Wydarzyło się coś, co wszyscy od jakiegoś czasu czuli, ale bali się uwierzyć, że się jednak wydarzy. Powrót Zbigniewa Ziobro na stanowisko Ministra Sprawiedliwości stał się prawdziwym świętem dla tych, którzy uważają polski system prawny za skorumpowany, pełen układów, koterii i nacisków. Mimo, że co najmniej połowa sędziów i prokuratorów, (nie wspominając rzeszy młodych adwokatów i radców prawnych) zdawała maturę po 1989 r. w niektórych środowiskach funkcjonuje pogląd, że w takim razie druga połowa jest politycznie uwikłana w przeszłość. Na portalach informacyjnych prawicowych mediów pojawiły się wpisy w stylu „wreszcie zrobią z nimi porządek”, „rozwalą tą bolszewicką mafię” czy „w aptekach zabrakło tabletek na rozwolnienie, tak się trzęsą”. Mam świadomość, że tego typu wpisy to margines, dosłownie i w przenośni, a większość zwolenników zrobienia porządku w Wymiarze Sprawiedliwości to po prostu ludzie żyjący w przekonaniu, że system ten działa źle, bo tworzą go źli ludzie. I tu rodzi się pytanie: skąd biorą się tak negatywne poglądy?
Mówi się, że przykład idzie z góry. Za czasów prezydentury Lecha Wałęsy pojawiło się pojęcie „falandyzacji prawa”. Ma ono związek z doradzaniem Panu Prezydentowi przez znakomitego prawnika, Lecha Falandysza. Tak w skrócie pisząc Pan Falandysz udowadniał, że Prezydent może odwołać nieodwołalnych członków KRRiT, bo nie ma takiego zakazu. Wikipedia definiuje „falandyzację” jako pejoratywne określenie na niektóre próby interpretacji prawa bądź na usprawiedliwienie organów władzy, których postępowanie balansuje na granicy prawa, „naginanie” prawa, próby jego interpretacji w doraźnym interesie interpretatora. „Falandyzacja” zrobiła w latach 90-tych wielką karierę. Była pokłosiem liberalnego stosowania prawa zgodnie z zasadą, co nie jest zabronione, to jest dozwolone. Sporo czasu zajęło późniejsze odbudowywanie autorytetu prawa i budowania jego siły na wywodzącej się z prawa europejskiego wykładni celowościowej a nie sztywnego czytania norm wprost.
Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach przejawy „falandyzacji” wracają ale zastąpić je trzeba pojęciem „relatywizmu prawniczego”. Relatywizm w dużym uproszczeniu to pogląd w filozofii według którego wartości, normy i oceny ich dotyczące mają charakter względny, zależny od różnych czynników. Potocznie często używa się pojęcia relatywizmu moralnego czyli doraźnego odwoływania się do tych zasad, które sprzyjają realizacji chwilowych oczekiwań bądź interesów. Wymyślona przez mnie na potrzeby tego felietonu definicja relatywizmu prawniczego brzmi tak: zgodne z prawem jest takie działanie lub zaniechanie, które niezależnie od treści normy prawnej, zgodne jest z dokonaną przez osobę zobowiązaną do działania lub zaniechania wykładnią tej normy. Pisząc w skrócie: prawo działa tak, jak tego chce ten, któremu on podlega, niezależnie od woli tego, który prawo stanowi i stosuje. Najczęściej prawo relatywizują w naszym kraju politycy i celebryci. Ci pierwsi wygłaszając opinie, ci drudzy ignorując zakazy.
Daleki jestem od zarzucania przyszłemu Panu Ministrowi, że po objęciu stanowiska Ministra Sprawiedliwości zacznie relatywizować prawo. Moim zdaniem środowisko prawnicze liczy jednak na dojrzałość Zbigniewa Ziobry zakładając, że tym razem populistycznych rewolucji nie będzie. Wsłuchując się jednak w wypowiedzi polityków prawicy w kampanii wyborczej oraz w to, co mówili po wygraniu wyborów, zaczynam zauważać pewne niepokojące symptomy relatywizmu. Najpoważniejszym jest powołanie do rządu skazanego nieprawomocnym wyrokiem Mariusza Kamińskiego. Oczywiście jako adwokat mam świadomość, że wyrok nieprawomocny de facto niczego nie przesądza. Oskarżony może przecież zostać uniewinniony. Problem w tym, że powołując Pana Kamińskiego do rządu przed ostatecznym rozstrzygnięciem sądowym, podważono autorytet prawa i Wymiaru Sprawiedliwości, niezależnie od rozstrzygnięcia, bo każdy wyrok w tej sytuacji narazi Sąd na niemerytoryczną krytykę i polityczne komentarze.
Co będzie, gdy Sąd uzna winę Pana Ministra i utrzyma wyrok? Czy Pan Prezydent korzystając ze swego prawa łaski uniewinni skazanego? Czy z wnioskiem o uniewinnienie wystąpi Minister Sprawiedliwości? I jak zinterpretuje tą sytuację?
Albo co będzie, gdy jednak Sąd uniewinni Pana Ministra? Czy nie powstanie wrażenie, że wyrok został wydany pod wpływem nacisku? A jaki los spotka Pana Sędziego Łączewskiego (jeden z tych, co w 1989 r. nie miał jeszcze 13 lat) o którym Pan Andrzej Duda powiedział, że ma nadzieję, że ten wyrok to „wyłącznie wynik politycznej zapalczywości sędziego” a Zbigniew Ziobro, że ten wyrok to kompromitacja sędziego”? Czy cały jego dorobek składający się z odważnych wyroków uchroni go przed napiętnowaniem?
Tak czy inaczej ktoś o Wymiarze Sprawiedliwości wypowie się źle. A to mu z całą pewnością nie pomoże.
Moich wątpliwości nie rozwiewa wypowiedź samego Pana Ministra Kamińskiego, który stwierdził, że skoro otrzymał 30 tys. głosów poparcia w wyborach, to ma moralne i polityczne poparcie do pełnienia funkcji publicznych.
I tak od słowa do słowa może się okazać, że o wykładni prawa zadecydują wyborcy a nie sędziowie. A to już będzie relatywizm prawniczy w czystej postaci.
Adwokat Bartosz Łuć
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.