Agata dzień zaczyna jak my wszyscy, tj. bezkompromisowo – kawałek banana, skórka po mandarynce, budzik, wichura na głowie, bukiet czerwonych róż, kawa ze ściany i lektura umowy od strony 7., bowiem za pół godziny ogłoszenie wyroku. W trzydzieści, góra czterdzieści sekund Agata diagnozuje sytuację związków zawodowych w firmie, którą reprezentowany przez nią ubezpieczyciel ma objąć ochroną. To i tak nic, w porównaniu z zaparkowaniem auta pod drzwiami do Sądu, Agacie udaje się wszystko, poza udzieleniem substytucji koleżance Dorocie (która musi znaleźć dziecku przedszkole).
Agata marszobiegiem pokonuje podwoje Sądu Okręgowego, wchodzi na salę rozpraw z togą na przedramieniu i dzwoniącym telefonem, czym wywołuje zniecierpliwienie Sądu, siada w miejscu przeznaczonym dla publiczności, co pozwala przypuszczać, iż udała się na ogłoszenie wyroku w sprawie, której nie prowadziła. Sąd ogłasza wyrok oddalając powództwo Magdaleny Niewczas (i nie “Wmiejsce”, bowiem najpewniej przez roztargnienie, siedzi po niewłaściwej stronie sali), co przewodniczący wykłada zgromadzonym profesjonalistom, na język potoczny. Młoteczek. Sąd wstaje, reszta zgromadzonych robi co bądź, stoi, siedzi lub wychodzi. Powódka płacze.
Magda gaworzy przed gmachem Sądu z mecenasem Hubertem (na sali – to ten, bez togi, a na marginesie – czy ktoś zauważył, że to przyjaciel Magdy M.??), co przerywa pełnomocnik powódki, mecenas Marek. Po kilku jego słowach widz dowiaduje się, że to człowiek prawy, który będzie apelował (aż dziw, bo Sąd nie pouczył o prawie złożenia wniosku o pisemne uzasadnienie wyroku i terminie wniesienia apelacji).
Sytuacja awaryjna – Agata dowiaduje się od swojej asystentki, że spotkanie z klientem, które miało się odbyć dnia następnego trwa w najlepsze od 15 minut. To najpewniej cena za nie używanie zestawu głośnomówiącego. Jak wiadomo, na spadek adrenaliny zbawienny wpływ ma sport, dlatego Agata funduje sobie ostrą jazdę po bandzie – wciska gaz, oddaje zgrabny skok przez płotek (bramka w biurowcu) i rzut torbą w prawnika ze swojego departamentu, po czym opanowana wchodzi na spotkanie, które rozbija pukającym długopisem i dorozumianym zarzutem usiłowania oszustwa, skierowanym pod adresem klienta. To małe piwo, wobec złożonego następnie odwołania na wyznaczenie jej pełnomocnikiem z urzędu… Podanie, bez nadziei na pozytywne rozpatrzenie, ląduje w szufladzie intendentki.
Agata zakłada halkę i wyszykowana na randkę z Hubertem udaje się na spotkanie służbowe. Gołe plecy, jak wiadomo, obowiązkowy dress code pośród adwokatów. Agata jest idealna pod każdym względem, śliczna, skuteczna w pracy, świetnie zorganizowana, jej zęby nie czernieją od czerwonego wina. Jest tylko jedno “ale” – pochopnie nie wychodzi za mąż, zostawia włączone światła i poleruje pierścionki w łóżku.
W serialu, jak w życiu, informacja o intymnych kontaktach narzeczonego z powódką w sprawie chlebodawcy, okazuje się być punktem zwrotnym w harmonogramie dnia. Telefon Huberta poza zasięgiem, narzeczony nie oddzwania, klient niezadowolony, mecenas Hubert nieobecny w miejscu zamieszkania. Robi się ciemno, Agata drzemie w ubraniu. Wiemy już, że coś śmierdzi.
Jak się po chwili okazuje, śmierdzi dokładnie 800 tyś złotych oraz narzeczony, który przepadł jak kamień w wodę. Agata zostaje zwolniona w trybie dyscyplinarnym (witaj umowo o pracę!) i deklaruje zwrócenie pieniędzy. Odwiedza w szpitalu Magdalenę Niewczas, organizuje sprzedaż mieszkania (zaliczka 200 000 zł), likwiduje lokatę (300 000 tyś. zł), zaciąga pożyczkę z banku (300 000 zł), zwraca służbowego Mercedesa i identyfikator. Na odchodnym szantażuje szefa, w imię sprawiedliwości i pępka pani Ani. Wszystko to w ciągu 24 godzin.
Morał: zanim wyjdziesz za mąż sprawdź, czy twój narzeczony nie przebywa w zakładzie karnym (w razie uchybienia tej zasadzie niewykluczone, że, będziesz musiała apelować), a pierścionki zaręczynowe zawsze schodzą na skutek interwencji ubocznej mydła.
Odcinek do obejrzenia tu: http://player.pl/seriale-online/prawo-agaty-odcinki,562/odcinek-2,S01E02,10653.html
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.