W dniu 29 marca br. pan mec. Radzym Wójcik w swym świetnym tekście (tu) na temat stereotypów w adwokackiej kampanii wyborczej stwierdził m.in.: „Tematem wielu adwokackich rozmów są Klienci, którzy chcą konsultacji przez telefon, pokazać na 15 minut króciutką umowę do sprawdzenia lub uzyskać inną nieodpłatną poradę. Słusznie dziwimy się, dlaczego Klienci podchodzą z taką nonszalancją do naszej pracy i oczekują darmowych porad (mimo tego, że nie są w trudnej sytuacji majątkowej, która takie darmowe porady by uzasadniała).”
Istnieje badanie sprzed kilku lat przeprowadzone na zlecenie Krajowej Rady Radców Prawnych, zgodnie z którym tylko 2% osób fizycznych korzysta z fachowej pomocy prawnej. Z tego samego badania wynika, że osoby, które skorzystały z takiej pomocy – nie tylko pozytywnie oceniają naszą pracę, lecz także w razie konieczności ponownie korzystają z profesjonalnych usług prawniczych.
Wbrew dość powszechnym i obiegowym opiniom śmiem twierdzić, że przyczyną niekorzystania z naszych usług nie jest mityczna drożyzna, lecz brak potrzeby korzystania z takich usług. Jeśli coś nie jest potrzebne – to się tego nie kupuje. Jeśli coś jest potrzebne – to rozważa się sfinansowanie tegoż. Skoro Polacy kupują masowo więcej jedzenia niż są w stanie zjeść (statystyki wyrzucanych ilości pożywienia są przerażające), masowo zaopatrują się w elektronikę, czy inne dobra konsumpcyjne (niejednokrotnie zbytkowne), jakże zręcznie reklamowane przez specjalistów – to skąd pomysł, że właśnie usługi prawne są za drogie?
Żyjemy w świecie, w którym wprowadza się na rynek produkty, których wcześniej nie było i zaszczepia przekonanie, że z uwagi na posiadane funkcje są czymś niezbędnym. Czy nie jest zatem tak, że te 2% to brak potrzeby, a nie drożyzna?
Jeżeli zatem możliwa jest sprzedaż produktów czy usług zaspokajających potrzeby, które wcześniej nie istniały, to czymże jest brak sprzedaży usług, na które istnieje zapotrzebowanie? Czy nie brakiem uświadomienia tejże potrzeby?
Rozwiązanie wydaje się proste – należy tę potrzebę uświadomić? Czyż najlepszym do tego środkiem nie jest zaspokojenie potrzeb?
Jak jednak skłonić do spróbowania? Czy zaprezentowanie próbki możliwości nie jest najbezpieczniejsze z punktu widzenia klienta i – w istocie – najmniej czasochłonne dla nas?
Czy odpowiedź na krótkie pytanie – nie angażujące czasu, zbytniej wiedzy i nie zaburzające planów dnia nie jest najlepszym sposobem pokazania, ile potrafimy dać?
Z drugiej strony – czy żądanie zapłaty za kilku czy kilkunastominutową rozmowę o jakiejś banalnej (dla nas) kwestii nie sugeruje, że nie chodzi o klienta, a kiesę mecenasa?
Choć wiele razy słyszałem i czytałem o narzekaniach na owe mityczne już nieomalże 15 minut bezpłatnej rozmowy, to nadal nie mogę pojąć, o co właściwie chodzi.
15 minut to za mało na przedstawienie skomplikowanego problemu. 15 minut to za mało, żeby przedstawić możliwe opcje postępowania w kwestii bardziej skomplikowanej niż choćby wniosek o nadanie klauzuli wykonalności. 15 minut nie wystarcza nawet na chociażby pobieżne omówienie możliwości postępowania w sprawie o zapłatę.
W czym więc problem?
Adwokat Marcin Surowiec
Ps. W tym samym dniu w Dzienniku Gazecie Prawnej został opublikowany artykuł pana mec. Zwary, w którym zapowiedział on kampanię wizerunkową adwokatury. Jednocześnie Pan Mecenas Zwara zauważył, że tylko 8% społeczeństwa korzysta z usług adwokatów. Jeżeli owe 8% stanowią osoby fizyczne, to oznacza, że od ostatniego badania (przeprowadzonego przez KIRP) liczba osób korzystających z naszych usług wzrosła czterokrotnie.
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.