Adwokat na zwolnieniu lekarskim, zamykający kancelarię i leżący z termoforem w łóżku to zjawisko, które co do istoty przypomina fenomen UFO – są tacy, którzy je widzieli, ale nie ma na to wystarczających dowodów.
Wolny zawód i możliwość nieskrępowanego niczym, poza rozsądkiem, doboru klientów i spraw, świadomość, że jesteśmy panami własnego losu i w dowolnej chwili możemy przeprowadzić się do innego miasta jest niestety niczym w porównaniu z okresowymi przeziębieniami lub poważnym schorzeniem, do których czy mi się to podoba czy nie, z uwagi na podejście RACJONALNEGO USTAWODAWCY – należy zaliczyć ciążę i okres urlopu macierzyńskiego.
W pierwszym przypadku – większość adwokatów, czy radców praktykujących we własnych kancelariach wyuczyła się zaciskać zęby i iść do pracy – łykając na sądowych korytarzach leki przeciwzapalne i przeciwgorączkowe, ewentualnie antybiotyki. Do perfekcji opanowaliśmy sztukę modulowania głosu umożliwiającą zrozumiałe mówienie z nosem pełnym kataru i gardłem owocującym anginą. W drugim jednakże, nie jest tak łatwo. Przedziwne zabiegi w okresie spodziewanej ciąży lub w pierwszych dniach od jej wykrycia – zmierzające do „napompowania” przychodów po to, aby w późniejszym czasie zapewnić sobie pozwalające na przetrwanie świadczenia z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, choć Urzędy Skarbowe nazwałyby, mimo braku ustawowej definicji – patologią, to codzienna i niestety szara rzeczywistość polskich przedsiębiorców, którzy mieli niejako pecha urodzić się kobietami.
Zastanawiam się, czy na prawdę nie można tego w jakikolwiek cywilizowany sposób uregulować? Czy państwo, które dudni o tym, że rodzina to podstawowa komórka społeczna nie ma narzędzi i pomysłu jak to zrobić, aby kobiety w ciąży nie musiały opróżniać świnki skarbonki do dna (o ile w ogóle ją mają), albo wisieć na ramieniu partnera (o ile także jego mają!), aby przeżyć? Czy kraj, którego gospodarka opiera się w znacznej mierze na pracy prywatnych przedsiębiorców nie może w swej mądrości wykoncypować rozwiązania pozwalającego im na to, aby nie musieli pracować rozsiewając zarazki?
Nie chodzi przecież o utrzymywanie ludzi przez całe lata, lecz o pomocną dłoń w trudniejszym momencie, który każdemu może się przytrafić
Joanna Parafianowicz
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.