Mamy za sobą święto narodowe Konstytucji 3 Maja. Doniosła uroczystość i bardzo miły dzień gdy warto się zastanowić nad naszymi dziejami, nad dziejami Narodu i Ojczyzny. Gdzieś równolegle natomiast, kampania prezydencka. I zgłaszane w jej trakcie deklaracje zmian w Konstytucji z 1997 r.
Od razu uprzedzam, że jeśli ktoś liczy w tym felietonie na jakiekolwiek wskazania co do osobistych preferencji politycznych, poglądów niżej podpisanego – próżne nadzieje. Niżej podpisany, jak każdy Kowalski, na polityce się zna. Bo na piłce, polityce, medycynie i prawie Polacy – jak kraj długi i szeroki – znają się doskonale. Nie zrobię tego ze względów czysto utylitarnych. Po Warszawie krążą legendy o prawnikach, prowadzących jedną, dwie sprawy rocznie – z nadania politycznego. Dyplomatycznie zatem zamilknę. Tym oto sposobem, proszę przyjąć do wiadomości, że ja oficjalnie poglądów politycznych nie mam.
Dlatego też, nie mam zamiaru oceniać dlaczego nastąpiła zmiana Ministra Sprawiedliwości (z adwokata na radcę prawnego). Poszło o broń palną. Do czego służy broń palna? Ostatnio, coraz więcej znajomych zachęca mnie do polowania. Pacyfistów uprzedzam – jak dotąd się nie skusiłem. Jednakowoż, jeleń w ziołach jest najlepszym mięsem jakie kiedykolwiek przyszło mi spożywać. No i tu dochodzimy do sedna sprawy, bo jednak ten jeleń musiał komuś na ambonę wyjść, by potem ktoś inny mógł się raczyć wybornym smakiem dziczyzny.
Broń służyć też może do obrony. Blisko dekadę temu, zajrzałem na posterunek policji w niewielkiej, mieścinie na południu. Z czystej ciekawości, chciałem sprawdzić jak wyglądają procedury ubiegania się o pozwolenie na broń. Gdy zadałem to pytanie, ledwie dwudziestokilkuletni policjant na recepcji struchlał. Odwrócił się i podszedł do dwóch panów, którzy wyglądali jak z typowego, amerykańskiego serialu o superglinach z lat 70. Jeden, z brzuszkiem, noszący okazały wąs, odziany był w mundur. Drugi, w pastelowym prochowcu, zerkał na mnie przenikliwie znad notatnika. Łatwiej mi go opisać, bo wyglądał wypisz-wymaluj jak Janusz Gajos. We trójkę, panowie coś poszeptali i po chwili młodzian wrócił, odsyłając mnie do właściwej komendy wojewódzkiej. Gdy jeszcze przez moment z nim rozmawiałem, zniecierpliwiony „detektyw-Gajos” syknął: „a na (tu pada brzydkie słowo, zwykle błędnie pisane przez samo „h”) mu broń?!”
No właśnie, postanowiłem o to zapytać przede wszystkim z ciekawości, ale i z racji na to, że kilka lat wcześniej mój krewny (urzędnik państwowy) został dotkliwie pobity, a następnie obrabowany, przez bandę wyrostków na Saskiej Kępie. Postanowił poddać się procedurom uzyskania pozwolenia na broń. I wtedy zaczęły się schody. Oficjalnie usłyszał wtedy, że gdyby był politykiem, czy adwokatem (tak, tak) – nie byłoby problemu, gdyż są to ryzykowne profesje. Więc może to samo myślał były już Kolega-Minister? Cóż, za moich czasów inaczej się załatwiało sprawy na podwórku niż „klamką”, czy skrzykiwaniem grupki kolegów by komuś dać fangę w nos.
Dzisiaj, wielu kandydatów lansuje postulaty zmian w ustawie zasadniczej. Żaden jednak, wzorem Drugiej Poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych, nie proponuje upowszechnienia dostępu do broni palnej. Z drugiej strony, znając naszą słowiańską krew, może to i dobrze. W końcu czy Polska to „Bible Belt”? Tylko dziczyzny szkoda…
Adwokat Łukasz Wydra
No comments
Sorry, the comment form is closed at this time.