Mam wrażenie, że zasady koleżeństwa odeszły do lamusa. Kodeks Etyki Adwokackiej dalej obowiązuje, ale nie dotyczy to chyba forów na portalach społecznościowych… Bo oto adwokaci i aplikanci zakładają takie fora, wymieniając się doświadczeniem, wspierając się radą i dobrym słowem… Czy aby na pewno. Nie dalej jak kilka dni temu pewien adwokat zapytał co robić w sytuacji, gdy nierzetelny aplikant nie stawił się na termin, a obecnie nie ma z nim kontaktu. Statystyka komentarzy mówi sama za siebie. Połowa z nich to wskazówki co zrobić i słowa nagany dla aplikanta. Pozostałe to niestety nieeleganckie używanie sobie po „profesjonalnym pełnomocniku”, załamywanie rąk nad jego poziomem zawodowym i merytorycznym, ma się rozumieć – nic nie wnoszące do dyskusji.
Wracam uparcie do KEA i czytam, że adwokat powinien przestrzegać w stosunku do kolegów zasad uprzejmości, lojalności i koleżeństwa. Ustaliłem już poprzednio, że § 4 KEA rozciąga postanowienia tegoż także na życie prywatne.
Tymczasem na forum takim czy innym, otwartym czy zamkniętym, wciąż widzę polowania na czarownice. Wielka to szkoda, bo nic tak nie poprawi wizerunku adwokatury, jak tylko sami adwokaci. A przecież zasady KEA zobowiązują nas, abyśmy z uprzejmością i lojalnie nawzajem sobie pomagali, bo nikt nie jest bez wady, nikt bez jakiegoś obciążenia, nikt, kto by sam sobie wystarczał, nikt to byłby dość mądry sam dla siebie.
Odnotowałem kiedyś, że wielu adwokatów jako melodię dzwonka wybiera motyw przewodni z Ojca Chrzestnego (muz. Nino Rotta). To znakomicie się składa, bowiem w pierwszej scenie książki pod tym samym tytułem M. Puzo ujął w sposób niebanalny istotę koleżeństwa i wzajemnej lojalności. Korzystając z prawa cytatu, przytaczam we fragmentach, ale polecam całość, ku refleksji.
„– Znamy się od wielu lat – przemówił do przedsiębiorcy pogrzebowego – ale do dzisiejszego dnia nigdy nie przychodziłeś do mnie po radę czy pomoc. (…) Bądźmy ze sobą szczerzy. Pogardziłeś moją przyjaźnią. Bałeś się być moim dłużnikiem.
– Nie chciałem popaść w kłopoty – wymamrotał Bonasera.
– Nic nie mów. (…) Nigdy nie otoczyłeś się prawdziwymi przyjaciółmi. (…) W porządku. Moje uczucia były zranione, ale nie jestem człowiekiem, który narzucałby swoją przyjaźń tym, którzy jej nie cenią… tym, którzy uważają, że niewiele się liczę.
– A teraz przychodzisz do mnie i powiadasz: donie Corleone, proszę o sprawiedliwość. I nie prosisz z uszanowaniem. Nie ofiarowujesz mi swej przyjaźni (…) Nie, nie jestem obrażony, ale co ja zrobiłem, że mnie traktujesz tak bez szacunku (…)
Don Corleone odwrócił się odeń plecami. Oznaczało to odprawienie. Bonasera ani drgnął.
W końcu, wzdychając jak człowiek o dobrym sercu, który nie może długo się gniewać na błądzącego przyjaciela, don Corleone obrócił się na powrót do przedsiębiorcy pogrzebowego, który był teraz blady jak jeden z jego nieboszczyków. Don Corleone mówił łagodnie, cierpliwie:
– Dlaczego boisz się zachować lojalność przede wszystkim wobec mnie? – zapytał.(…)
– A gdybyś przyszedł do mnie, moja kieska byłaby twoją. Gdybyś przyszedł do mnie po sprawiedliwość, te szumowiny, które skrzywdziły twoją córkę, płakałyby dziś gorzkimi łzami. Gdyby przez jakieś nieszczęście taki porządny człowiek jak ty narobił sobie wrogów, staliby się oni moimi wrogami… – don podniósł rękę z palcem wymierzonym w Bonaserę – a wtedy, wierz mi, baliby się ciebie. Bonasera pochylił głowę i wymamrotał zdławionym głosem:
– Niech pan mi będzie przyjacielem. Przyjmuję. Don Corleone położył mu dłoń na ramieniu.
– Dobrze – powiedział. – Będziesz miał sprawiedliwość. Któregoś dnia, a ten dzień może nigdy nie nadejść, zwrócę się do ciebie, żebyś mi w zamian oddał przysługę. Do tego dnia uważaj tę sprawiedliwość za podarunek od mojej żony, matki chrzestnej twojej córki.”
Wielka to rzecz, oddać koledze w lojalności przysługę nie licząc na nic w zamian. Choć czasem wystarczy życzliwy komentarz.
Apl. adw. Konrad Wozikowski
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.