Nauka widzenia przez to, co się słyszy. Brzmi paradoksalnie, a jednak skłaniam się do wniosku, że to jądro, istota i piękno w naszym zawodzie. Kino prawnicze, czym ono jest i czy powinniśmy je rozwijać, pielęgnować, a nade wszystko z niego korzystać?
Adwokacki Klub Filmowy w Krakowie, ostatni czwartek miesiąca, kino ARS, czas na kino prawnicze. Dzięki staraniom aplikanta adwokackiego Przemysława Stanka i jego współpracowników, także dziekana adwokata Pawła Gierasa, na ekranie pojawia się obraz IMAGINE, w reżyserii Andrzeja Jakimowskiego. Polska produkcja, ale obsada międzynarodowa, a sam film nakręcony w Lizbonie. Czy można zdefiniować obraz nie upraszczając jego przekazu? Nie. Obrazy są po to aby przemawiały swoją pełnią. Sztuka, także filmowa, pobudza nasze odczuwanie. Jest elementem kształtującym nas samych. Refleksja nad filmem wraca zwielokrotniona, o ile tylko znajdziemy czas by ją przeżyć sami ze sobą, by potem podzielić się nią z innymi. Gdy znajdziemy czas by nas kształtowała, a przez to także współkształtowała innych. Film promowany z podtytułem „Większość ludzi patrzy, jednak nic nie widzi”. Niewidomy bohater, nauczyciel niewidzących – uczy innych widzenia za pomocą słuchu. Uczy skupienia na połączeniu dźwięku i czasu niezbędnego do przebycia drogi przez ten dźwięk z punktu do punktu. Nauka widzenia przez to co się słyszy. Brzmi skomplikowanie i wydaje się nieprzekładalne na rzeczywistość, ale jednak bohater wykorzystuje zjawisko echolokacji i rozchodzenia się fal dźwiękowych, by nauczyć niewidzących przemieszczania się bez użycia tradycyjnej białej laski. Daje to tym ostatnim poczucie widzenia, kreują w swoich niewidzących oczach obraz, a przez to, z pomocą wyobraźni mogą się przemieszczać. Stąd zapewne sam tytuł filmu – Imagine. W sferze psychicznej umiejętność ta daje poczucie wolności, prawo do wmieszania się w powszedniość otaczającej rzeczywistości, uniknięcia niepotrzebnej uwagi skierowanej wyłącznie na brak zdolności widzenia.
Dlaczego ten obraz wydaje się ważny dla adwokatów? W mojej ocenie to cenny materiał, trudno zastępowalny. W sposób niezwykle subtelny opisujący istotę tego co robimy każdego dnia. Obraz wart jest tysiąca słów. Połączenie elementu czasu i dźwięku, by wykreować w odbiorcy obraz, jaki my adwokaci malujemy argumentacją w swoich wystąpieniach. Wystąpienia, zwłaszcza te na sali sądowej, ale przecież nie tylko, dla jednych są elementem sztuki w naszym zawodzie, dla innych wyłącznie teatrem dla publiczności, dla kolejnych marnowaniem czasu, gdyż cała argumentacja zawarta jest w stanowiskach pisemnych. Postulaty z prawa i lewa by przyspieszać postępowanie, rezygnować niekiedy z fizycznej obecności w sądzie przed składem orzekającym, czy przed sędzią, zderzają się z wprowadzonym nagrywaniem posiedzeń sądu, by z jednej strony utrwalić precyzyjnie to, co na sali w obecności sądu zostało powiedziane oraz by umożliwić refleksję nad sposobem przekazania przez świadków i strony, tego co mieli oni do przekazania, a z drugiej strony by umożliwić także sądowi drugiej instancji odtworzenie autentycznego przekazu, dynamiki posiedzenia, i na tej podstawie wydać werdykt odnoście prawidłowości lub braku prawidłowości rozstrzygnięcia. Wydaje się więc, że praca nad sposobem przekazu werbalnego i pozawerbalnego powinna nabrać intensywności. Istotne jest bowiem nie tylko co przekazujemy, ale także jak przekazujemy. Elementy naszego stroju urzędowego, ekspresji wystąpienia i quantum treści, to może być jeden z kluczy do przeważenia szali.
Refleksja nad filmem nakazuje mi jednak odwołanie się do jeszcze jednego elementu. Istotne jest nie tylko co i jak przekazujemy, ale także to, w jakim czasie to przekazujemy. Jaka jest dynamika naszej wypowiedzi. Jak rozkładamy w czasie akcenty. Czy istotne jest tylko, by przemawiać długo, aby klient odniósł satysfakcję, że wiele zostało powiedziane w sprawie na jego rzecz? Czy istotne jest by przemawiać krótko, ale zwięźle. By przekaz był precyzyjny, by nie wyczerpał słuchacza głównego, czyli sądu? Czy wystarczy wyciągnięcie przed nawias kluczowych elementów, czy raczej należy się odnieść do uwag zgłoszonych przez oponenta w sprawie. To kluczowe elementy strategii procesowej i wystąpienia końcowego. Nabierają one dodatkowej dynamiki po konfrontacji z sądem w pierwszej instancji , a więc zwłaszcza w sprawach rozpoznawanych w postępowaniu odwoławczym i Sądzie Najwyższym. Wiesława Szymborska w swoim noblowskim przemówieniu powiedziała: „Wszelka niedoskonałość lżejsza jest do zniesienia, jeżeli podaje się ją w małych dawkach[1]”. Mówiła o materii, którą tworzyła. Temat wystąpienia brzmiał: „Poezja i świat”. Można więc powiedzieć, że odnosiła się do kwintesencji własnej twórczości nagrodzonej uznaniem nie tylko czytelników, ale także Komitetu Noblowskiego. Wszelka niedoskonałość lżejsza jest do zniesienia … . Przenoszę te słowa na wystąpienia przed sądem. Staram się mówić precyzyjne. Nie oznacza to że krótko, wszak jednak raczej krócej niż dłużej. Samoograniczenie się. Pokora przed słuchaczem, którym jest sędzia. Świętej pamięci adwokat Ryszard Wolny przytaczał wielokrotnie anegdotkę o obrońcy, który bardzo długo wywodził apelację w sprawie. Po dwudziestu kilku minutach argumentów normatywnych, znudzony, czy wręcz zirytowany sędzia apelacji, unosząc się lekko w fotelu oświadcza: „Panie mecenasie, sąd zna prawo, proszę skracać”. Adwokat, po zaczerpnięciu powietrza, i przy należnym wyczekaniu, by skupić uwagę sądu na tym co zostanie powiedziane, odpowiada z pokorą należą sądowi: „I to domniemanie zgubiło mnie przed sądem I instancji”. Kurtyna w dół.
Należne wyczekanie, by skupić uwagę sądu na tym, co zostanie powiedziane. Momentum czasowe. Kilka pozornie nieistotnych sekund, które powoduje, że oczy słuchaczy zwracają się na mówiącego. Znaczenie pauzy w wypowiedzi. Znaczenie akcentów zdaniowych. Podbicie brzmienia głosu, ale nade wszystko pauza. Cisza, która pozwala odbiorcy przekazu złapać myśli, wejść w treść tego przekazu. Być może wyobrazić sobie, to o czym adwokat mówi. O, jak bardzo nie doceniamy tego elementu czasu naszej wypowiedzi. Zwracamy uwagę na jej ogólną długość, ale znacznie mniej ważymy jej wewnętrzne napięcia. Interakcje między dźwiękiem, a potencjalnym obrazem, który musi zostać wymalowany w głowach słuchaczy, sędziów, klientów, publiczności. Wydaje nam się, że jeżeli po raz kolejny rozstrzelamy argumentacją prawną skład sądzący, to niewątpliwie przyzna nam rację. Cóż za ironia losu. Zagadać argumentami na śmierć. Rozumienie słuchającego przychodzi jednak nie poprzez wypowiadane przez prelegenta słowa, ale poprzez to, co słuchający z tych słów zrozumie. Przemawiając na konferencjach zagranicznych, ze świadomością różnic kulturowych, zawsze powtarzam sobie przed wystąpieniem: nie jest ważne to, co powiem, ale ważne jest to, co inni zrozumieją z wypowiedzi. Zrozumieją przez to, jaki obraz wymaluję w głowie odbiorcy. Kod rozumienia słów może być przy tym poddany różnym uwarunkowaniom, czy wręcz ograniczeniom. Malowanie obrazów wymaga cierpliwości. Przyłożenia pędzla nie są jednakowe. Niektóre pociągnięcia są delikatne, inne mocne. Uderzenia dźwięków w wypowiedzi nie mogą być monotonne, jak ulewa. Jednolity szum, kaskada. Tu przypomina mi się uwaga mecenasa Stanisława Kłysa, który po wystąpieniu jednej z koleżanek aplikantek, na konkursie krasomówczym z delikatną ironią w głosie zapytał: „czyżby córka kałasznikowa?”. Prędkość wypowiadanych słów była bowiem tak duża, że słuchacz słyszał tylko strzały, nie mając nawet ułamka sekundy na refleksję, jaki jest cel tego strzału. Po zakończonej wypowiedzi obraz przypominał zniszczone bombardowaniem Drezno. Kupa gruzu, ranni i zabici, bez perspektywy na przyszłość. A można było odważnie walczyć i wyłuskać, to co istotne.
Namalować obraz słowami, który trafi do wyobraźni słuchacza. Nie do jego oczu, ale do jego umysłu. A pamiętać musimy, że przemawianie w niektórych okolicznościach jest trudniejsze. Odbiorca nie zapoznał się bowiem na żywo z materiałem dowodowym. Obraz bywa płaski, wynika z lektury akt, która bywa mniej doskonała niż spektakl kilku rozpraw. Niekiedy przeciwnie, odbiorca nosi w sobie obrazy będące wynikiem jego przeżyć, zapatrywań. On z góry wie, co się stanie. Nie jest nawet zainteresowany wysłuchaniem. Wszystko ma już poukładane. Potrzebujemy wówczas subtelności, przenikliwości w dźwięku i w obrazie. Sięgając znów do poezji można powtórzyć za Wiesławą Szymborską z wiersza Koniec i początek. „ (…) /Ci co wiedzieli,/ o co tutaj szło,/muszą ustąpić miejsca tym,/ co wiedzą mało./I mniej niż mało./ I wreszcie tyle co nic./ (…)”. To jest podstawa budowania przekazu wrażliwego, z założeniem, że percepcja mogła być inna, że potrzebna jest wyobraźnia słuchacza. Potrzebne jest pokierowanie wyobraźnią, by powstał obraz. Powinniśmy szeptać „imagine…”.
To właśnie sztuka.
Nasz zawód polega na tym, by nauczyć widzenia przez to, co mówimy. Wyostrzamy zmysły, by w słowach zawrzeć duszę. Wtedy uprawiamy sztukę w zawodzie. Adam Chmielowski, zanim został Bratem Albertem dużo pisał o sztuce. W jednej z takich wypowiedzi mówił o istocie sztuki: „Przyjąć i uważać za dzieło sztuki [należy] każdy szczery i bezpośredni objaw duszy człowieka w jego dziele (…). Ani podobna zliczyć form, w których sztuka się objawia: tak ich wiele i tak rozmaite, że każdy człowiek jest w pewnym sposobie artystą. (…) trzeba tylko duszę swoją kształcić i podnosić”[2]. Przelanie na papier doświadczenia, które w filmie Imagine wydaje się być ucieleśnione, w zdaniu – nauka widzenia przez to co się słyszy, nie jest proste. Zaryzykowałam jednak ten przekaz, by pokazać, że w świecie obrazów, a nawet piktogramów, może zostać zaklęta istota. Wystarczy wyostrzyć zmysły własne i wlać w wypowiedź duszę, by uczynić innego przenikliwym, pobudzić jego wyobraźnię. Bez tego ani rusz. Wartość niezbędna dla tych, którzy w życiu zawodowym rzemieślnicze umiejętności przenoszą na płaszczyznę sztuki budowania drugiego człowieka, jego współodczuwania. W efekcie chodzi przecież o dialog, który trwa w czasie.
Adwokat dr Małgorzata Kożuch
[1] Wiesława Szymborska „Wiersze zebrane” Wydawnictwo A5, Kraków 2010, s. 403.
[2] Adam Chmielowski „O istocie sztuki” Ateneum, t. 2, z.4, Warszawa 1876, w: Pisma Adama Chmielowskiego- św. Brat Alberta, Kraków 2004, s. 232-233.
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.