Pośród fal krytyki, które zdają się z uporczywą regularnością zalewać adwokacki internet, jedna uderzyła w ostatnim czasie w osobę, która całą swoją dotychczasową aktywnością daje dowód tego, że głoszone przez nią hasła, choć niekiedy być może górnolotne, to coś innego, niż zwykłe prawnicze pustosłowie, lecz szczere zaangażowanie w realizowanie planu naprawy świata. Tak, bowiem Beata Siemieniako, wyróżniona za działalność pro bono aplikantka adwokacka, a także autorka książki na temat rozgrzewającej nie jedno prawnicze serce – reprywatyzacji (Reprywatyzując Polskę), w wywiadzie udzielonym Rzeczpospolitej stwierdziła wprost, że jako prawniczka walczy o to, by świat był lepszy. Dodała także, ściągając na siebie gromy najbardziej zagorzałych adwokackich komentatorów, że jej zdaniem „świat naprawdę byłby lepszy, gdyby każdy prawnik i prawniczka nie myśleli wyłącznie o własnym portfelu”. Gdyby tego było mało, w logicznym, choć jak się okazuje, nie dla każdego, wywodzie stwierdziła, iż czuje się uprzywilejowana za sprawą tego, że miała możliwość zdobycia wyższego wykształcenia i odczuwa potrzebę wynagrodzenia tego społeczeństwu poprzez działanie w interesie publicznym.
Aby rozwiać wątpliwości – uważam, że prawnicy, podobnie jak mleczarze, sprzedawcy, kierowcy i stomatolodzy powinni osiągać przychody adekwatne do ich wiedzy, umiejętności i doświadczenia, a nie do własnego ego (wówczas, grupa zawodowa prawników najpewniej należałaby do niezaprzeczalnie najlepiej opłacanych specjalistów). Nie jestem jednak przekonana, aby poglądy, które głosi wspomniana młoda prawniczka były czymś zdrożnym, aby od czytania jej słów oczy mogły krwawić oraz, by godne adwokackich standardów (o osobistej kulturze nie wspominając) było publiczne rozważanie na temat tego, czy ma bogatych rodziców, męża lub jak wysokie otrzymuje alimenty.
Koleżanki, Koledzy – wstydźcie się. Nie tego jednakże, że Wasze publiczne wypowiedzi, ich ton i słownictwo nie licują z powagą wykonywanego przez Was zawodu. Nie tego, że publikujecie wpisy na otwartych forach dyskusyjnych, czyniąc rozmowę o konkretnych ludziach publiczną połajanką ich stylu życia i wystawiając sobie tym samym świadectwo. Nie tego również, że pion dyscyplinarny w Waszych izbach nie dostrzegł jeszcze pełną miarą jak kuszącym polem do łamania zasad etyki adwokackiej stał się internet. Wstydźcie się tego, że w swym zgorzknieniu i skupieniu na sobie podejmujecie kolejną próbę podcięcia skrzydeł człowiekowi, który wierzy w to co robi i jest z tego słusznie dumny.
Choć byście byli najsprawniejszymi procesualistami z wieloletnim stażem zawodowym i naukowymi tytułami, choćbyście prowadzili tysiące najbardziej wymagających intelektualnie spraw, choćby spod waszej ręki wychodziły najbardziej perfekcyjne pisma procesowe jakie tylko widział świat, a wy sami postrzegalibyście się jako najbardziej zasłużonych dla adwokackiego stanu działaczy, wasze wypowiedzi obnażają jedno – wydaje się, że nie jesteście już prawnikami, lecz jako prawnicy jedynie pracujecie. Różnica ze wszech miar istotna.
Prawo, jak wiadomo, jest sztuką czynienia tego co dobre i słuszne. Prawnik zatem ma obowiązek dążenia do tego, co też takie jest. Podpisuję się zatem pod poglądem, że świat naprawdę byłby lepszy, gdyby każdy prawnik i prawniczka nie myśleli wyłącznie o własnym portfelu. Dodam, że nie zaszkodziłoby też wyłączenie internetu.
Felieton ukazał się w Rzeczpospolitej – Rzecz o prawie w dniu 8 maja 2018 r.
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.