“Zwracam się do pana prezydenta o ułaskawienie. Prośbę swą motywuję tym iż wyrok który dostałem 25 lat pozbawienia wolności jest dla mnie bardzo dużym ciężarem, a gdy ten wyrok się skończy będę miał 51 lat i jeszcze ta internacja psychiatryczna. Nie wytrzymam ciągłego podawania leków lub zastrzykow i tak będę miał już prawie zepsutą wątrobę. Ten cały wyrok jest dla mnie jak dożywocie tylko byłem ukarany ze starego kodeksu karnego i nie dostałem kary dożywotniego więzienie.
Szanowny panie prezydencie chciałbym, kiedyś wyjść na tą wolność i zacząć poważne życie jak każdy obywatel Polski. Chciałbym podjąć pracę ożenić się mieć jakieś swoje potomstwo. Proszę bardzo pozytywnie rozpatrzeć moją prośbę, bardzo za to panu dziękuję”
Ci, którzy znają mnie bliżej wiedzą, że od lat fascynują mnie historie seryjnych zabójców. Czytam na ten temat dużo, bo interesuje mnie wszystko – zarówno to, jak doszło do pojmania sprawcy (lub do jego nie wykrycia) jak i to, co doprowadziło do punktu, w którym człowiek stał się zagrażającą innym maszyną do zabijania. Zwykle, jeśli autor zręcznie operuje językiem i emocjami czytelnika (w tym wypadku, w moim odczuciu najlepiej sprawdza się metoda pisania bez zbędnych ozdobników – wyśmienite efekty daje faktograficzny opis rzeczywistości), gdzieś po drodze, w czasie czytania, odczuwam empatię. Jednak nie tylko dla ofiar (w tym wypadku jest to sprawa oczywista), także dla sprawcy. To, kim oni są to bowiem wypadkowa genów, pochodzenia, sposobu wychowania, dostępnych wzorców i splotu różnych okoliczności. Wszystko to czasami wymusza złagodzenie spojrzenia.
Jednak, nie w wypadku tej książki.
“Bestia. Studium zła” to opowieść, reportaż, a może faktycznie coś więcej, bo studium Leszka Pękalskiego – zabójcy, który choć przyznał się do 67 makabrycznych morderstw, został skazany na karę 25 pozbawienia wolności – tylko za jedno. Autorka, Magda Omilianowicz była pierwszą dziennikarką, która przeprowadziła wywiad ze słynnym „wampirem z Bytowa”. Zapoznała się z 72 tomami akt, rozmawiała m.in. z jego bliskimi, z kobietą, która jako jedyna przeżyła atak „wampira”, ale także – z rodzinami ofiar, z prokuratorem, z psychologami.
Leszek Pękalski to człowiek, którego okoliczności rodzinne i życiowe mogłyby wzbudzać współczucie. Był nieplanowanym dzieckiem pochodzącym ze związku matki z żonatym mężczyzną. Jego narodzin nikt nie oczekiwał, nikt też de facto nie obdarzył go nigdy choćby odrobiną miłości. Wychowywał się niemalże sam, ani matka, ani babka, ani ojciec nie poświęcali mu uwagi. Budny, śmierdzący, wiecznie niedożywiony, w za dużej kurtce, z charakterystycznym chodem. Człowiek, z twarzy podobny zupełnie do nikogo, co z resztą wedle wszelkiego prawdopodobieństwa sprzyjało temu, iż przez lata zabijania nie był kojarzony z żadną z popełnianych zbrodni (na marginesie – do powiązania go z morderstwami doszło przypadkiem, dzięki skojarzeniu jednej z prokuratorskich sekretarek).
Pękalski zabijał zawsze po sutym posiłku, a jego ofiarami padali mężczyźni, kobiety, dzieci. Rozpiętość wiekowa ofiar – od 6 miesięcy do 79 lat. Z większością obcował płciowo po ich śmierci, a ciała makabrycznie okaleczał. Długo był przekonany, że nigdy nie trafi do więzienia, gdyż jest chory psychicznie, niedorozwinięty. Był leniwy (nieczęsto pracował), nie dbał o higienę, a jedyne o co zabiegał – to posiłek i żona. Żony i jedzenia szukał w całym kraju. Tylko jedna z jego ofiar, pani Bernadetta, przeżyła – prawdopodobnie uratowało ją to, że udawała nieżywą. Pękalski bardzo nie lubił, gdy ofiary krzyczały.
“Podczas jednego z przesłuchań Leszek wyznał, że bardzo żałuje. Nie tego, że napadł i zgwałcił Bernadette. Żałuje tego, że jej nie zabił. Gdyby nie ona, być może nadal byłby na wolności”.
Książkę czytałam dość długo, z pewnością dłużej niż zważywszy na liczbę stron – powinnam. Musiałam jednak tę lekturę dozować, regularnie bolał mnie podczas czytania brzuch. Niestety ani przez chwilę nie było mi Leszka Pękalskiego żal. Jego historia, lekturę której gorąco polecam czytelnikom o silnych nerwach, powinna stać się przedmiotem odrębnego seminarium lub wykładu specjalizacyjnego na studiach prawniczych, a być może także psychologicznych. Jak bowiem można zabijać w miejscach publicznych przez wiele lat i pozostać nieuchwytnym? Trudno na to pytanie odpowiedzieć.
Specjaliści zgodnie twierdzą, że Leszek Pękalski będzie zabijał dalej. Gdy pisał do prezydenta (jw). wspominał, że w chwili opuszczenia zakładu karnego będzie miał 51 lat. Dziś ma 49…
adw. Joanna Parafianowicz
p.s. mój egzemplarz książki pobrałam stąd.
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.