W 1939 r. Adolf Hitler wydał tajny rozkaz uśmiercania osób psychicznie chorych, wskutek którego zamordowano 100.000 osób. Jako jeden z pierwszych prawdę odkrył Lothar Kreyssig, sędzia sądu opiekuńczego w Brandenburgu nad Hawelą. Gdy w piśmie do Ministra Sprawiedliwości Rzeszy Franza Gürtnera zaprotestował przeciw tym praktykom, wezwano go do Berlina. Dowiedziawszy się kto koordynuje akcję, sędzia złożył doniesienie o popełnieniu szeregu morderstw przez Philippa Bouhlera. Wkrótce otrzymał do wglądu notatkę, z której wynikało, że inicjatorem eksterminacji jest sam Adolf Hitler, na co oświadczył, że słowo Hitlera nie jest dla niego żadnym prawem. W odpowiedzi usłyszał, że ktoś o takich poglądach nie może być sędzią w Niemczech. „Ta rozterka prześladowała mnie od dawna”, odrzekł już spokojniej. Wkrótce został przymusowo przeniesiony w stan spoczynku.[1]
Kilkadziesiąt lat później w Polsce, sędzia Sądu Najwyższego Stanisław Rudnicki został współzałożycielem, a później przewodniczącym organizacji zakładowej NSZZ „Solidarność”. Od początku działalność organizacji spotkała się z wrogim nastawieniem i szykanami ówczesnego Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. Te działania odniosły jednak odwrotny od zamierzonego skutek, skonsolidowały organizację i zachęciły jej członków do dalszych działań. W ramach komisji zakładowej opracowano m.in. koncepcję nowej ustawy o Sądzie Najwyższym, których istotą było usunięcie wszystkich przepisów ograniczających niezależność sądu, a także niezawisłość i nieusuwalność sędziów. Założenia te były podstawą nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym w 1989 r. W listopadzie 1981 r. Stanisław Rudnicki był kandydatem NSZZ „Solidarność” w wyborach na prezesa Sądu Wojewódzkiego dla m.st. Warszawy, który miał być przedstawiony Ministrowi Sprawiedliwości. Przy niemal stuprocentowej frekwencji sędzia S. Rudnicki otrzymał największą liczbę głosów, pozostawiając pozostałych kandydatów daleko w tyle. Minister Sprawiedliwości przedstawił jednak przewodniczącemu Rady Państwa kandydaturę członka partii, który otrzymał nominację na prezesa tego Sądu. Z dniem wprowadzenia stanu wojennego sędziemu Stanisławowi Rudnickiemu zakazano wstępu do Sądu Najwyższego, a Pierwszy Prezes SN wystąpił z wnioskiem o odwołanie go ze stanowiska sędziego motywując to tym, że „obywatel Stanisław Rudnicki utożsamia się nadal z kontrrewolucyjną działalnością większej części kierownictwa NSZZ Solidarność” i „nie daje rękojmi należytego wykonywania obowiązków sędziego Sądu Najwyższego”. Uchwałą Rady Państwa z 16 stycznia 1982 r. Stanisław Rudnicki został odwołany ze stanowiska sędziego Sądu Najwyższego. Przez rok nie mógł znaleźć pracy, działał wtedy społecznie w pracach Komitetu Prymasowskiego przy Kościele św. Marcina w Warszawie, współpracował też z organizatorami zagranicznej akcji pomocy dla rodzin represjonowanych. W 1983 r. uzyskał wpis na listę adwokatów Izby Adwokackiej w Radomiu i zaczął praktykę w zespole adwokackim w Grójcu.[2]
Obie te historie, które wydarzyły się w czasach, gdy łamano charaktery, ukazują nam postawy piękne, które powinny być przypominane sędziom na każdym etapie ich kariery. Historia sędziego Stanisława Rudnickiego pokazuje nam zarazem, że Palestra Polska jest siostrą Temidy i nie dziwi, że to właśnie zawód adwokata wybrał sędzia Rudnicki. Adwokatura, która zawsze wspierała sądownictwo w zabiegach o niezależność sądów i niezawisłość sędziów, bez wątpienia ma na tym polu zasługi nie do przecenienia. Również w ostatnich miesiącach zapisane zostały kolejne piękne karty, związane z udziałem w procesie przed Trybunałem Konstytucyjnym dotyczącym zgodności z Konstytucją noweli ustawy o Trybunale. Głos Adwokatury, podkreślającej wagę apolitycznego sądownictwa, był bardzo wyraźny i krzepiący. Niestety, nie mam też złudzeń, że to może nie wystarczyć i mogą, prędzej czy później, nadejść czasy trudne, w których sędziowie będą stawiani pod pręgierzem wypowiedzi polityków czy ulegającego ich manipulacjom społeczeństwa. Vox populi – głos ludu, żądającego wypuszczenia winnego lub ukarania niewinnego jest głosem zawsze anonimowym, żądającym, aby sędzia wziął na siebie odpowiedzialność i uległ namowom tłumu. Bez tej odpowiedzialności większość nie jest zainteresowana poznaniem wszystkich wątków procesu i stawianiem sobie trudnych pytań, bo w tłumie decydują emocje, nie rozum. Oddanie władzy wymierzania sprawiedliwości sędziom jest triumfem rozumu nad niskimi emocjami, ale z tego też powodu w czasach rozchwianych emocjami społeczeństw właśnie te wartości są w pierwszej kolejności atakowane. Nie ulec tym emocjom wymaga odwagi, ale odwaga uszlachetnia, dzięki świadomości, że ją zachowaliśmy możemy spojrzeć codziennie rano w lustro. To zresztą dla sędziego nie jest żaden wielki heroizm, wystarczy robić to, co do nas należy, oddać każdemu, co sprawiedliwe, wykonywać dobrze i profesjonalnie swoją służbę. Jestem przekonany, że gdy sędziowie Rudnicki i Kreyssig zrobili co do nich należało, poczuli ogromną ulgę, bo największym ciężarem może być strach przed własnym błędem czy słabością. Ten strach, któremu jednak uległ bohater powieści Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”, piąty z kolei procurator Judei, namiestnik cesarza Tyberiusza, którego tchórzostwo nie pozwoliło mu uwolnić Jeszui, choć bardzo tego pragnął. Skazał niewinnego, gdyż bał się reakcji tłumu i odpowiedzialności przed cesarzem. Potem już tylko we śnie, w którym nie było procesu, mógł powiedzieć „O, nie, mój filozofie, nie zgodzę się z tobą – tchórzostwo nie jest jedną z najstraszliwszych ułomności, ono jest ułomnością najstraszliwszą!”.
Sędzia Bartłomiej Przymusiński
[1] za: M. Jońca, O sędziowskiej niezawisłości, Kwartalnik IUSTITIA 4(10)/2012
[2] za: P. Suski, Pamięci Stanisława Rudnickiego Prezesa Sądu Najwyższego, Kwartalnik IUSTITIA 2(8)/2012
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.