Jak wynika z sondażu przeprowadzonego w tym roku przez jeden z dzienników, ponad 50 proc. badanych ma złe zdanie na temat funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, a za reformą sądów jest aż 72 %. Inne źródło, powołując się na Instytut Badań Pollster podaje że na pytanie “Czy trzeba zreformować sądy w Polsce”, aż 63 % ankietowanych odpowiedziało “tak”, podczas gdy przeciwnych było 17 %. Sondaż CBOS wskazuje tymczasem, że 51% negatywnie ocenia ogólne funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, a 36 % ma pozytywną o nim opinię.
Wyniki, choć co do istoty zbliżone, różnią się w zauważalny sposób, prawdopodobnie nie tylko z uwagi na będący nieodłącznym elementem badań sondażowych – błąd statystyczny. Jeśli pochylić się nad podmiotami: zlecającym, przeprowadzającym lub publikującym sondaż, te lub inne wyniki można wyciągnąć nieśmiały wniosek, iż wszystkie wymienione zmienne mogą mieć kluczowe znaczenie dla ostatecznego wyniku. Udzielane przez respondentów odpowiedzi wydają się być bowiem nie tyleż efektem ich rzeczywistego, tj. popartego analizą stanu faktycznego i znajomością istoty rzeczy, stosunku do wymiaru sprawiedliwości i jego oblicza, co – pochodną opowiadania się przez badanych po jednej lub drugiej stronie politycznego sporu.
Polityczne sympatie nie mogą jednak prowadzić do sytuacji, w której akceptowalne staje się dokonywanie zmian w ustawie zasadniczej za sprawą aktów prawnych niższego rzędu, a ponad wszelką wątpliwość, taki charakter mają proponowane przez Prezydenta (w istotnej mierze niezgodne z Konstytucją oraz standardami ochrony praw człowieka i podstawowych wolności wyznaczonymi przez prawo międzynarodowe) i uzupełniane przez Sejm, także poprzez powielanie rozwiązań w ustawie zawetowanej wcześniej przez głowę państwa i przezeń nie powtórzone, propozycje zmian w ustawach o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym. Dojrzałe, szanujące wolność i świadome swoich praw społeczeństwo winno wobec takiego działania okazywać nieposłuszeństwo.
Choć historia kołem się toczy – doprawdy żal, iż Polska, miast trwać przy sprawdzonych wzorcach, jakże utęsknionych w czasach komuny, wraca dziś do rozwiązań, poprzedzających nie tyleż zdobycze Solidarności, co rozważania teoretyków i filozofów prawa przełomu XVII i XVIII wieku. Jak bowiem pisał Monteskiusz, „nie ma wolności, jeśli władza sądowa nie jest oddzielona od władzy prawodawczej i wykonawczej. Gdyby była połączona z władzą prawodawczą, władza nad życiem i wolnością obywateli byłaby dowolną, sędzia bowiem byłby prawodawcą. Gdyby była połączona z władzą wykonawczą, sędzia mógłby mieć siłę ciemiężyciela”.
Warto podkreślić, że wbrew deklaracjom polityków, szczególnie jaskrawo manifestowanym w świetle kamer, złożone w Sejmie projekty ustaw zmierzają wprost do tego, aby władza ustawodawcza wespół z wykonawczą górowała kompetencjami nad niezależnością władzy sądowniczej i niezawisłością sędziów prowadząc tym samym do ograniczenia obywatelom prawa do sprawiedliwego sądu. Przebieg procesu legislacyjnego, w szczególności sposób i prędkość prac oraz zaniechanie przeprowadzenia konsultacji społecznych, ocenić należy nadto jako sprzeczny ze standardami tworzenia prawa i rangą, jaką Konstytucja nadała Sądowi Najwyższemu i KRS.
Nie mam wątpliwości, że każda władza (a zatem nie tylko obecna) stara się w najszerszym możliwym zakresie podporządkować sobie sądownictwo. Nie każda jednak podejmuje ten trud w sposób, jakiego jesteśmy aktualnie świadkami, tj. z pełną świadomością naruszając fundamenty demokratycznego państwa prawa, za sprawą którego uzyskała mandat do sprawowania władzy i przeprowadzania oczekiwanych przez społeczeństwo reform. W konsekwencji za sprawą partii, w której programie wyborczym ogrom Polaków pokładał nadzieje na wprowadzenie – rzeczywiście – dobrej zmiany, także w strukturach wymiaru sprawiedliwości, i zarazem dzięki ugrupowaniu, które choćby swą nazwą do rangi sprawy najwyższej wagi podniosło „prawo”, o sprawiedliwości nie wspominając, mamy do czynienia z sytuacją, w której słów Stanisława Jerzego Leca: „Nie wiem, kto jest praworządny, ja jestem prawożądny”, z pewnością nie wypowiedziałaby o sobie większość parlamentarna.
Adwokat Joanna Parafianowicz
Felieton ukazał się w Rzeczpospolita-Rzecz o prawie w dniu 5 grudnia 2017 r.
foto: Katarzyna Wiśniewska
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.