„Mimozami jesień się zaczyna. Złotawa, krucha i miła.” – pisał Julian Tuwim. Dni są już krótsze, mamy mniej Słońca. To całkiem dobry moment, żeby przypomnieć sobie lato i uporządkować zdjęcia zrobione podczas wakacji w Portugalii.
Do Lizbony pojechałam na przełomie maja i czerwca. Dobrze trafiłam, bo akurat kwitła jakaranda i cała Lizbona była cudownie fioletowa. Zresztą w tym czasie miasto mieniło się wieloma barwami, gdyż zbliżały się obchody, chyba najbardziej znanego portugalskiego świętego tj. Świętego Antoniego Padewskiego. Mieszkańcy przygotowują się na tę wyjątkową okazję z wyprzedzeniem – przyozdabiają swoje domy, a na ulicach zawieszają kolorowe girlandy. Szczególnie pięknie wygląda już Alfama – dzielnica, w której urodził się Święty. Święty Antoni jest patronem m.in. narzeczonych, z czego chętnie korzystają przedstawicielki płci pięknej, które chcą znaleźć męża. Sposoby, po które w tym celu sięgają nie są jednak miłe dla Świętego – ląduje on bowiem głową w ziemi i jest tam trzymany tak długo, jak długo nie znajdzie odpowiedniego (zdaniem dziewczyny) kandydata. Na szczęście istnieją również mniej drastyczne sposoby jak np. postawienie doniczki z bazylią w oknie w taki sposób, aby była widoczna.
Opuszczam kolorową Alfamę i kieruję się w kierunku Praca do Comercio, głównego placu w Lizbonie, którego wymiary podobno dokładnie odpowiadają obrysowi XVIII-wiecznego pałacu w Mafrze. Z jednej strony placu biegnie ulica Złota (Rua do Ouro), a równolegle do niej ulica Srebrna (Rua da Prata). Pierwsza z nich symbolizuje pierwiastek męski, a druga żeński, dzięki czemu energia wokół placu swobodnie krąży, i nietrudno ulec urokowi tego wyjątkowego miejsca. Idę jednak dalej, aby przypadkiem trafić do muzeum fado. Przypadkiem spotykam też przemiłą Amerykankę z Santa Fe w Nowym Meksyku, która rozpoczyna tu swoją pięciotygodniową podróż po Europie. Idziemy razem do casa do fado przy Rua do Diário de Notícias 39, który poleciła nam pewna Portugalka jako jedno z najlepszych miejsc, aby posłuchać fado. Pierwszy raz jestem w Portugalii i pierwszy raz na żywo słucham fado. Przy dźwiękach portugalskiej gitary słucham także niezwykłej historii młodego Francuza, który przysiada się do nas, aby dokładnie obserwować technikę gry muzyka, który chyba musi być czarodziejem – tak niezwykłe dźwięki wydobywa ze swojego instrumentu. Rzeczony Francuz z Tuluzy przyjechał do Portugalii, aby nauczyć się grać na portugalskiej gitarze oraz zanurzyć się w kulturze kraju, z którego pochodzą jego przodkowie. W ciągu dnia ciężko pracuje, aby móc się utrzymać, a wieczory spędza w casas do fado, słuchając muzyki oraz obserwując gitarzystów.
Czas ruszać dalej. Jadę zwiedzać pałace w Sintrze oraz słucham legend i historii, które sprawiają, że czuję się jak małe dziecko, które jest wszystkiego ciekawe. Słucham więc opowieści o królowej Izabeli, która rozdawała chleb ubogim. Takiego zachowania nie pochwalał król. Gdy zatem przyłapał Izabelę na tym, jak trzymała w dłoniach duży pakunek, zapytał, co jest w środku. Królowa miała odpowiedzieć: „Róże, mój Panie.” Gdy król poprosił Izabelę, aby pokazała zawartość pakunku, okazało się, że chleb który niosła królowa zmienił się w róże… Losy innej królowej zrobiły na mnie jeszcze większe wrażenie, niż historia Izabeli. Maria II, królowa Portugalii, żona księcia Ferdynanda oraz matka jedenaściorga dzieci, umiera w wieku zaledwie 34 lat. Słucham i trudno mi sobie wyobrazić takie życie. Jednakże bardziej niż ja, życiorysem królowej wydaje się być poruszona młoda Włoszka, która towarzyszy mi podczas wycieczki, i która jest mamą jednego dziecka – kilkunastomiesięcznego Riccardo. Niezwykle się słucha wszystkich historii opowiadanych przez naszego przewodnika. Czas jednak szybko płynie. Wakacje dobiegają końca i pora wracać do domu.
Znowu jest 17 października. Za oknem już ciemno i pada deszcz. Jesień. No tak, już jesień przecież. Ale na szczęście, gdy brakuje Słońca, można przywołać wspomnienia, w których go pełno i od razu człowiek lepiej się czuje.
adwokat Anna Turek
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.