Kobiety, „ze względu na szczególne właściwości ich temperamentu i ich uzdolnienia umysłowego nie posiadają odpowiedniej kwalifikacji, aby z pożytkiem dla dobra publicznego spełniać ważne obowiązki sędziego, prokuratora, adwokata lub urzędnika administracyjnego, a więc aby móc po studiach prawniczych obrać jakąkolwiek z tych najważniejszych karier, do których właśnie te studia [prawnicze] mają otwierać drogę”.
Cytat pochodzi wprawdzie z uchwały komisji Uniwersytetu Jagiellońskiego, rozstrzygającej w sprawie przyjmowania kobiet na studia prawnicze (na marginesie – rozstrzygającej negatywnie), a powołanej w 1900 r., my zaś mamy rok 2016 r. i świat wygląda zgoła inaczej, ale zastanawiam się, czy aby, mimo znacznego upływu czasu, ze sposobu myślenia wyrażonego powyżej – przez mężczyzn – nie ostało się więcej, niż tylko małe co nieco. Co najistotniejsze – w głowach kobiet.
Pobieżny przegląd składu poszczególnych Okręgowych Rad Adwokackich, po kątem udziału w nich kobiet, prowadzi do wniosku, że jest on proporcjonalnie niższy, niż obserwowana na co dzień, liczba pań wykonujących zawód adwokata. Czy panie mecenas – startują w poszczególnych wyborach i nie uzyskują odpowiedniej liczby głosów, czy też – nie są one zainteresowane pełnieniem funkcji w organach samorządowych z uwagi na inne życiowe priorytety? Mają pecha do wyborców, czy wyborów własnych (w skutek których np. nie mają wsparcia w partnerach) a przez to wizja pięcia się po szczeblach samorządowej kariery schodzi na dalszy plan?
Nie chcę nazywać się feministką, bowiem zdaje się ono posiadać funkcję przeistaczania ambitnej (najczęściej) kobiety w osobę bieliznę palącą na stosie i zaniedbującej wygląd, ale obawiam się, że feministką jestem. Stawiam bowiem znak równości między adwokatami, niezależnie od tego jaką mają płeć i żyję w przekonaniu, że kobiety powinny brać czynny udział w samorządowym życiu. Paradoksalnie zaś te w szczególności, którym udaje się godzić pracę zawodową z życiem rodzinnym. Nic innego bowiem, niźli kompilacja tych dwóch aktywności nie daje silniejszej rękojmi w zakresie prawidłowej organizacji i zarządzania czasem, delegowania czynności oraz rozliczania z realizacji założonego planu.
Jestem wprawdzie przekonana, że zawód „adwokat” nie ma płci, a wszystko zależy od indywidualnych predyspozycji i zaangażowania, jednak w Adwokaturze po prostu brakuje kobiet. Nie w ogólnej liczbie osób uprawnionych do wykonywania zawodu (bo tych ponoć jest więcej niż mężczyzn), lecz w samorządzie. Nie na plakacie konferencji o tajemnicy adwokackiej, lecz pośród zaproszonych do udziału w niej – panelistów. Nie na ilustracji do artykułu prasowego, lecz pośród jego współautorów.
W kwestii kobiecej Aleksander Świętochowski napisał niegdyś, że kobiety „nieukształcone są groźne, piękne – straszne, a cóż będzie, gdy się znajdą piękne i ukształcone! Nie mogę wyobrazić sobie większego niebezpieczeństwa!”. Ja zaś mogę i na takie niebezpieczeństwo czekam. W szczególności, w przededniu wyborów samorządowych…
Mimo powyższego, adwokat (nie “adwokatka”) Joanna Parafianowicz
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.