Nie moje logo, adw. Michał Stambulski

„I honestly didn’t know whether I was covering marginal atomized scenes

of resistance or the birth of a potentially broad-based movement.”

Naomi Klein

Logogate

Dla porządku podajmy kolejność wydarzeń: w sierpniu 2017 r. Naczelna Rada Adwokacka ogłosiła konkurs na logo 100-lecia Adwokatury w Polsce. W październiku 2017 r. jury konkursu postanowiło nie rozstrzygać konkursu z powodu m.in. niskiej jakości zgłoszonych prac oraz faktu, że autorzy nadesłanych prac odwoływali się do „znaku Adwokatury” a nie odwoływali się do „symboliki Adwokatury”. W postanowieniu nie wyjaśniono, czym różni się znak od symbolu. Jury zdecydowało (nie wiadomo, na jakiej podstawie, ponieważ w regulaminie konkursu nie było o tym mowy) zwrócić się z prośbą do kilku znanych artystów o propozycję logo. W rezultacie z wyłonionych przez jury projektów Prezydium NRA wybrało cztery – do dalszej akceptacji przez Prezesa NRA. W styczniu 2018 r. adwokaci i adwokatki otrzymali na maila „logo 100-lecia” z zachętą do jego używania. Logo zostało powszechnie i zasłużenie skrytykowane na grupach adwokackich na Facebooku. Sprawa ta, którą możemy określić nieco żartobliwie jako Logogate, skłania do kilku przemyśleń.

Powiedzmy sobie jasno: wartości estetycznej i informacyjnej logo nie da się obronić. Nie jest tak, że kwestie estetyczne nie podlegają żadnych kryteriom i zależą wyłącznie od osobistego gustu. Wybrane logo zostało stworzone wbrew sztuce tworzenia tego typu projektów. Jest niesymetryczne, posługuje się komiksowymi znakami typograficznymi i nieczytelną symboliką. Dlaczego barwy narodowe i barwy palestry zostały umieszczone w zerach? Prawdopodobnie: „bo tak”, nie stała za tym żadna (głębsza) myśl.

Dalej: wybór tego logo czyni ogłoszony konkurs niepoważnym. Komisja konkursowa NRA najpierw odrzuca wszystkie projektu ze względu na niespełnienie kryteriów, a następnie NRA (Prezes? Prezydium?) wybiera logo, które nie spełnia żadnego z nich. Po ujawieniu zgłoszonych prac widzimy także, że ich poziom był o niebo lepszy. Co więcej, niedawno ujawniono, że jest jeszcze jedno oficjalne logo. Jaki jest jego status?

Nie da się ukryć, że sposób podjęcia decyzji w sprawie logo był nietransparentny. Najżyczliwsza interpretacja wskazuje, że był nieprzemyślany. Najmniej życzliwa, że w grę wchodziły jakieś nieznane nam mechanizmy związane z czyimś interesem prywatnym.

Logogate kładzie się cieniem na całe obchody 100-lecia Adwokatury. Można by się spodziewać, że jubileusz ten jest jedną z najważniejszych adwokackich uroczystości w tym roku. Powinien być więc promowany godnie i z czynnym współudziałem samego środowiska. Powierzenie stworzenia logo przedstawicielce lub przedstawicielowi palestry mogło by spełnić tę rolę. Kto jak kto, ale NRA powinna wiedzieć, że wśród adwokatów i adwokatek znajdują się zdolni graficy. Dla osoby, której praca zostałaby wybrana, byłby to zaszczyt. Dla pozostałych – powód do dumy z potencjału środowiska. Tak się nie stało. Nie chcę być złym prorokiem, ale brak szerokiego zaangażowania środowiska w obchody 100-lecia Adwokatury sprawi, że obchody te będą jak działalność NRA ­– w zasadzie niewidoczne. Jedna mec. Parafianowicz, która dwoi się i troi, aby łatać zaniedbania centralnych organów samorządowych, to za mało.

Problemy strukturalne NRA

Gdyby Logogate było wypadkiem przy pracy, pojedynczym zgrzytem w sprawnej maszynerii samorządowej, nie byłoby problemu. Jest jednak inaczej – sprawa ta skupia jak w soczewce wszystkie bolączki NRA i potwierdza wszystkie zarzuty, jakie można wysunąć wobec jej pracy. Są to: brak transparentności w procesie podejmowania decyzji, niejasny podział kompetencji i odpowiedzialności wewnątrz Rady, brak rzetelnych informacji o jej działalności, brak komunikacji z „szeregowymi” adwokatami i adwokatkami, brak reakcji na krytykę. Widać tu także modelowy przykład braku koordynacji działań pomiędzy Prezydium a samą NRA. Śledząc stanowiska poszczególnych członków NRA, można odnieść wrażenie, że nie potrafią oni określić priorytetów, racji ani spodziewanych działań Prezydium.

W krótkiej perspektywie taka sytuacja jest korzystna dla członków NRA i Prezydium. W obliczu krytyki zawsze mogą zrzucić odpowiedzialność na siebie nawzajem. Stosowaną taktyką jest też milczenie i irytacja, że ktokolwiek odważył się krytykować ich działania. Brak jasnych priorytetów uzasadnia także skupienie NRA na celebracyjnym aspekcie sprawowanych funkcji (udział w różnego rodzaju balach i okolicznościowe przemowy). W dłuższej perspektywie sytuacja taka prowadzi do alienacji NRA od adwokatów i adwokatek, którzy będą się czuli coraz mniej związani ze swoimi reprezentantami. Dodajmy do tego specyficzny, moim zdaniem wcale nie demokratyczny, sposób wyboru członków NRA. Doświadczenie i teoria polityczna podpowiadają, że alienacja przedstawicieli po przekroczeniu pewnego pułapu skutkuje wybuchem populizmu. Dla jednych jest on oczyszczający, dla innych – destruktywny.

Wskazane czynniki strukturalne moim zdaniem sprawiają, że sama NRA nie jest zdolna do jakichkolwiek reform, które nie byłyby nastawione na obronę status quo. Nie oznacza to, że wśród członków NRA nie znajdują się prawdziwi samorządowcy, pełni pomysłów pasjonaci adwokatury. Twierdzę jednak, że otocznie instytucjonalne, w jakim przychodzi im działać, skutecznie neutralizuje wszelkie inicjatywy. Zmiana musi więc przyjść skądinąd.

Adwokatura dwóch prędkości

Jeśli ktoś zgadza się z przedstawioną powyżej analizą, to winą za obecny stan rzecz powinien obarczyć… adwokatów i adwokatki. Psychologiczną zagadką pozostaje, dlaczego grupa osób dobrze wykształconych, przyzwyczajonych do sytuacji konfliktowych i wysokich wymagań swoich klientów zadowala się niskiej jakości przedstawicielstwem. Dlaczego członkowie palestry zadowalają się sloganami o „działaniu dla dobra adwokatury” i w żaden sposób nie egzekwują przekładania tych haseł na czyny. Dlaczego krytyka tak łatwo poddaje się neutralizacji ze względu na rzekome: niewłaściwość jakiejkolwiek krytyki „w obecnej sytuacji politycznej” i „nielojalność”, które są niczym więcej niż argumentacyjnymi pałkami pozwalającymi unikać jakiejkolwiek dyskusji. Z kolei polityczną zagadną pozostaje, dlaczego grupa osób, która twierdzi, że posiada substancjalną wiedzę o demokracji i rządach prawa nie potrafi zorganizować swojego samorządu zgodnie z tymi zasadami. Zadajmy sobie jedno pytanie: czy chcielibyśmy żyć w państwie zorganizowanym według zasad i mechanizmów naszej centralnej władzy samorządowej?

Są jednak pewne oznaki przebudzenia. Jedną z nich jest irytacja i prześmiewczy ton wobec wybranego logo. Kolejną – ważny tekst mec. Parafianowicz, pisany „z wnętrza” NRA[1]. Następną – listy otwarte i zapowiadane przez niektórych wnioski o dostęp do informacji o przepływie finansów Rady. Warto wymienić tu także facebookową grupę „Palestra Polska”[2].

Pytanie teraz czy irytacja i krytyka przełożą się na jakiekolwiek zmiany czy też pozostaną facebookowym marginesem wiecznie niezadowolonych. Na razie widać, że niewydolność organów przedstawicielskich powoduje, że część zadań biorą na siebie sami adwokaci. Nie mamy gdzie się wypowiadać? Założymy swoje kanały komunikacji. Logo jest brzydkie? Wybierzmy swoje w otwartym głosowaniu. Inicjatywy te, będące potwierdzeniem rosnącej alienacji NRA, można podsumować, parafrazując Jacka Kuronia: nie palcie Rady, zakładajcie swoją.

Mamy adwokaturę dwóch prędkości. Obok „starej”, będącej ośrodkiem władzy, wyrasta „nowa” – z odmienną percepcją i oczekiwaniami wobec samorządu. Przy czym to „stara” adwokatura, na zasadzie cyrkulacji elit, wybiera władze spośród siebie. Podział ten, moim zdaniem, przebiega głównie ze względu na wiek, usytuowanie wobec lokalnych ognisk władzy samorządowej i płeć. Ujęcie takie jest oczywiście nieostre, uproszczone i dotyczy raczej dwóch rodzajów mentalności, typów idealnych niż konkretnych ludzi. I tak osoby młodsze, szerzej korzystające z nietradycyjnych kanałów przepływu informacji i nieuwikłane w lokalne sieci władzy adwokackiej, są bardziej krytyczne wobec działań swoich przedstawicieli. Oczekują raczej wsparcia w codziennym adwokackim funkcjonowaniu niż tworzenia wielkich, historycznych narracji o „wspaniałości i odwadze” adwokatury. Na samorząd patrzą jak na samozadowolone koło wzajemnej adoracji. Tolerują je, o ile im nie przeszkadza i nie przynosi wstydu. Ważną rolę ogrywa tu także płeć – zasadniczo kobiety są bardziej krytyczne wobec każdej władzy, mimo (a może dzięki temu), że, stanowiąc większość, marginalnie uczestniczą w tej władzy sprawowaniu. Jednocześnie krytycznie nastawieni są niezorganizowani oraz niepewni własnych możliwości. Funkcjonowanie w codzienności gospodarki kapitalistycznej pochłania większość ich energii, tak, że nie zostaje jej wiele na inicjatywy zmieniania rzeczywistości samorządowej. Ze względu na mniejszą czasochłonność są skłonni do aktywizmu wirtualnego (głównie poprzez Facebooka) a nie realnego (udział czynny i bierny w wyborach).

Z powyższych względów „stara” adwokatura na razie może spać spokojnie. Tworzenie alternatywnych sposobów działania raczej jest dla niej odciążeniem niż zagrożeniem. Adwokaci i adwokatki sami spełniający swoje potrzeby nie skierują do niej żadnych żądań czy wymagań. Z wybuchającymi co jakiś czas kryzysami w mediach społecznościowych (jak Logogate) „stara” adwokatura radzi sobie ich niedostrzeganiem i – ­jeśli już musi zabrać głos – ich bagatelizowaniem. Krytyka facebookowa nie przekłada się przecież na późniejsze głosy w wyborach… Do czasu?

 

Adwokat Michał Stambulski

 

[1] https://pokojadwokacki.pl/ciemnosc-widze-ciemnosc-czyli-kilka-refleksji-po-roku-czlonkostwa-w-nra-adw-joanna-parafianowicz/

[2] Z poziomem argumentacji ten grupy nie zawsze można się zgodzić (nadużywanie ad hominem) ale widoczna tam kontestacja władzy samorządowej jest wartościowa i warta szacunku.

Udostępnij wpis
Autor:

Adwokat, doktorant i dyrektor wykonawczy w Centrum Edukacji Prawniczej i Teorii Społecznej (WPAiE, UWr). Zatem - mądry człowiek, który pięknie pisze.

Ostatni komentarz

ZOSTAW KOMENTARZ