Symulowanie wolności się nie uda, adw. Joanna Parafianowicz

Jeszcze do niedawna różnica pomiędzy adwokatem i radcą prawnym była łatwa do wskazania, zaś statusem wolnego zawodu mógł się pochwalić tylko jeden z wymienionych. Adwokat, bo o nim mowa, prowadził indywidualną praktykę lub współtworzył spółkę, przyjmował wybrane przez siebie sprawy, w toku prowadzenia których miał swobodę ograniczoną jedynie etyką, dobrem klienta, przepisami prawa i zdrowym rozsądkiem. Radca prawny zaś, postrzegany był jako człowiek zależny, zwykle pozostający w stosunku pracy, pochylający się niemal wyłącznie nad bieżącymi problemami przedsiębiorców, niechętny stawiennictwu w sądzie, z pewnością nie prowadzący spraw rodzinnych.

Choć z pewnością nadal grono adwokatów i radców funkcjonujących w zgodzie ze wskazanymi wyżej wyobrażeniami jest wcale niemałe, zwłaszcza w większych ośrodkach funkcjonuje zupełnie nowy układ, zaś obowiązujące w nim reguły sprawiają, że różnice w sposobie pracy nie zależą w istocie od tytułu zawodowego, lecz wyłącznie od osobowości i charakteru człowieka. Te dwa elementy bowiem odzwierciedlają się w dążeniu do niezależności, swobody kształtowania własnej praktyki, czy szerzej – do wolności, którego to pojęcia adwokat – z definicji – niestety już nie utożsamia, zaś „radca prawny” nie jest synonimem zniewolenia.

Czy długoterminowa umowa cywilnoprawna na mocy, której adwokat zobowiązany jest do świadczenia usług w siedzibie (rzecz jasna nie swojej) kancelarii, pod nadzorem i kierownictwem – w najlepszym wypadku starszego kolegi, w najgorszym zaś – osoby, która w ogóle prawnikiem nie jest, mający prawo do odpłatnego urlopu w wymiarze zadziwiająco zbliżonym, jeśli nie tożsamym z tym wynikającym z kodeksu pracy, różni się od umowy o pracę czymś więcej, niż tylko nazwą? Czy radca prawny prowadzący indywidualną praktykę, przyjmujący sprawy klientów, stawający przed sądem i podejmujący samodzielne decyzje w sprawie strategii procesowej, praktykujący swój fach etycznie, rzetelnie i z pasją nie wykonuje w istocie wolnego zawodu?

Odpowiedzi, w moim przekonaniu, nasuwają się same.

Niezależnie od tego, jakie na ten temat wyobrażenie ma ustawodawca zdający się nie dostrzegać, że za sprawą wprowadzanych przezeń przepisów mamy dwa zawody o tych samych uprawnieniach, choć nie tych samych obowiązkach (jak choćby w zakresie tajemnicy, czy socjalnej ochrony odmiennej w przypadku działalności gospodarczej i zatrudnienia pracowniczego), w moim odczuciu to my – adwokaci – powinniśmy zadać sobie pytanie o to, kim chcemy być. Świadomymi ponoszonego ryzyka przedstawicielami wolnego zawodu, czy – usatysfakcjonowanymi poczuciem bezpieczeństwa wynikającym z wpływającej co miesiąc pensji – pracownikami? Różnica jest tyleż oderwana od wartościowania i oceny prawniczej wiedzy i umiejętności, co zasadnicza, bo wynikająca z nas samych.

Mając tę świadomość, warto przemyśleć czy zawodowa lista, na której figuruje nasze nazwisko jest tą właściwą. Tej samej refleksji nie zaszkodzi poddać pojawiających się niekiedy postulatów wprowadzenia możliwości zatrudniania na podstawie umowy o pracę. To bowiem nie ustawodawca, lecz wypracowywana umiejętność bycia zależnym jest w stanie zabić to, co w Adwokaturze najistotniejsze. Jak bowiem pisał Stanisław Jerzy Lec „wolności nie można symulować”.

 

Adwokat Joanna Parafianowicz

Felieton ukazał się w Rzeczpospolitej – Rzecz o prawnie w dniu 27 lutego 2018 r. w rubryce “Pokój adwokacki”

Share Post
Written by

Warszawski adwokat i Pokój Adwokacki w jednym.

No comments

LEAVE A COMMENT