Rzecz o samorządowych dyskusjach w fejsbukowych grupach, adw. Joanna Parafianowicz

Odkąd pamiętam mówiło się, że o sprawach adwokackich powinno się w pierwszej kolejności rozmawiać w gronie adwokatów. Niegdyś działo się to w klubie adwokata, czy w sądowym bufecie (na co dzień) oraz podczas izbowych zgromadzeń (raz do roku). Nie twierdząc, że zwyczaj ten był chybiony zauważam, że świat uległ zmianie. Nie tylko dlatego, że adwokatów i aplikantów jest o niebo więcej niż jeszcze kilkanaście lat temu i wzięcie przez nich udziału (choćby chcieli, a prawda jest taka, że zwykle nie chcą) w dyskusji nie jest fizycznie możliwe podczas kilkugodzinnego zgromadzenia, ale także z tej przyczyny, że poszerzeniu uległa liczba narzędzi komunikacji. Od czasów bowiem, gdy jedna na kilka rodzin miała w domu telefon stacjonarny, a na święta wysyłano kartki pocztowe, jeśli ktoś tego nie dostrzegł, to wyjaśniam – do dyspozycji mamy telefony komórkowe, komunikatory i media społecznościowe.

W tych warunkach nie do pogodzenia jest postulat debaty o samorządzie, która odbywając się na forum publicznym – a tak traktować należy wpisy w grupach dyskusyjnych – zachować miałaby niepubliczny charakter. Skoro zatem aplikanci warszawskiej izby rozpoczęli debatę o nieudanej symulacji egzaminu zawodowego publicznie, wydaje się, że zgłaszane prze nich (pod moim adresem) pretensje dotyczące publikacji tekstu na ten temat nie są trafne.

O ile bowiem do dyskusji wywołanej wpisem w grupie doszło bez uprzedniej próby wyjaśnienia problemu z Kierownikiem Szkolenia, czy przedstawicielami ORA, o tyle przyjąć można, że problem nie został poruszony w gronie samych zainteresowanych, tj. aplikanci i ich samorząd – osoby odpowiedzialne za szkolenie, o tyle sprawa przestała mieć charakter problemu, w który zaangażowane jest zamknięte grono. Jeśli zatem to ze strony aplikantów doszło do formułowania pod konkretnym adresem zarzutów, żali i pretensji, w dodatku jeszcze przed zakończeniem symulacji, której dotyczyły, to nie mogą oni wymagać od osób postronnych, aby tematu tego nie poruszały.

Zupełnie inną kwestią zdaje się być ocena samego problemu, a zatem tego, czy symulacja (choćby była zorganizowana ponadnormatywnie z inicjatywy aplikantów i przy ich pomocy) została przeprowadzona prawidłowo oraz ocena reakcji osoby zań odpowiedzialnej.

W pierwszym przypadku – ze stwierdzonymi uchybieniami w symulacji nie sposób dyskutować. Skoro miała ona odzwierciedlać przebieg egzaminu zawodowego, to choć swój zdawałam już blisko 8 lat temu, pamiętam, że żadne materiały egzaminacyjne nie zawierały propozycji odpowiedzi oraz, że do dyspozycji miałam akta sprawy wraz z wyrokiem do zaskarżenia, a nie opis problemu do rozwiązania. Oczekiwania aplikantów w tej materii, jak sądzę, były oczywiste – zważywszy, że do obu przedmiotów mieli podejść w domowych pieleszach oczywiste jest, że nie oczekiwali obniżonej do minimum klimatyzacji jak w Hali Expo, nie pakowali walizek z materiałami i nie prosili „kogoś dorosłego” o asystowanie w wyjściu do toalety. Poza tym – miało być jak na egzaminie – materiał miał być przygotowany tak, aby możliwe było zapoznanie się z nim, posługiwanie się systemem informacji prawnej w poszukiwaniu orzecznictwa w podobnych sprawach i sformułowanie własnej apelacji. To się nie udało.

W odniesieniu do drugiej sprawy – nie sądzę, aby w ramach wyjaśnienia porażki, jaką niewątpliwie była symulacja, konieczne było dzielenie się przez Kierownik Szkolenia uwagami o jej cechach osobowości lub charakteru („niepoprawna optymistka”), czy wypowiadanie emocjonalnych uwag w rodzaju: „Jeżeli jesteście Państwo pewni swojego zawodowego profesjonalizmu, to rozumiem, że żadne wyzwanie nie stanowi dla Państwa problemu”. Wystarczyło napisać: Przepraszam za uchybienia. Przeanalizuję problem i w razie stwierdzenia nieprawidłowości z mojej strony, oddam się do dyspozycji XYZ”.

Czymś jednakże, co w moim przekonaniu powinno być przedmiotem refleksji członków Palestry, to to, co Kieślowski nazywał kwestią formy i proporcji.

Napisać lub powiedzieć można o wszystkim, wszystkich i wszędzie, ale ważne jest to, jak się ten zabieg przeprowadzi. Dyskutowanie na forum o osobie w nim nieobecnej, a zatem nie mogącej przedstawić argumentów  przemawiających za obroną jej postawy, słów, czy zachowania (swoją drogą to także dziwne, że Pani Kierownik Szkolenia nie ma konta na facebooku, ale mailowo odpowiada na stawiane jej zarzuty) nie jest w dobrym tonie mimo wszystkich zmian, którym uległ świat naokoło. Pretensje do osób, które w sprawie się wypowiedziały poza grupą na facebooku, czy żal do tego, kto o problemie napisał, niezależnie czy chodzi o mnie, czy o Rzeczpospolitą, to nic innego niż szukanie winnych wszędzie, poza sobą samym. Skoro aplikanci zdecydowali się na debatę o problemie w mediach społecznościowych powinni byli liczyć się z tym, że ich wypowiedzi i poglądy mogą zainteresować także innych. Nie przymierzając – podobnie jak Dział Szkolenia, podejmując się organizacji symulacji powinien był ją przeprowadzić jak należy.

 

Adwokat Joanna Parafianowicz

 

Udostępnij wpis
Autor:

Warszawski adwokat i Pokój Adwokacki w jednym.

Brak komentarzy

ZOSTAW KOMENTARZ