Pytanie wcale nie jest banalne. Adwokaci w liczbie, która przekroczyła dwadzieścia tysięcy są różni oraz posługują się językiem, który wewnątrz grupy zawodowej staje się coraz bardziej odległy od wartości, do których jako grupa zawodowa aspirujemy, i które jako grupa zawodowa – staramy się w działaniach zewnętrznych ucieleśniać.
Jacy jednak są? Śmiem twierdzić, że każdy z osobna jest niezwykły i ma pasję, niekoniecznie powiązaną z zawodem. Czy jednak istnieją elementy, które łączą nasze działania, nasze wewnętrzne pragnienia ucieleśniane w tym co kreujemy na zewnątrz? Czy idziemy w tym samym kierunku różnymi drogami, czy też idziemy w różnych kierunkach, ale chwilowo po tej samej drodze zawodowej? Czy istnieje wartość, dla której każdy adwokat byłby w stanie wykrzesać z siebie aktywność? Nie chodzi tu o poświęcenie, bohaterstwo, decyzje podejmowane w sytuacjach granicznych. Chodzi o rzeczy zwykłe, przeciętne, ale które mogą uczynić życie ludzkie – wzniosłym lub po prostu innym. Czy istnienie coś, co zmotywowałoby każdego z nas, by powiedzieć: tak – to sprawa dla mnie ważna, bo jestem adwokatem? A jeśli na pytanie o to co nas łączy zabrzmi odpowiedź: elitarny zawód, w którym in gremio nie ma punktów pozytywnie motywujących? Co wtedy? Punkty pozytywnie motywujące do działania, czym są? Punkty skłaniające do oddania cząstki siebie, nie z tego co nam zbywa, ale z tego co jest naszą codziennością. Nie wątpię, że wielu z nas gotowych byłoby do różnego rodzaju protestów – bardziej lub mniej oczywistych. Nie mam jednak pewności, czy tak samo wielu byłoby skłonnych podjąć pozytywne działania. Oczywiście w zakresie mniejszych zadań – jesteśmy aktywni, pełni szlachetności. Ale czy istnieje coś, co bezsprzecznie mogłoby nas poderwać do aktywności, każdego i bez wyjątku, bo jest adwokatem? Poniżamy siebie samych odbierając godność innym.
Zadając sobie to pytanie jeszcze rok temu – wydawało mi się, że tym motywem jest obrona godności ludzkiej. Byłam niemal pewna, że poniżenie człowieka jest tym punktem granicznym, poza który adwokat nie przejdzie. Myliłam się jednak. Ta gorzka refleksja pogłębia się wraz z narastającym demolowaniem państwa prawa. Adwokatura jest podzielona – to oczywiste. Podzielone jest społeczeństwo. Są koleżanki i koledzy, którzy obecną większość parlamentarną popierają, jak i tacy, którzy kontestują jej działania. To zjawisko nie wydaje mi się problematyczne, nawet jeśli szczerze ubolewam nad dławieniem przejawów wolności jednostki i transparentności instytucjonalnej państwa. W trzydziestosześciomilionowym społeczeństwie swoich reprezentantów znajdzie każdy, w każdej opcji politycznej. W narastającej jednak niechęci politycznej stron sporu publicznego zaistniało zjawisko, które rani. Sposób mówienia adwokatów o oponentach politycznych jest uwłaczający temu, co zwykliśmy nazywać kulturą dialogu. Co więcej, nieelegancki, pozbawiony umiaru i wrażliwości sposób wypowiadania się w mediach nie spotyka się z żadną reakcją, nie tyle nawet władz samorządowych, ile autorefleksją wypowiadających się.
Wisława Szymborska popełniła kilkanaście lat temu wiersz, o wdzięcznym tytule „Wszystko”. Pozwalam sobie zacytować go w całości, gdyż słowo to oddaje polaryzację stanowisk oponentów – wszystko jest złe, o ile zrobiła, lub robi to – druga strona. „Wszystko -/słowo bezczelne i nadęte pychą./ Powinno być pisane w cudzysłowie./ Udaje, że niczego nie pomija,/ że skupia, obejmuje, zawiera i ma./ A tymczasem jest tylko/ strzępkiem zawieruchy./” Ta refleksja nad wypowiedziami adwokatów ma dwa motywy. Pierwszy z nich to język, którym się posługujemy. Język utracił w naszych ustach znamiona dystansu do siebie i spraw, o których się wypowiadamy. Zaangażowanie sprawia, że tracimy niezbędny dystans, ale także tracimy ogląd rzeczy z szerszej perspektywy. Pozwolę sobie w tym miejscu na postulat: nie odbierajmy godności osobom publicznym i prywatnym, nawet jeżeli ich wypowiedzi, zachowania czy postulaty, przekraczają nasze wyobrażenie o dopuszczalnym kształcie życia społecznego. Niegodne to, by poniżać innego człowieka, nawet takiego, który w swojej zapalczywości, zaślepieniu czy niewiedzy (przez nas ustalonej) – błądzi, a nawet wyrządza innym krzywdę. Nawet takiego, który wbrew logice, doświadczeniu i powszechnemu przekonaniu nadużywa powierzonej mu władzy. On też ma godność, w której obronie każdy z nas adwokatów – powinien gotowy być stanąć. Drugi motyw – to poszukiwanie prawdy i obrona zasad prawa, które wydawały nam się ustalone raz i na zawsze. Niezwykle boli, gdy widzimy że osoby i instytucje, którym powierzono funkcje publiczne i wyposażono w stosowne środki dla urzeczywistniania interesu wspólnego, stają się zakładnikami układu sił. Ich byt polityczny, determinowany jest nie krytyczną oceną faktów i zjawisk, ale inercyjnym układem, w którym tkwią bez żadnej refleksji. Jednakże wypowiedzi polaryzujące, które wskazują palcem na jedną osobę, jednego leadera, a które pochodzą z ust adwokatów – niepokoją równie mocno. Atrybutem zawodu adwokata jest niezależność, która jest nam m.in. po to dana, aby nazywać rzeczy po imieniu, a za pomocą tego środka – cierpliwie dochodzić do prawdy. Przenikliwość w sprawach ludzkich. Obrona praw i wolności obywatelskich to domaganie się by członkowie władzy ustawodawczej, w pojedynczych aktach głosowania posłów i senatorów, podejmowali te akty z należytym rozeznaniem. Adwokatura, która kontestuje działania władzy ustawodawczej, a nie prowadzi akcji argumentacyjnej i edukacyjnej, ginie zmielona powszechnym przekonaniem, że jesteśmy elementem układu władzy. Akceleratorem negatywnych zjawisk.
Jakim jednak językiem porozumiewać się z tymi, którzy wydają się nie być przenikliwi na argumenty, a nawet demonstrują swoistą wrogość, dla wszelkich przejawów czy prób dialogu? Wydaje się, że tego elementu wspólnego należy poszukiwać w tradycji kulturowej.
Tu możemy natrafić na dwa podstawowe źródła. Pierwsze to tradycja kultury hellenistycznej i rzymskiej – z pojęciem piękna, a druga to tradycja chrześcijańska z dominującą wartością dobra. O tym jak zwodnicze może być piękno nie tak dawno mówił Stafan Chwin. O wartości dobra nieustannie mówią filozofowie i teologowie. Oczywiście dwie europejskie tradycje przenikają się, a pojęcia piękna, dobra i prawdy – tworzą triadę, którą każdy człowiek chce urzeczywistniać. Myśl zasadnicza w tym, że adwokatura odeszła od tych źródeł. W języku adwokatów pojęcia piękna, dobra i prawdy zaniknęły. Wypowiadamy się o przepisach, rozwiązaniach prawnych, zasadach, instytucjach, zapominając, że za nimi mają stać wartości, które przybliżą nas do stanu realizacji piękna, dobra i prawdy w codzienności. Za tymi pojęciami stoi człowiek, w którym te wartości są urzeczywistnione i mogą zostać uzewnętrznione. Prawo jest tylko metodą organizacji i działania społeczeństwa zorganizowanego w strukturę państwową. Czy prawo jest wartością absolutną, wartością samą w sobie, dla której gotowi jesteśmy oddać nasze człowieczeństwo, nasze życie? Bynajmniej nie. Oczywiście prawo jest wartością społeczną, jest czynnikiem kulturotwórczym. Nie jest tylko instrumentem obrony przed władzą. Jest często instrumentem kreacyjnym dla interesów jednostek, czy grup, przeciwko władzy. Na czym więc ma polegać kształtowanie i stosowanie prawa w czasach zmian? Czy adwokaci w czasach rewolucyjnej przebudowy kultury prawnej, a nawet parlamentarnej dekonstrukcji systemu, mogą ograniczać swój język do wypowiedzi o przepisach, instytucjach, a pomijać wartości, które są wspólne dla jednostek niemających orientacji w meandrach przepisów prawnych? Adwokatura istnieje, aby system nie krzywdził człowieka. To hasło nie przebiło się na Krajowym Zjeździe Adwokatury w listopadzie 2016r. Delegaci wypowiedzieli się za uczestnictwem w życiu publicznym i kreowaniem rzeczywistości w dotychczasowy sposób. Człowiek pozostał niejako w tle, za fasadą działań na rzecz poprawy wizerunku, pojedynczymi akcjami na rzecz pokrzywdzonych, czy wypowiedziami przeciwko doraźnym kreacjom politycznym. Czy przyjęty model się sprawdza, czy może się sprawdzić? Oczywiście jest jeszcze zbyt wcześnie by przymierzać się do ocen. Gdzie jednak, w tym natłoku upływających godzin i dni są wartości, które czynią nas grupą zawodową godną zaufania publicznego? Gdzie element, który nas łączy? Czy czyni nas nią akcja humanitarna na rzecz ofiar Aleppo? Ten gest solidarności międzyludzkiej nie wynikał przecież z naszego zawodowego statusu, ale raczej wspólnoty wartości humanitarnych i kondycji finansowej. Dobrze, że stać nas na takie gesty, ale one pozostają nadal gestami.
Życie publiczne nie ogranicza się jednak do życia politycznego. Historyczna elitarność naszego zawodu wynikała z uczestnictwa w kształtowaniu kultury, w formach mecenatu czy patronatu. Te czasy wydają się być bezpowrotnie epoką minioną. Adwokatura nie zabiega, ani o adwokaturę nie zabiegają artyści. Podania i wnioski, z którymi mierzy się samorząd to raczej prośby finansowe, gdzie wnioskodawca zabiega o sponsora, a nie o mecenat czy opiekę instytucjonalną. Sami adwokaci unikają wypowiadania się o wydarzeniach kulturalnych, które są lub stają się doniosłe społecznie. Co gorsza, nie czynią tego nawet w wąskim zakresie normatywnym, chyba że zaangażowani są w spór prawny. Niedawna niezwykle kontrowersyjna adaptacja „Klątwy” Stanisława Wyspiańskiego, w reżyserii węgierskiego twórcy, odbiła się szerokim echem społecznym. Jeżeli z dzieła sztuki uchodzi prawda, bohater staje się postacią z farsy. Granice tolerancji dla eksperymentu w kulturze zostały poszarpane. Człowiek staje się środkiem służącym do demonstrowania oryginalności ideologicznych w kulturze. Nieliczne głosy środowiska dotyczyły środków artystycznego wyrazu (sic!). W prasie prawniczej nie pozostał jednak po niej żaden ślad, a przecież wdzięczniejszego gruntu dla zaistnienia adwokatury w życiu kulturalnym narodu – trudno byłoby szukać. Milczymy, jako indywidualni adwokaci, milczymy jako grupa zawodowa. Czyżbyśmy gotowi byli wypić bruderszaft z Kainem, którą to metaforą posługiwał się arcybiskup Józef Życiński? W ilu sprawach pytanie, które nam przychodzi do głowy brzmi wyłącznie: why not? Przestaliśmy pytać: dlaczego tak? Nie łączy i nie jednoczy kultura. Trwamy w niej, ale w coraz mniejszym stopniu ją budujemy. Jakże smutne jest tu odstąpienie w planach od rodzącej się dopiero tradycji Dni Kultury Adwokatury w Krakowie, na rzecz braku alternatywnego miejsca, a zapewne i pomysłu.
Co nam pozostało?
Nadal łączy nas prawo o adwokaturze i strój urzędowy. Czy jednak łączy nas etyka zawodowa, jej język i wartości, które eksponuje? Niewątpliwie od strony formalnej tak właśnie jest. Zobowiązanie jesteśmy jej przestrzegać. Rzecz jednak w tym, że coraz większa grupa koleżanek i kolegów nie postrzega samorządu, jak podmiotu umocowanego do wydawania rozstrzygnięć o tym, co jest, a co nie jest naruszeniem deontologii zawodu. Rzecznicy i sędziowie dyscyplinarni nie są traktowani jako sojusznicy i przyjaciele, jako strażnicy naszego zawodowego honoru – być albo nie być. Są potencjalnym zagrożeniem. Dziekani nie są pierwszym powiernikiem przy kłopotach zawodowych, ale ludźmi niemal obcymi, którzy dbają o swoje proceduralne bezpieczeństwo. Coraz częściej słyszy się postulat zredukowania roli samorządu do funkcji reprezentacyjnych. Postulat ten nie pochodzi tylko z kręgów najmłodszych przedstawicieli zawodu. Bardzo często werbalizowany jest w ustach dziekanów względem Naczelnej Rady Adwokackiej. Sam układ posiedzeń NRA świadczy o tym, że potrzeba dialogu i wymiany myśli na forum NRA, nie jest potrzebą dominującą. Z pięciu spotkań w roku – pierwsze ma charakter świąteczny, a trzecie wakacyjny. Grupa załatwiających doraźne sprawy wystarczy. Gdzie w tym wszystkim jest kultura, gdzie humanizm, który czynił naszą grupę zawodową – elitarną, gdzie forum instytucjonalne by te poglądy wymieniać, rozwijać, kształtować i wypowiadać? Co nas jednoczy – wzajemny szacunek dla poglądów, które twórczo każdy z nas indywidualnie rozwija, czy raczej przywiązanie do własnych, jedynie słusznych przekonań. Niepokój w tym zakresie narasta. Komisja etyki pochyla się nas treścią „Zbioru zasad i godności zawodu”. Aby jednak dokonać adaptacji zbioru, do czasów i dynamiki życia w którym tkwimy, niezbędna jest krytyczna refleksja nad wartościami istotnymi dla naszej grupy zawodowej u progu XXI wieku. Jeżeli bowiem wartościami tymi są niezależność i tajemnica zawodowa, to postulaty dotyczące form wykonywania zawodu i czynności, które adwokat będzie mógł lub musiał podejmować, winny znaleźć odzwierciedlenie w hierarchii przyjętych wartości. Jakże trudne będzie połączenie postulatu aby „nowoczesny adwokat” – pragmatyczny biznesmen, kierujący się interesem handlowym własnym lub klienta, zachował przywileje w postaci prawa do zachowania informacji jako poufnych, z uwagi na wykonywane funkcje procesowe. Czym będziemy się wyróżniać spośród grona biznesmenów, których działania ukierunkowane są na zysk? Na czym oparta będzie niezależność, skoro nie na zakazie braku zaangażowania interesu własnego w sprawę klienta?
Pytanie „co nas łączy?” stawiam w okresie chrześcijańskiej refleksji Wielkiego Postu. Dlaczego teraz? Bo jeżeli przestaje nas łączyć język podskórnie pulsujących wartości, to może nie jest jeszcze za późno, by spróbować je zwerbalizować, dookreślić, zanim zmiany nie zajdą zbyt daleko. Zanim nie obudzimy się w rzeczywistości innej niż ta, którą świadomie i z przekonaniem wybraliśmy na progu naszego życia zawodowego. Nie postuluję podjęcia kolejnej uchwały, przyjęcia zasady, czy nawet planu finansowego. Wartości istnieją nie przez deklaracje osób je wypowiadających, ale przez akty działania tych, którzy w nie wierzą i z nimi się utożsamiają. Wiesława Szymborska w jednym z wierszy powiedziała: „…/Nie ma takiego życia,/ które by przez krótką chwilę/ nie było nieśmiertelne./ Śmierć/ zawsze o tę chwilę przybywa spóźniona./…” Jeszcze nie jest za późno na rozmowę o wartościach w adwokaturze. Nie tylko o metodzie działania adwokatury, bo ta jest zdefiniowana nader głęboko. Nie chodzi o dyskusję o środkach finansowych. Tych także mamy dostatek. Chodzi o dyskusję o wartościach, które ocaleją ponad dany nam w tym życiu czas.
Adwokat dr Małgorzata Kożuch
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.