Niewiele zdaje się być impulsów skłaniających samorządy prawnicze do wnikliwego pochylenia się nad własną kondycją, jak ten, że ustawodawca sygnalizuje im lub wprost stwierdza, że postanawia zrobić w nich porządki wedle własnego uznania. Z tego względu, na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy zauważalne poruszenie widać było pośród środowisk sędziowskich, słusznie bijących się niekiedy w pierś, zwłaszcza w kontekście nieumiejętności klarownego przekazywania treści rozstrzygnięć samym zainteresowanym czy niepełnej transparentności w obsadzaniu stanowisk.
Ostatnio zaś, za sprawą informacji, iż Ministerstwo Sprawiedliwości chce pokłonić się prawniczej młodzieży dając jej szybszą i tańszą możliwość zdobycia upragnionych przezeń uprawnień zawodowych – bardziej refleksyjnie zrobiło się także – w samorządach – adwokackim i radcowskim.
Jak grzyby po deszczu wyrośli w palestrze eksperci od spraw szkolenia, znawcy metodologii nauczania i dziedzin niezbędnych w procesie zdobywania zawodu, a nawet – odżywający jak co roku przed izbowymi zgromadzeniami specjaliści od wszystkiego (lub jak kto woli – niczego), gotowi porównać pierwsze (naprawdę) dobre zmiany do działań państwa totalitarnego.
Zważywszy, jednakże na fakt, iż w ostatnim czasie słowa „aplikacja” i „aplikanci” odmieniane były przez wszystkie możliwe przypadki, tym razem pochylić się chcę – niejako na przekór ogólnej tendencji – nad tymi członkami palestry, którzy etap aplikowania mają już za sobą. Nie dlatego jednakże, iż doszłam do konkluzji, że zainteresowanie sprawami młodzieży jest już passé (bowiem nie jest), lecz z tego względu, iż rozważając kwestie szkolenia, wynagradzania, patronowania i nauczania – umyka nam jedno. To mianowicie, iż na wszystkie te sprawy – adwokat lub radca prawny, zarówno jako szkoleniowiec, pracodawca, patron i mistrz musi mieć jedno – czas. Nie od dziś zaś wiadomo, że czas, to pieniądz.
Na przestrzeni mojej blisko siedmioletniej praktyki w ramach indywidualnej kancelarii adwokackiej przeżyłam już nie jedno. Czasy tłuste i czasy chude. Czasy inwestycji w kancelarię i w siebie. Okresy obfitujące w ciekawsze i bardziej zwyczajne zlecenia. Jedno stwierdzić mogę jednak jasno. Choć współpracowałam z wieloma aplikantami – jednym płacąc, innym zapewniając jedynie wpis w cv, po kilku tygodniach sporadycznych wizyt w biurze, niestety nie było mi dane spotkać więcej niż jednej, może dwóch osób, które w zamian za wynagrodzenie miały mi do zaoferowania coś więcej niźli skierowane wobec mnie roszczenia. Choć poświęcałam niemało czasu na nauczanie, przekazywanie wiedzy i tłumaczenie błędów, cóż otrzymywałam w zamian? Rzucanie wszystkim, choćby przed upływem terminu, niezmącone troską o powierzone zadanie, wychodzenie na zajęcia, z niemal równoczesnym uciekaniem z nich, aby dwa kwadranse później być widzianym z kuflem piwa w dłoni w knajpce sąsiadującej zarówno z budynkiem wykładowym, jak i moją kancelarią. Przychodzenie z kilkugodzinnym spóźnieniem i wychodzenie wcześniej, bez słowa przeprosin i wytłumaczenia ponad standardowe: Pani mecenas, dzisiaj muszę wyjść wcześniej, albo – jutro mnie nie będzie. Zdarzyło się, że aplikant odmówił dokonania wglądu w akta sprawy o ile nie otrzyma zaliczki na bilet autobusowy w obie strony, było też i tak, że aplikant bez słowa wytłumaczenia wyszedł z pracy i do niej już nie wrócił nie oddając powierzonych mu akt, przytrafiła się też odmowa przywdziania sukienki dłuższej niż mini w dniu wyjścia do sądu.
Można powiedzieć – miałam pecha. Ktoś stwierdzi – dokonuję złych wyborów. Ja zaś uważam, że nic – nawet najlepiej przeprowadzone szkolenie, najciekawsze wykłady i najbardziej rzeczowo zorganizowane praktyki nie zastąpią jednego – indywidualnej ciekawości nauki i chęci zdobywania wiedzy. Współwystępowanie tych dwóch elementów dać może jedno – wprawdzie nie gwarancję, lecz szansę na zdobycie doświadczenia, które w zawodzie adwokata jest niezbędne do prawidłowego jego wykonywania i pokory sprawiającej, że wiem, iż jeszcze nic nie wiem, niezależnie od tego, czy odbywam I rok aplikacji, czy stwierdzam to po 10 latach wykonywania zawodu. Bez wspomnianej ciekawości i chęci z wielkich planów o świetlanej karierze prawniczej, zostanie jeno pasztet.
Felieton ukazał się w Rzeczpospolitej – Rzecz o prawie w dniu 20 marca 2018 r.
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.