Parę słów o znaczeniu tych samych słów, adw. Krzysztof Stępiński & adw. Jacek Dubois [Magazyn Pokój Adwokacki]

575d69b172432e612fc261d05b8419b1305000-2W Konstytucji RP z 1997 r. rzeczowników „adwokatura” i „adwokat” nie uświadczysz.  Pośrednio o adwokaturze traktuje przepis art. 17 § 1, który przewiduje możliwość tworzenia samorządów zawodowych, reprezentujących zawody zaufania publicznego i sprawujących pieczę nad należytym wykonywaniem tych zawodów, w granicach interesu publicznego i dla jego ochrony. W ten sposób ustawodawca podkreślił znaczenie samorządu adwokackiego, nie wymieniając go z imienia. A nam się wydaje, że na nas adwokatów, bez wyjątku zresztą, nałożył szczególny obowiązek dbania o najwyższe standardy samorządowe i zawodowe.

W czasach Internetu, Facebooka i portali społecznościowych – zwłaszcza, że Krajowy Zjazd Adwokatury za pasem – adwokaci dużo piszą o adwokaturze, mając świadomość, że dyskusja nie odbywa się w hermetycznym środowisku, przeciwnie, trafia do szerokiego kręgu odbiorców. Jesteśmy za taką aktywnością, wszak nasze życie zawodowe, to nie tylko blaski, ale coraz częściej cienie, o których trzeba mówić głośno i otwarcie. Dlatego uważamy, że publiczna krytyka demokratycznie wybranych działaczy samorządowych służy adwokaturze, bo opinia publiczna jest najlepszym kontrolerem każdej władzy.

Obecnie w mediach o samej adwokaturze mówi się i pisze niewiele. Tak jest, bo jej rola w życiu publicznym – decyzją jej władz samorządowych, czyli Prezesa NRA i Prezydium NRA – została w ostatnich latach wyciszona, a przez to zmarginalizowana. Wiadomości o adwokatach coraz częściej pojawiają się w mediach, gdy ktoś z nas staje się przedmiotem zainteresowania organów ścigania, zachowa się nieetycznie lub prowadzi życie celebryty. Skoro zainteresowanie opinii publicznej adwokaturą jest niewspółmiernie małe do jej ustawowych obowiązków i możliwości, należy ubolewać, że nikt nie dokonuje całościowej i wnikliwej oceny jej postawy, a w konsekwencji nie kontroluje jej organów. Bo szansa na to, że działacze samorządowi nagle zaczną twórczo oceniać siebie samych jest znikoma. Miło jest tkwić w stanie samouwielbienia zwłaszcza, że sole trzeźwiące dawno temu wyszły z mody. Pozostaje rzeczowa krytyka, która – jak mamy nadzieję – przebije się przez fale internetowego hejtu.

Celem naszej krytyki, jest naprawa adwokatury. Uważamy, że tak, jak do prawdy dochodzi się przez poprzez spór, tak samo poprzez spór można wypracować najlepsze rozwiązania. Już Heraklit powiadał, że wszystko powstaje przez spór i konieczność. Dialogi Platona, to nic innego jak dochodzenie do prawdy poprzez przedstawianie najlepszych argumentów. W filozofii nowożytnej kontynuatorem tej myśli jest Hegel, który wypracował triadę: teza i antyteza, z których wyłania się synteza. Zatem o adwokaturze warto dyskutować publicznie, a taka dyskusja nie musi być od razu przejawem – jak twierdzą członkowie władz samorządu – brudnej gry wyborczej. Bo pisać o adwokaturze, nie oznacza pożądać w niej stanowiska. Adwokaturę można kochać tylko za to, że jest, nie chcąc od niej nic w zamian. Bo dla osoby bliskiej zawsze pragnie się jak najlepszego losu. Dlatego piszemy o adwokaturze.

Zaczniemy od sprawy chyba najważniejszej, wizerunku adwokatury. W swoim wystąpieniu Prezes NRA mec. Andrzej Zwara stwierdził, że adwokatura powinna być apolityczna, bo polityka to nie miejsce dla adwokatury. W stu procentach zgadzamy się z tym twierdzeniem czyniąc zastrzeżenie, że adwokatura – zupełnie inaczej niż dotychczas – powinna reagować na rozgrywające się w kraju wydarzenia.

Myślimy tak samo, a chcemy inaczej? Woda i ogień? Nie, najprawdopodobniej zupełnie inaczej rozumiemy znaczenie tych samych słow. Taktyka obecnych władz adwokatury polega na niezajmowaniu stanowiska w sprawach najistotniejszych dla Państwa, a w konsekwencji nieopowiadanie się po żadnej stronie politycznego sporu, w sytuacji, gdy adwokatura, która posiada odpowiednie narzędzia, powinna opowiadać się po stronie prawa! Spory partii rządzącej z opozycją są polityką, od której adwokatura powinna trzymać się z daleka. Ale prawo, to tylko narzędzie polityków.

Uzasadnienie tezy lansowanej przez Prezesa jest proste: nie wchodząc w spór z władzą, nie ściągniemy na siebie jej gniewu, a w konsekwencji uchronimy adwokaturę przed bliżej nieokreślonymi negatywnymi konsekwencjami. Realizacją tego sposobu myślenia była wizyta przedstawicieli władz adwokatury u Prezydenta RP w trakcie, której strony – nie powiedziawszy sobie nic istotnego – rozstały się w miłej i przyjaznej atmosferze.

Jakie są konsekwencje takiej polityki, jeśli wiadomo, że adwokatura nic istotnego nie zrobi? Wszak nie jest partnerem, z którym należy się liczyć. Wynikiem tak prowadzonej polityki jest seria przygniatających porażek. Najbardziej upokarzającą z nich było zrównanie adwokatów i radców prawnych w uprawnieniach obrończych w procesie karnym. Nie chodzi tu o aspekt ekonomiczny, bowiem absolwenci prawa decydując się na wybór korporacji nigdy do takiej pracy nie palili się.

Co się tyczy adwokatów, obrony karne były dla naszej korporacji Świętym Graalem, czymś przynależnym tylko jej i czyniącym ją unikatową. Radcom prawnym na tych uprawnieniach specjalnie nie zależało, ale czemu nie zdobyć twierdzy, której strażnik nie potrafi obronić. A nuż przyda się w przyszłości! W ten sposób adwokatura, cicha i przyjazna władzy, przegrała jedną z najważniejszych wojen (skądinąd lista bezsensownych wojen, które adwokatura stoczyła po czerwcu 1989 r. jest długa i wstydliwa!).

Skoro jesteśmy przy obronach w sprawach karnych szokuje nas, że sędziom, którzy stali w tej sprawie po stronie adwokatury, kilka miesięcy później apolityczna adwokatura nie dała żadnego wsparcia, czego najlepszym przykładem było nagłe zniknięcie jej delegacji z sali, w której obradował Nadzwyczajny Kongres Sędziów Polskich!

Kolejna porażka adwokatury to stawki adwokackie. Znowu nie pomogło, że adwokatura starała się być miła i przyjazna wobec władzy.  Gdy o honorariach mowa porównaliśmy rachunek za przejazd karawanu na odcinku jednego kilometra (kilkanaście minut) na kwotę 560 zł i wynagrodzenia zapewniane przez państwo adwokatowi za prowadzenie przez kilka miesięcy sprawy np. z zakresu prawa pracy.

Okazuje się, że trud adwokata związany z zapoznaniem się z aktami, przygotowaniem strategii działania i prowadzeniem sprawy wynosi tyle, co koszt trzystu metrów ostatniej podróży. Przykre i krępujące. Porównajmy to jeszcze z kosztem mszy, poprzedzającej pochówek, wynoszącym 900 zł. Różnica pomiędzy posługą i usługą jest oczywista, ale nas nurtuje odpowiedź na pytanie, dlaczego państwo nie wprowadziło urzędowych opłat za posługę? Z prostego powodu. Gdyby się na to odważyło, zatrząsłoby się w posadach od protestu duszpasterzy. W przypadku adwokatury, ruchów sejsmicznych nie dostrzeżono! Wszak adwokatura cicha jest i apolityczna!

Niebawem czeka nas kolejny zamach na samorząd, w postaci odebrania adwokaturze sądownictwa dyscyplinarnego, którego wynik – zważywszy na dotychczasową skuteczność adwokatury – jest łatwy do przewidzenia. Można śmiało założyć, że tajemnica adwokacka i immunitet adwokacki, czyli filary naszego zawodu które, są solą w oku obecnej władzy, to następne ofiary. Takie są z grubsza dotychczasowe i przyszłe konsekwencje uznawania, że adwokatura nie powinna mieszać się w politykę, czyli chować przed sporami pojawiającymi się w państwie.

My pojęcie niemieszania się adwokatury w politykę rozumiemy zupełnie odmiennie. Adwokatura nie powinna przejawiać żadnych preferencji, co do osób rządzących krajem i ich programów politycznych. Adwokatura, zgodnie z art. 1.1. Prawa o adwokaturze, który obowiązywał także przez dwie kadencje ekipy Prezesa Andrzeja Zwary, powinna być neutralnym strażnikiem praw i wolności obywatelskich. Powinna bacznie śledzić sprawy publiczne i zabierać głos zawsze wtedy, gdy prawo jest naruszane. Ten obowiązek został przez adwokaturę porzucony. Oczywiście przewidujemy, że jeśli któremuś z działaczy samorządowych zachce się polemizować z naszymi tezami, poda dziesiątki przykładów, gdzie adwokatura ustami swoich działaczy samorządowych wypowiedziała się w sprawach istotnych dla kraju.

Odpowiadamy na to od razu: jeżeli nawet takie głosy były, były dla opinii publicznie niesłyszalne, co jeszcze gorzej świadczy o kondycji naszej korporacji. Zastanawiając się, dlaczego tak jest, odpowiedź znaleźliśmy ponownie w publicznej wypowiedzi Prezesa, który zachwalając jakość swojej pracy opowiadał o setkach wizyt które złożył w siedzibach poszczególnych izb i spotkań samorządowych, które odbył. Nie negujemy tego „sukcesu”. To normalne, że działacze samorządowi odwiedzają się, czasem ktoś coś zamyka, lub otwiera, albo kogoś żegna. Doceniamy tę ciężką pracę, widoczną zwłaszcza w okresie przedwyborczym, gdy kandydaci na kolejnych działaczy na wyprzódki ze starymi, peregrynują po kraju, by uścisnąć jak najwięcej rąk wyborców.

Oczywiście spotkania wewnątrzśrodowiskowe są potrzebne, służą integracji i omówieniu spraw adwokatury. Jednak wyborcy, czytaj adwokaci, którzy oceniają, na co są przeznaczane pieniądze z ich składek głośno kwestionują – co trzydzieści lat temu było nie do pomyślenia – potrzebę istnienia samorządu adwokackiego i wydawania środowiskowego pisma w formie papierowej (w izbie warszawskiej sprawa wysokości składki i kosztów działania samorządu, to temat dyżurny, który na dalszy plan spycha dyskusję o istocie adwokatury).

Adwokaci potrafią kalkulować i oceniać, co jest im potrzebne, a co nie. Potrzebują pracy (!), ułatwień w jej wykonywaniu, dostępu do nowych możliwości zarobkowania, poczucia bezpieczeństwa i dostępu do wiedzy. Gdyby za swoje pieniądze dostawali to, czego potrzebują, gotowi byliby płacić.

Adwokatura ma problem wizerunkowy. Przynajmniej częściowo wynika on z niedoboru autorytetów. Zanim rozwiniemy ten wątek musimy podkreślić, że w ostatnim czasie, także w wyniku otwarcia zawodu, do adwokatury weszło bardzo wielu ciekawych intelektualnie i bardzo dobrze wyedukowanych prawników. Już niedługo wielu z nich uzyska status autorytetu. To cieszy.

Tymczasem Prezes Andrzej Zwara uznał za cnotę fakt, że nie jest tak rozpoznawalny, jak niektórzy medialni adwokaci. To wielki błąd, wszak to on, a nie „medialni” adwokaci, jest twarzą adwokatury. To on reprezentuje ją na zewnątrz (może trzeba było wziąć ze sobą – idąc z wizytą do Prezydenta – jakiegoś medialnego adwokata, niekoniecznie apolitycznego?). To jego głos powinien być dużo lepiej słyszalny, niż głos kogoś rozpoznawalnego, ale stojącego na uboczu adwokatury.  Jeśli adwokatura ma być poważnie traktowana, to słyszalnym i wiarygodnym  musi być jej formalny lider, primus inter pares. Jeśli społeczeństwo nie będzie wiedziało, kto przewodzi adwokaturze, nie dostrzeże samej adwokatury.

Kiedy wchodziliśmy do zawodu obowiązywała prosta zasada: do władz adwokatury wybierano najgodniejszych i najbardziej rozpoznawalnych. Ważna funkcja samorządowa był zwieńczeniem kariery, a nie odskocznią do kariery. Osoba powołana na adwokacki urząd swoją pozycję, wiedzę i dorobek, przekazywała do dyspozycji adwokatury, by ta mogła korzystać z nich dla celów całego środowiska.

Dziś sytuacja odwróciła się. Pomijając bizantyjską organizację NRA, która pozbawia ją cech „siły szybkiego reagowania” wielu jej członków stało się działaczami przed osiągnięciem dostrzegalnego sukcesu zawodowego. Dla wielu adwokatów zdobycie stanowiska we władzach samorządowych, ma stać się trampoliną do sukcesu. Tacy koledzy, zamiast dawać coś adwokaturze, grzeją się w słońcu władzy. Adwokatura naszej młodości, to adwokatura patronów – mentorów, a nie urzędników korporacyjnych. I taki stan należy próbować przywrócić.

Najistotniejsze jednak, żeby adwokatura stała się ważnym ogniwem demokratycznego państwa prawa. Jak to osiągnąć?

Po pierwsze, adwokatura musi mądrze i we właściwym czasie, czyli niezwłocznie, zajmować stanowisko w sprawach istotnych. Jej głos nie może być głosem wtórnym.  Toż „współdziałanie w ochronie praw i wolności obywatelskich” sprowadza się także do kształtowania opinii społecznej i wiedzy obywateli o prawie. Żeby to osiągnąć konieczne są zmiany sposobu funkcjonowania NRA. Nie może być tak, że NRA zbiera się, obraduje i wypracowuje stanowisko, gdy temat jest już tematem drugiej świeżości (można organizować telekonferencje, nieprawdaż?). Adwokatura nie reagująca na problemy państwa, to adwokatura niepotrzebna.

Po drugie, adwokatura, zamiast płacić za pijar (naszym zdaniem pieniądze lekko wydane, głównie w celu zagłuszenia sumienia), powinna wejść w porozumienie z ośrodkami medialnymi tak, by opinie prawne wypowiadane przez adwokatów dotyczące ważnych wydarzeń z prawem w tle, docierały niezwłocznie do opinii publicznej. Wyobraźmy sobie, że w programie telewizyjnym, czy gazecie powstaje – zainicjowany przez NRA – program „Dyżurny prawnik kraju”, w którym adwokaci analizują procesy legislacyjne i oceniają poszczególne projekty, pod kątem zgodności z konstytucją i zasadami państwa prawa.

Odrzucając sytuacje ekstremalne, gdy władza nie liczy się z rozumem i opinią publiczną, taka działalność miałaby charakter zarówno edukacyjny jak i cenzorski wobec władzy. Może mylimy się, ale każdy inteligent powinien wiedzieć, że jak Frank Rich skrytykował w NYT jakąś premierę, sztuka nie miała szans, by zaistnieć na Brodway’u. Może jesteśmy naiwni, ale wydaje się nam, że adwokaci – poprzez swoje mądre, obiektywne i fachowe komentarze – mogliby wpływać na ocenę poczynań prawnych władzy.

Po trzecie. Adwokatura jest bardzo spragniona autorytetów. A co my robimy? Zamiast nagradzać, usiłujemy obalać je. Bez autorytetów funkcji opiniotwórczej adwokatury nie da się zrealizować, jej głos nie będzie się liczył. Władza bez pardonu przesunie słabszego, jak pionka, ale będzie liczyła się z realną siłą. Pan Prezes Andrzej Zwara napisał coś, co nas niemal zniesmaczyło „Chciałbym być członkiem Adwokatury cenionej i szanowanej. Będąc jednak realistą wiem, że poziomu z lat 80 nie odzyskamy nigdy”.

Panie Prezesie, może zamiast wywieszać białą flagę, trzeba było pomyśleć! Czy Pan w ogóle wie, skąd się wziął ówczesny sukces adwokatury? Odpowiedź jest prosta! To nasi starsi koledzy byli współzałożycielami i współpracownikami Komitetu Obrony Robotników (cytując klasyka, nie stali tam, gdzie ZOMO!). To oni aktywnie uczestniczyli w sprawach radomskich i wspierali Solidarność. To oni podjęli mądre, odważne i pozostające nie w smak władzy uchwały na Krajowym Zjeździe Adwokatury w Poznaniu. Ci adwokaci zajmowali jasne stanowisko w sprawie stanu wojennego i bronili w procesach politycznych. Dlatego byli rozpoznawalni. To o nich pisała podziemna prasa, a ich wystąpienia uzyskiwały aplauz publiczności. Ta popularność i zaufanie do adwokatury nie wzięły się z niczego i łatwo nie przyszło. Żaden z tych adwokatów nie liczył na państwowe apanaże. Tamta adwokatura angażowała się w sprawy publiczne, udzielała pomocy osobom prześladowanym i za to została nagrodzona zaufaniem, które w zadziwiający sposób roztrwoniła.

Dostrzegając zaangażowanie adwokatury i adwokatów opinia publiczna wystawiła im konkretne oceny. Dziś ta ocena jest krańcowo odmienna i odzwierciedla bierność, brak odwagi i milczenie w sprawach publicznie ważnych. Adwokatura nie ma prawa kalkulować, w które sprawy powinna zaangażować się. Powinna być jak strażak, który – zawsze gdy trzeba – gasi ogień. Może, zamiast mówić, że adwokatura nie odzyska najwyższego stopnia zaufania, trzeba reagować w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, nowej organizacji prokuratury, niezawisłości sądów, obrony Rzecznika Praw Obywatelskich, nowych uprawnień służb specjalnych, nocnych głosowań, inwigilacji i ekshumacji, mowy nienawiści, odmowy przyjęcia ślubowań legalnie wybranych sędziów Trybunału Konstytucyjnego, że o innych sprawach nie wspomnimy.

Takich pytań można stawiać wiele i odpowiedź na nie będzie jednocześnie odpowiedzią na pytanie, dlaczego jesteśmy tam gdzie jesteś-my. Pana przekonanie, że najwyższego pozio-mu zaufania nie da się odzyskać, świadczyć może o tym, że nie przeanalizował Pan stopnia naruszeń zasad demokracji w naszym kraju i działań, które adwokatura powinna podjąć. Wybór należał do Pana, skutek wyboru dotyka nas wszystkich.

Po czwarte, musimy postawić na profesjo-nalizm. Dzisiaj, czyli z wieloletnim opóźnie-niem, powstają sekcje tematyczne, a adwokaci zaczynają głośno mówić o specjalizacji. A jeszcze nie tak dawno dopuścił Pan do wywalenia ze stanowiska kierownika Komisji etyki zawodowej NRA naszego kolegi tylko za to, że poruszył ten temat. I tu dochodzimy do szkolenia aplikantów i oświadczamy: tak długo nie staniemy się profesjonalistami w pełnym znaczeniu tego słowa, jak długo będziemy kształcić aplikantów według programu ramo-wego, ukochanego dziecka niektórych działa-czy NRA. Nie wiemy, kiedy ostatni raz czytał Pan ten program, ale jeśli dawno, to źle, a jeśli nie tak dawno, to jeszcze gorzej. Bo szkolenie na podstawie programu ramowego przypomina naukę w szkółce niedzielnej. Gdzie są ma-teriały szkoleniowe opracowane na zlecenie NRA? Co z e-learningiem? Itd. Dlaczego od lat zmuszamy aplikantów, by uczyli się prawa (niekiedy nawet teorii prawa), z którym nie chcą mieć żadnego kontaktu po egzaminie? Równie niesłyszalni, jak demokracja, czują się młodzi prawnicy wchodzący do zawodu i po-zostawieni sobie samym. Wielokrotnie rozmawialiśmy o zmianie kodeksu etyki, o możliwościach specjalizacji jednak sprawy te zostały sprawnie zamiecione pod dywan bo znaczna liczba adwokatów woli prowadzić wszystkie sprawy.

Po piąte. Chyba utracił Pan z pola widzenia, że w 30 – 40 lat temu adwokatura była naszą wspólną marką. Być adwokatem jednak coś znaczyło. To coś, było to unikalne i nobilitu-jące. W pewnym momencie przestaliśmy dbać o wspólną markę, budując własne. Powodem do dumy przestało być to, że jestem adwo-katem, ale to, że reprezentuję taką a taką kancelarię. Tworząc wartość w ramach takiej organizacji, czyli podmiotu gospodarczego świadczącego usługi prawnicze, często zapo-minamy o wartości większej, jaką jest wspól-nota zawodowa (czy wie Pan, że adwokaci nie kłaniają się sobie na korytarzach sądowych, co jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia!). Przedstawiciele większych i solidniejszych ma-rek wręcz tę wspólnotę opuszczają i nie anga-żują się w pracę samorządu. Taką drogę obierają na ogół ci najbardziej przebojowi i wydaje się, że jest to trend trudny do odwró-cenia. Ale próbować warto, bo – jak świat, światem – adwokaci to najlepsze zaplecze dla polityki na szczeblach krajowym i samorzą-dowym. Jeśli adwokaturze udałoby się odzys-kać należny jej autorytet, stałaby się cenionym partnerem na scenie publicznej.

Jest takie przysłowie, że ten który uważa, że coś jest niemożliwe, nie powinien przeszka-dzać wykonawcy. Dlatego apelujemy do tych którzy uważają, że adwokatura nie ma szansy powrotu na należne jej miejsce, by jej tego nie utrudniali. Niech dadzą szansę innym.

 

adwokat Krzysztof Stępiński & adwokat Jacek Dubois

 

Tekst został opublikowany w #3 Magazynu Pokój Adwokacki

Udostępnij wpis
Brak komentarzy

ZOSTAW KOMENTARZ