To nie jest Twoja ściana, czyli co można na Facebooku

Od jakiegoś czasu możemy obserwować na Facebooku powrót odświeżanego co jakiś czas łańcuszka, który brzmi mniej więcej tak:

Oczywiście umieszczenie takiego wpisu na swojej tablicy ma moc prawną porównywalną do tego, gdybyśmy w wynajmowanym mieszkaniu wyskrobali na ścianie „Niniejszym oświadczam, że od dzisiaj przestaje mnie obowiązywać obowiązek płacenia czynszu”. Czyli żadną. Ale sam fakt, że takie oświadczenia są wstawiane masowo świadczy o tym, że wielu ludzi nie rozumie, co Facebook może robić z ich danymi i taki stan ich zwyczajnie przeraża.

Zresztą trudno się dziwić komukolwiek, kto nie zna dokładnie zapisów regulaminu korzystania z Facebooka, czy jakiekolwiek innego serwisu internetowego. W 2012 roku naukowcy wyliczyli, że na samo zapoznanie się z regulaminami wszystkim usług, na które przeciętny internauta zgadza się w ciągu jednego roku, powinien poświęcić 76 dni roboczych. Biorąc zaś pod uwagę, że od tego badania mineło już kilka lat, można śmiało założyć, że dzisiaj trzeba by było poświęcić na to jeszcze więcej czasu. Zresztą samo przeczytanie tych regulaminów nie załatwiłoby sprawy – są one skomplikowane, często specjalne napisane w taki sposób, żeby zostawiać wiele kwestii niedopowiedzianych, regularnie zmieniane i zwyczajnie naginane. Dlatego warto się na chwilę nachylić chociażby nad regulamin jednego z najpopularniejszych portali i zastanowić się, co Facebookowi wolno, a czego jeszcze nie.

Zasady korzystania z Facebooka są tak naprawdę rozbite na wiele różnych dokumentów takich jak „Oświadczenie dotyczące praw i obowiązków”, „Zasady wykorzystania danych”, „Zasady platformy Facebooka” i wiele innych. Warto mieć więc na uwadze, że jeśli na przykład korzystamy z serwisu za pomocą aplikacji na telefon, musimy zaakceptować kolejne regulaminy, które wiążę się z kolejnymi uprawnieniami dla Facebooka i to niemałymi, np. korzystając z aplikacji na Androida musimy się liczyć z tym, że może ona czytać wszystkie nasze SMSy, ma informację na temat naszego położenia, czy też ma dostęp do kamery i głośnika naszego telefonu, nawet jeśli aktualnie nie korzystamy z aplikacji Facebooka. Oczywiście, jeśli któryś z zapisów Terms of Service nam nie odpowiada, mamy wybór jak w PRL’owskiej stołówce, możemy jeść, albo nie jeść. Tak, użytkownik nie ma żadnej możliwości, żeby modyfikować indywidualnie zapisy regulaminu, żadne wpisy na wallu, nawet te, w których powołujemy się na Konwencję Berneńską czy Konstytucję RP, nie zmienią naszej sytuacji, możemy je tylko akceptować lub nie, co wiąże się z niemożliwością korzystania z serwisu, lub konkretnej funkcji.

Warto mieć na uwadze, że w momencie kiedy postawiliśmy „fajeczkę” i zgodziliśmy się dołączyć do Facebooka, nawet jeśli regulamin wyświetlił się nam w języku polskim, podpisaliśmy umowę z amerykańską firmą i jest ona regulowana przez amerykańskie prawo. Więc gdyby ktoś z nas dopatrzył się, że portal narusza własny regulamin musiałby się liczyć z tym, że swoich praw musiałby dochodzić przed amerykańskim sądem. Chyba że jesteśmy w Niemczech, bo mieszkańców tego kraju, jako jedynych z całego globu obowiązuje odrębny regulamin.

Dobrą wiadomością dla każdego użytkownika Facebooka jest to, że wszystkie wpisy, zdjęcia, filmy i inne materiały mogące być chronione przez prawo własności intelektualnej które wrzucamy na portal pozostają naszą własnością, dajemy mu za to bardzo szerokie uprawnienia do korzystania z nich. Akceptując regulamin portalu zgadzamy się, że każde przesłanie treści na jego serwer wiąże się z przekazaniem mu „niewyłącznej, zbywalnej, obejmującej prawo do udzielania sublicencji, bezpłatnej, światowej licencji” na nie. Facebook może więc bez naszej wiedzy odsprzedawać nasze treści dowolnym partnerom. Co zresztą robi na masową skalę. Wiadomo, że współpracuje z firmami zajmującymi się brokerką danych i data miningiem. Co więcej, współpraca z tymi firmami polega nie tylko na sprzedawaniu, ale też na kupowaniu danych branych z innych usług i portali internetowych – sprawia to, że nawet jeśli np. korzystamy z telefonu na którym nigdy nie logowaliśmy na Facebooka, ale korzystamy na nim z maila jest bardzo prawdopodobne, że korporacje i tak będą wiedzieć z jakiego telefonu korzystamy. A dane z Facebooka są automatycznie wysyłane do takich serwisów jak Bing, Pandora, TripAdvisor, czy Yelp.

Jedynym sposobem na to, żeby odzyskać pełną własność nad naszymi treściami jest usunięcie konta, bądź usunięcie konkretnego materiału, przy czym muszą go również usunąć ze swoich profili wszystkie osoby, które tą treść przekazali dalej. Co biorąc pod uwagę viralowy charakter sieci społecznościowych jest bardzo trudne i trzeba zdawać sobie sprawę, że jeśli już coś wrzucimy na Facebooka, to ile nie włożymy bardzo dużo starań żeby to usunąć, już to tam pozostanie. Na pewno skutecznym rozwiązaniem nie jest tutaj ograniczanie widoczności naszych wpisów – wpływa to jedynie na to, którzy użytkownicy zobaczą nasz wpis, a nie na to, jakie dane przesyłamy do amerykańskiej korporacji.

Kiedy już zastanowimy się nad tym, co Facebook może robić z naszymi danymi, kluczowe staje się pytanie co faktycznie i w jakim celu z nimi robi. Nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że głównym celem który przyświeca Facebookowi jest maksymalizacja zysków z wyświetlanych reklam. Wszystko to, co wrzucamy na portal, jak również metadane mówiące o tym, gdzie przebywamy, co robimy, z kim się kontaktujemy służą stworzeniu dokładnego profilu reklamowego, dzięki czemu możemy zostać uraczeni reklamami jak najlepiej dopasowanymi do naszych preferencji. Facebook zbiera nawet informacje o tym, czego nie zrobiliśmy (np. kiedy zaczeliśmy pisać wiadomość, ale w trakcie pisania zmieniliśmy zdanie i ją usuneliśmy, trafia ona i tak na serwery i jest analizowana) i kiedy z niego nie korzystamy, dzięki temu, że instaluje pliki cookies w przeglądarce zbiera informacji o wszystkim stronach internetowych które odwiedzamy. Oprócz lepszego dopasowania reklam, zbieranie danych służy również usprawnieniu działania portalu. Wiadomo też, że nasze dane są wykorzystywane przez FB do przeprowadzenia „badań”, chociaż sama firma oprócz zapewnień, że przed rozpocząciem każdego projektu badawczego zbiera opinie od naukowców, etyków i organizacji rządowych na temat etyczność przeprowadzonych badań, nie chce się chwalić, czego konkretnie te badania dotyczą. Wiadomo, że w przeszłości Facebook badał, w jaki sposób dobór wyświetlanych nam treści może wpłynąć na nasze samopoczucie – za co był mocno krytykowany. Co jakiś czas publicyści zwracają uwagę, że dzięki temu, że Facebook stał się dla wielu ludzi głównym źródłem informacji, może też łatwo manipulować opinią publiczną. Temat wraca przy okazji każdych wyborów, ale szczególnie mocno mówiło się o tym przy okazji ostatnich wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Chociaż sama korporacja zaprzeczyła, że w jakimkolwiek stopniu manipulowała algorytmami odpowiedzialnymi za dobór treści, łatwo sobie wyobrazić, jakie byłyby konsekwencje takich działań. Faktem jest, że od kilku miesięcy jednym z priorytetów portalu stała się walka z „fake news”, które regularnie pojawiają się na naszych tablicach.

Facebook nie ukrywa, że współpracuje z organami ścigania. Przy czym trzeba mieć na uwadze, że o ile pozytywnie większość z nas oceni fakt, że policja może korzytać z informacji udostępnionych przez FB w celu ujęcia groźnych przestępców, tym bardziej, że ma to miejsce dopiero po uzyskaniu oficjalnego żadania ujawnienia danych i zbadaniu jego zasadności, Facebook to firma z siedzibą w Stanach Zjednoczonych i jest podmiotem prawa amerykańskiego. Dlatego, do naszych danych osobowych mogą mieć dostęp również pracownicy amerykańskich organów ścigania i służb wywiadowczych.

Z powyższego wyłania się obraz Facebooka, który jest jak Gargantua, potrafi połasić się na każdą informację i ją wykorzystać tak, żeby jeszcze bardziej urosnąć. Czy to znaczy, że powinniśmy się Facebooka bać? Niekoniecznie, inaczej patrzy się na FB, jeżeli spojrzymy na niego w kontekście innych portali, które działają w zbliżony, a często nawet jeszcze bardziej drapieżny sposób. Obecnie, dla wielu ludzi Facebook jest narzędziem pracy, czy podstawowym środkiem komunikacji, rezygnowanie z niego może być zbyt drastyczne, ale warto mieć na uwadze, że trzeba korzystać z niego z głową i dla własnego bezpieczeństwa założyć, że wszystko co trafia do internetu już tam po wsze czasy zostanie.

/PK/

Udostępnij wpis
Ostatni komentarz

ZOSTAW KOMENTARZ