 17, niekiedy nawet do 20, pięć dni w tygodniu przez pół roku. Sprawę prowadził sędzia Derkacz, który uniewinnił oskarżonych, miał nie lada charakter, bowiem w tamtym czasie uniewinnienie w sprawie oskarżenia o kradzież tzw. mienia państwowego wymagało odwagi.

 

W dawniejszych czasach przed sądem się przemawiało. Dzisiaj sąd nie oczekuje takich przemówień jak kiedyś, co moim zdaniem odbija się na ogólnej kulturze. Nie jest to tylko sprawa wymowy sądowej ale również ogólnej kultury osobistej. Nasi patroni zwracali ogromną uwagę na sposób wysławiania się i argumentacji. Pamiętam, że kiedyś któryś z adwokatów zwrócił mi uwagę na to, że właściwie, jeśli chce się przemawiać na jakiejś sali, należałoby wcześniej pójść na tę salę i sprawdzić głos. Tu dotykamy problemu wygłaszania przemówień – najlepsze są tzw. przygotowane przemówienia improwizowane, prawda? Nie wierzę w to, że można wygłosić bardzo dobre przemówienie nie przygotowując się do tego. Mało tego, choć można zrobić sobie jakieś notatki, fatalną rzeczą jest odczytywanie przemówień, bo słowo musi być żywe. Tym niemniej, przygotowanie musi być precyzyjne. Z mojego doświadczenia, mogę podzielić się jeszcze taką oto myślą: ja w swojej praktyce starałem się również zrozumieć sędziego, który orzeka w sprawie i zastanawiać się nad tym, jakie orzeczenie i przy jakich argumentach może wydać, tj. jakie orzeczenie ja bym wydał. W gruncie rzeczy, nigdy nie składałem wniosków, które byłyby zupełnie nierealne bo to nie miałoby żadnego sensu. Owszem, powstaje problem – co ma adwokat zrobić gdy jego klient się nie przyznaje. Nie może powiedzieć, mimo że mój klient się nie przyznaje, to ja proszę o to lub o tamto (wymiar kary). Powinien podtrzymać jego stanowisko dosyć ogólnie, jednak bez zaangażowania jego stanowisko i korzystając z zupełnej swobody w prowadzeniu sprawy, przedstawić pogląd na sprawę taki, jak należy. Mieć dystans, ale dać sędziemu możliwość wydania wyroku, który byłby zgodny z zebranym materiałem dowodowym i stanem prawnym.

 

W dniach 3-4 stycznia 1981 r. w Poznaniu odbył się legendarny dziś Ogólnopolski Zjazd Adwokatów. Można byłoby powiedzieć, że był to drugi sejm adwokatów polskich po tym, który miał miejsce 28 czerwca 1914 r. we Lwowie. Jakie stanowisko, a był pan wtedy delegatem Izby Adwokackiej w Warszawie, pan mecenas zaprezentował i jak to stanowisko wpisało się w ówczesną sytuację społeczno polityczną?

 

To był ten burzliwy okres Solidarności. W adwokaturze pewne zmiany i dążenie do zmian wystąpiły już w sierpniu 1980 r., to właśnie w tej sali odbywały się spotkania, podczas których usiłowaliśmy formułować rozmaite postulaty pod adresem ekipy rządzącej. Między innymi z inicjatywy naszej Rady, której wówczas byłem sekretarzem, doszło do zwołania Zjazdu Adwokatury. Proszę o zwrócenie uwagi, że Zjazd Adwokatury nie był w ogóle przewidziany przepisami prawa. Kiedyś napisałem, że powstał on z potrzeby serca i rozumu. Już teraz możemy o tym mówić swobodnie, to są tylko elementy historyczne – nasze środowisko było rozbite na pewne grupy. Była grupa, która broniła dotychczasowej polityki NRA i była grupa, która była niezadowolona z tej polityki. Nie ukrywam, że nasza Rada zadowolona nie była i raczej zmierzała do daleko idących zmian, m.in. personalnych. Doszło do burzliwych wystąpień kolegów, po których nastąpiło głosowanie personalne i wówczas przystąpiliśmy do dyskusji na tematy merytoryczne. Zjazd był bardzo potrzebny z różnych powodów.

 

Przede wszystkim, Zjazd podjął uchwały, które według mojej oceny, przygotowywały koncepcję pod przyszłe państwo prawne. Proszę łaskawie o zwrócenie uwagi, jakie to były postulaty – powołanie Trybunału Konstytucyjnego, sądownictwo administracyjne, Trybunał Stanu, zmiany prawa karnego, cywilnego, równa zasada pomiędzy własnością uspołecznioną i prywatną. To wszystko, co obecnie znajduje się w Konstytucji zostało ujęte w uchwale związkowej. Ja również zabierałem głos na Zjeździe, ale pamiętam inne wstrząsające wystąpienia, m.in. pana mecenasa Taylora, późniejszego Ministra, który ujawniał pewne bulwersujące informacje, m.in., że wyżywienie psa więziennego było lepsze i na ten cel przeznaczano większe pieniądze, niż na wyżywienie więźniów; poruszano także potrzebę lepszego traktowania więźniów politycznych – to wszystko było przedmiotem obrad Zjazdu w Poznaniu. Myślę wiec, że ten Zjazd zrobił dobrze nie tylko adwokaturze, ale całemu ustawodawstwu i ostatecznie i Polsce. W wyniku tego zjazdu, została powołana Komisja Legislacyjna, która opracowała projekt ustawy Prawo i Adwokaturze. Ustawa została zaś ostatecznie uchwalona 26 maja 1982 r. i obowiązuje z nielicznymi zmianami do dnia dzisiejszego, zaś jeśli chodzi o same podstawy, to muszę powiedzieć, że ona jest ciągle aktualna i nowoczesna. Mogę jedynie wyrazić zadowolenie, że Adwokatura doprowadziła do uchwalenia takiego aktu normatywnego. Wielkie zasługi w uchwaleniu ustawy mieli adwokaci – posłowie, m.in. pani mecenas, a późniejsza pani Prezes NRA, Maria Budzanowska, która „matkowała” tej ustawie w Sejmie, choć wstrzymała się od głosowania, bowiem Sejm wprowadził pewne poprawki, które osłabiały wymowę naszego projektu.

 

Jak Adwokatura ustosunkowała się do stanu wojennego?

 

W historii naszego kraju, narodu i państwa Adwokatura, niezależnie od podstawowej funkcji, którą przypisuje się adwokaturze, spełniała także rolę dodatkową. W okresie rozbiorów, była obrońcą polskości. Adwokatura w okresach innych, kiedy nie było partii politycznych, a zatem w PRL’u, spełniała pewną rolę polityczną. Te skargi dotyczące ochrony praw i wolności człowieka, które normalnie należą do partii politycznych, podnosiła Adwokatura, bo nikt inny tego nie robił. Organy Adwokatury podejmowały wówczas uchwały, które kontestowały różnego rodzaju nadużycia władzy w owych czasach, w których zgłaszano postulaty, które mogły legnąć u podstaw demokratycznego państwa prawnego. W okresie stanu wojennego Adwokatura poczuwała się w obowiązku do tego, by zastąpić te partie polityczne, które powinny być, w działaniach zewnętrznych. Podejmowała uchwały i zmagania w tym zakresie.

 

Jednomyślnie podchodziliśmy do pewnych spraw. Stan wojenny został wprowadzony z soboty na niedzielę, gdy ja się o tym dowiedziałem o godz. 9, już godzinę później rozmawiałem z Dziekanem Rościszewskim, który był moim sąsiadem. Dwie godziny później rozmawiałem z panem profesorem Piontkiem o tym, jak z perspektywy prawa międzynarodowego można byłoby podważyć stan wojenny. W poniedziałek rano, o godz. 9, właściwie cała Okręgowa Rada Adwokacka spotkała się w pokoju adwokackim na dole w Sądzie i podjęliśmy uchwałę przeciwko stanowi wojennemu. Swoją drogą później, gdy stawałem w sprawach, w których za podobne uchwały stawiano ludzi w stan oskarżenia i skazywano, byłem pewien podziwu dla wyrozumiałości władz, że nas nie wsadzili i nie wymierzyli surowej kary. W każdym razie, ta uchwała, w moim przekonaniu, wystawia dobre świadectwo Adwokaturze i jej wrażliwości.

 

Okręgowa Rada Adwokacka podjęła też działania w zakresie zapewnienia pomocy prawnej ofiarom stanu wojennego. Mieliśmy w kolegiach specjalne pokoje, w których dyżurowali adwokaci, w sądach dyżury były niemal całodobowe i adwokaci czekali na ewentualne wezwanie do obrony z urzędu. Setki adwokatów były zaangażowane w te obrony i muszę powiedzieć, że zarówno w sprawach o wykroczenia jak i w sprawach sądowych adwokaci zachowali się tak, jak powinni się zachować prawnicy.

 

Skąd się brało odwagę do bronienia ludzi w tamtym czasie?

 

Ja myślę, że nikt z nas nie zastanawiał się nad konsekwencjami. Chodziło nam o to, żeby pomóc osobom, które zostały postawione w stan oskarżenia, lecz nie w świetle prawa, które powinno było obowiązywać i obowiązywało w Europie. Zależało nam na tym, aby oskarżeni mieli zapewnioną obronę. Dziekan Maciej Dubois mobilizował nas, organizował i był duszą i ciałem oddany tej sprawie niesienia pomocy prawnej osobom tej pomocy potrzebującym. Nie było innych głosów i innego stanowiska w naszym środowisku jak ten zaprezentowany w uchwale. Muszę też powiedzieć, że stan wojenny nie udał się, zgodnie z zamysłem jego twórców, m.in. dlatego, że nawalił aparat wykonawczy, tj. sędziowie, prokuratorzy, częściowo wojsko. Tak się złożyło, że z naszego podziału obowiązków w przy tych obronach stanu wojennego, ja zajmowałem się głównie sprawami, które rozpoznawały sądy wojskowe. Z największym uznaniem mogę odnieść się do stanowiska warszawskiego Sądu Okręgowego i Sądu Garnizonowego w Warszawie. W większości wyroki, które zapadały, były w większości wyrokami uniewinniającymi z uwagi na brak dostatecznych dowodów lub wydawano wyroki z warunkowym zawieszeniem wykonania kary. Najpewniej nie bez powodu sędziowie z wymienionych sądów, po ustaniu stanu wojennego odeszli z tego sądu, wszyscy. Władza nie tolerowała sędziów, który starali się być sędziami z prawdziwego zdarzenia oraz sądzić zgodnie z przepisami prawa i z zasadami uczciwości.

 

Czym jest dla pana samorząd, co panu dał, co powinien dać nam dzisiaj?

 

Jestem głęboko przekonany, co do jednego – taki zawód, jak zawód adwokata, nie może być zawodem obojętnym dla państwa. Adwokatura, w moim przekonaniu może być albo samorządowa, albo państwowa, np. poprzez licencje. Samorządowa – to znaczy obywatelska. Adwokatura przechodziła różne fazy. Najbardziej samorządna była pod rządami marszałka Piłsudskiego i Dekretu o Tymczasowym Statucie Państwa Polskiego. W czasie, gdy władza robi się mocna, natychmiast odbija się to na uprawnieniach adwokatury – władza chce być sama, zaś krytyka rozstrzygnięć wydawanych przez tę władzę, choć de facto prowadzi do wzmocnienia praworządności, bywa odbierana jako krytyka tejże władzy. Adwokatura jest potrzebna nie tylko adwokatom, jako członkom tej organizacji, ale również służy ogólnemu interesowi obywateli. Niezależność adwokatury jest niezwykle ważna, choć jest z tym coraz gorzej i wypada tłumaczyć władzy, że adwokatura nie jest antypaństwowa, lecz jest państwu potrzebna, podobnie jak jest potrzebna dla prawidłowości decyzji podejmowanych przez aparat państwowy, niezależnie od tego czy chodzi o organy administracji, czy wymiar sprawiedliwości. Bez adwokatury, w gruncie rzeczy trudno sobie wyobrazić prawidłowo funkcjonujące państwo prawa. Myślę, że adwokatura jest także potrzebna także z innego względu – dostrzegam jej dwojaką rolę . Po pierwsze – obrończą, po drugie – doradczą. Tam, gdzie mamy do czynienia w pierwszym przypadkiem, możemy mieć do czynienia z aparatem państwowym, pomoc adwokatury jest jednak niezbędna osobom postawionym w stan oskarżenia.  Wyobraźmy sobie co by było, gdyby skazywano ludzi bez zapewnienia im prawa do obrony – jak społeczeństwo reagowałoby na tego rodzaju orzeczenia? Czy uznałoby je za sprawiedliwie? Czy orzeczenia te byłyby słuszne w dłuższej perspektywie czasowej? Tam, gdzie adwokatura realizuje funkcję obrończą, powinna zabierać głos w sprawach ważnych nie tylko dla środowiska adwokackiego, lecz przede wszystkim – dla kraju. Adwokatura podejmowała uchwały w obronie niezawisłości sędziów, postulowaliśmy jako jedno z nielicznych środowisk zawodowych podnoszenie dla nich uposażeń. Nie ukrywam, że jestem zawiedziony tym, że w momencie, w którym adwokatura spotyka się z pewnymi problemami, tak mało poparcia płynie ze strony środowiska sędziowskiego. Instytucja adwokatury jest niezbędna dla prawidłowego funkcjonowania państwa prawnego. Należy pamiętać przy tym, że adwokatura i sędziowie są to naczynia połączone – nie ma adwokatury bez dobrego sądu i nie ma dobrego sądu bez adwokatury. Te zawody w gruncie rzeczy są skazane na siebie i powinny sobie sprzyjać i popierać się w swoich dążeniach.

 

Mi, jako seniorowi adwokatury bardzo zależy na tym, aby przynajmniej w naszym środowisku nie było głosów, podważających istotę zawodu. Zadawanie pytania – co mi daje adwokatura – to jest pytanie człowieka, który nie stanął jeszcze w sytuacji groźnej dla siebie. Bowiem jeśli tak by było, okazać się może, że samorząd jest potrzebny dla obrony jego interesów, interesu ogółu adwokatów. Jeśli nie byłoby samorządu adwokackiego, pies z kulawą nogą nie stanąłby w obronie adwokata, który czuje się zagrożony rozmaitymi zdarzeniami.

 

 


 

Nie wiemy, czy Nestorzy Adwokatury Warszawskiej to element cyklu Nestorów Adwokatury Polskiej (NRA), czy też pomysł własny ORA, jednak niezależnie od tego jak to wygląda, zachęcamy do obejrzenia materiału zrealizowanego z okładem rok temu, a dotyczącego Pana Mecenasa Jaworskiego. Bardzo ciekawe!

 

 

[foto: fp ORA Warszawa]

Zapis został wykonany na podstawie stenogramu, sporządzonego w trakcie spotkania.

Udostępnij wpis
Autor:

Adwokot, to adwokot

Brak komentarzy

ZOSTAW KOMENTARZ