Jakieś dwa lata temu, w samolocie do Gdańska, spotkałem koleżankę, z którą wcześniej pracowałem w jednej korporacji. Usiedliśmy obok siebie i 40-minutowy lot poświęciliśmy na rozmowę. O wszystkim, jak się okazało, bo trochę jej nie widziałem. Zdumiało mnie, że zaczęliśmy rozmawiać o wypaleniu zawodowym adwokatów w wieku ok. 33-34 lat, a więc relatywnie młodych prawników. Koleżanka zaobserwowała wśród swych znajomych zniżkę formy, a wręcz artykułowali oni, że muszą zacząć robić coś innego. Dzisiaj przypomniał mi się tamten epizod, kiedy sam łapię się na tym, że coraz częściej rozmyślam o perspektywie wejścia w wiek Chrystusowy.
W ostatnią sobotę, usiadłem w przedziale pociągu relacji Kraków-Warszawa z pewnym gentlemanem. Nawet nie odpowiedział na moje „dzień dobry”, bo był zajęty kreśleniem jakichś cyfr na rysunkach, na których ja widziałem głównie małe prostokąty. Kiedy już pan konduktor szczęśliwie sprzedał mi bilet (kolejka na Dworcu Głównym była za długa by zdążyć na pociąg, najbliższy biletomat nie działał, a nie chciałem biegać po nowym dworcu krakowskim, bo – niestety – wciąż jeszcze się tam gubię), ku mojemu zdziwieniu pan zabrał głos znad kartki. Pomyślałem w duchu złośliwie, iż to pewnie dlatego, że na zewnątrz robiło się ciemno. Dodam, iż pan (Zdzich, jak o sobie mówił) miał na oko 60 lat.
Zaczął mi opowiadać o instalacjach elektrycznych, kolei. Ostatnio, mam taką taktykę, staram się uczyć każdego biznesu, jaki ktokolwiek mi przedstawia. Tylko poprzedni miesiąc to słuchanie opowieści architektów (gdybym nie był adwokatem, z pewnością byłbym architektem) czy ludzi zajmujących się przyłączami elektrycznymi. Adwokat powinien rozumieć biznes Klienta, a przynajmniej starać się go zrozumieć. Bez bicia się przyznaję, jakiś instytut matematyki moim Klientem raczej nie będzie. Tzn. może być, ale na szczególne zrozumienie specyfiki działania takiego biznesu przez moją skromną osobę raczej bym nie liczył. Tak, pan Zdzich opowiadał o tych instalacjach z taką pasją, z jaką w szkole podstawowej komentowaliśmy z kumplami finały NBA, gdy Chicago zlało Seattle 4:2 po powrocie Michaela Jordana do ligi. Albo z taką pasją, z jaką kolega z podwórka zdał mi relację z koncertu Wu-Tang Clanu w Krakowie, na który on pojechał, podczas gdy ja symultanicznie siedziałem zawalony pracą. Relacja, dodam, została przedstawiona w taki sposób, że przez następne dwa dni chodziłem zły na cały świat (a w szczególności na twórców kodeksu postępowania cywilnego, którzy wymyślili terminy).
Co chciałem przekazać w tym felietonie? Dobre pytanie. Przede mną pracowity tydzień, przed większością z Państwa Czytelników również. Dopadnie nas stres, zmęczenie. Pewnie nie raz wrócimy poirytowani do domu, a być może ktoś zostanie w pracy na noc (bywało). Pan Zdzich pojechał dalej, bo jak się okazało – docelowo jechał do Gdyni. Pożegnałem się z nim, dojeżdżając na Dworzec Centralny, i wysiadłem z pociągu. Jeszcze przez dobrą godzinę nie mogłem wyjść z podziwu nad pasją, z jaką ten facet opowiadał o swojej pracy. Autentycznie tym żył. Co najciekawsze, powiedział mi też, że nie ma strony www, fan-page’a na FB, ani nawet wizytówek. Za to lista inwestycji, w których wykonywał prace była imponująca. Czy wystarczy pasja? Pewnie nie. Ale z pewnością warto wykrzesać z siebie odrobinę pozytywnej energii na nadchodzący tydzień. Osobiście, chciałbym mieć w wieku pana Zdzicha tyle pasji dla mojej pracy, ile on serca wkłada w instalacje elektryczne w obiektach wielkopowierzchniowych. Zapytał nawet w trakcie rozmowy o to czym się zajmuję, ale jakoś nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia.
Adwokat Łukasz Wydra
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.