Krótko o etyce prawników, dr hab. Teresa Gardocka

Nie o etyce prawniczej – o tej napisano wiele, a nawet ubrano ją w kodeksy etyczne, odrębne dla każdego tradycyjnego zawodu prawniczego. Nie o normach. O życiu. Pytamy: czy prawnik w swojej działalności zawodowej powinien kierować się etyką, rozumianą jako ludzka przyzwoitość, czy też wystarczy, że nie narusza prawa? A może nawet wystarczy, że narusza prawo w taki sposób, że nie da się tego udowodnić? Prawnicy, szczególnie ci mający codzienne kontakty z sądami, doskonale się przecież znają na prawie dowodowym. Jeżeli więc, rzecz nie jest wprawdzie legalna, ale niemal niemożliwa do udowodnienia, choć dość wyraźnie widoczna dla innego prawnika, to mieści się to w prawniczej przyzwoitości, czy nie bardzo?

Czy sztuczki z unikaniem terminów sądowych, nie tylko żeby doczekać przedawnienia, ale czasem żeby jedna sprawa odbyła  się przed inną i mogła wywrzeć wpływ na jej przebieg, są przyzwoite, czy może nie?

Właściwie każdy postronny, inteligentny człowiek odpowie, że przykładowo przedstawione działania  nie są etyczne a nawet nie mieszczą się w przyzwoitości. Każdy, z wyjątkiem prawników.

Prawnicy, szczególnie młodsi wiekiem, wyraźnie uważają, że działania na rzecz klienta muszą być skuteczne, a przyzwoitość zostawiają na boku. Wielu nawet o tym dość wprost mówi. Rynek jest trudny, jest ogromna konkurencja, także wśród prawników nienależących do korporacji. Żeby przeżyć, trzeba trochę przymknąć oczy na przyzwoitość.

Na wiele rzeczy trzeba przymknąć oczy. Adwokaci na to, że uczą klienta co powinien mówić policji a nawet sądowi, tak by sprawa zakończyła się umorzeniem lub uniewinnieniem ze względu na brak dowodów lub brak cech przestępstwa (patrz jak dalece różnią się wyjaśnienia podejrzanego złożone w tej samej sprawie przed i po kontakcie z adwokatem). Legislatorzy na to, jak napisać przepisy, by obejść szańce zasad określonej gałęzi prawa (patrz tzw. ustawa o bestiach, którą skonstruowano jak akt należący  do prawa cywilnego). Sędziowie TK, na wagę zaskarżonej kwestii prawnej (przez  2 lata nie dali rady ocenić konstytucyjności ustawy o bestiach, chociaż zdążyli ocenić konstytucyjność zabierania prawa jazdy przez policję przy znacznym przekroczeniu prędkości). Notariusze na to, że umowa sprzedaży kamienicy ma w tle wyraźnie „niewyraźne” dokumenty albo, że starsza pani sprzedaje mieszkanie za jeną setną jego prawdziwej wartości. Przymykanie oczu stało się nawykiem.

A czasy nie są łatwe nie tylko z powodu konkurencyjnego rynku. Przymykanie oczu czyni je jeszcze trudniejszymi.

Społeczeństwo, oceniając pracę prawników, przypisuje im dziś najgorsze z możliwych motywacje. W mniemaniu wielu, gdy sędzia orzeknie nie po myśli lub zrobi coś nieprawidłowo, to wziął łapówkę; adwokat czy radca prawny jest po to, by doradzić jak wymiar sprawiedliwości wyprowadzić w pole; prokuratorzy to psy gończe  na usługach Szefa, czyli prokuratora generalnego.

Nie wiem, czy jest dziś inna profesja tak źle oceniana przez społeczeństwo. I chyba warto się zastanawiać, co zrobiliśmy źle, że tak właśnie jest.

Prawnicy działający na rynku jako adwokaci, notariusze czy radcowie prawni jeszcze trzydzieści lat temu byli przedstawicielami szacownych profesji, dochodowych i postrzeganych jako uczciwe. Z sędziami i prokuratorami było gorzej. Ich opinia została zszargana w czasach realnego socjalizmu i z trudem zaczęli ją naprawiać wraz z początkiem transformacji. Dziś te kadry odchodzą na emeryturę. Sędziami są młodzi w większości  ludzie, przynajmniej w sądach rejonowych i okręgowych. Nie są obciążeni zaszłościami słusznie minionych czasów. Co odbiera im szacunek społeczny? Pośpiech, zbyt duże obciążenie pracą, by mogła być wykonana  z należytą rozwagą, często brak solidarności (sędzia wzięła dzień urlopu na żądanie, gdy miała wyznaczoną sesję i poszedł na nią inny sędzia zupełnie  nieprzygotowany, bo jak? I zupełnie wściekły, bo uderzyło to w jego pojęcie o dobrym wykonywaniu tego zawodu). Ale też inflacja prawa, kiedy to przepisy zmieniają się szybciej niż zdrowy rozsądek (nowela do noweli, która jeszcze nie weszła w życie – znamy?). Za wszystko płacą sędziowie utratą społecznego zaufania, bo ich widać, a legislatorów nie widać.

A adwokaci? Trzydzieści lat temu znane były nazwiska tych, którzy bronili opozycjonistów, radzili strajkującym, podpisywali listy z protestami przeciwko łamaniu praw człowieka. Znane były nazwiska tych, którzy wygrywali wielkie procesy i tych, którzy występowali jako obrońcy zbrodniarzy, nie broniąc ich przed słuszną karą ale wskazując ludzkie słabości i nieszczęścia, które miały złagodzić ocenę ich czynów. A siedemdziesiąt lat temu nie można było znaleźć adwokata, który chciałby podjąć się obrony hitlerowskich zbrodniarzy. O tych było słychać. A zapewne byli też inni, zwykli, mniej znani, może nawet mniej przyzwoici.

Dziś nazwiska członków palestry pojawiają się w kontekście afery reprywatyzacyjnej, oszustw związanych ze zwracaniem majątków kościelnych, wnoszeniem  telefonów komórkowych do aresztu, zakładaniem punktów pomocy prawnej w supermarketach, wynoszeniem dokumentów z akt śledztwa. O nich słychać. Chociaż z pewnością są inni, zwykli, mniej znani, bardziej przyzwoici.

Kiedy to się stało? I czy zawiniliśmy sami przyzwoleniem, przymykaniem oczu, czy też to oni – dziennikarze – chcą zniszczyć nam reputację?

 

dr hab. Teresa Gardocka

Udostępnij wpis
Brak komentarzy

ZOSTAW KOMENTARZ