Strategia, adw. Łukasz Wydra

Jest sobota, godzina 7:30, kiedy postanowiłem zerknąć na dokument pt. „Strategia Marketingowa Izby Adwokackiej w Warszawie” i od razu nasunęły mi się pewne refleksje. Nie jestem specem od PR, mam swojego człowieka, mocno osadzonego w  branży, który wyjaśnia mi arkana tej specyficznej dziedziny (w perspektywie, chciałbym się dowiedzieć czegoś o  neuromarketingu, bo już sama nazwa wywołuje u  mnie przemożną ciekawość). Znam jednak jego definicję słowa „strategia” i wiem, że nie zostawiłby na dokumencie suchej nitki, chociażby z racji na fakt, że  nie on określa w jakim okresie Autorzy przewidują jego realizację. Ponieważ jednak malkontenctwa nad Wisłą dostatek, mnie cieszy już sam fakt, że taki dokument powstał, bo daje nam to punkt wyjścia w dyskusji.

Autorzy strategii zwracają uwagę na „Wewnętrzne konflikty i prowadzenie konfliktów w sposób nastawiony na przyciąganie uwagi opinii publicznej” jako „one amongst the weaknesses”, chociaż – skoro już pozostajemy przy języku Shakespeare’a – IMHO traktowanie tego jako słabości piątej kategorii jest niedocenieniem zagrożenia. Osobiście, oddaję palmę pierwszeństwa właśnie wewnętrznym konfliktom.

Jakiś czas temu udałem się pod Wawel i znajomi krakowscy adwokaci zadali mi pytanie: „kim,  do  cholery, jest (tu pada nazwisko jednego stołecznego kolegi, z którym jestem po imieniu)”?!. Co  ciekawe, podobne pytanie zadała mi znajoma z palestry „kraju latających noży” podczas sierpniowej wizyty w Kielcach. Kiedy zatem zadałem pytanie o powód zainteresowania kolegą, okazało się, że wszyscy śledzą jego zaangażowanie medialne. Ktoś nawet zaproponował odcięcie mu dostępu do Internetu, ale jestem przeciwny tak radykalnym rozwiązaniom. Wszak Internet służyć powinien adwokatowi przede wszystkim do pracy, w związku z czym pozbawiłoby to kolegę źródła utrzymania. W tym miejscu, spieszę wyjaśnić, że „and the Oscar goes to” wewnętrznych konfliktów właśnie z racji na to co czasem wyczytam dzięki uprzejmości znajomych na portalu, stworzonym kiedyś przez bardzo inteligentnego gentlemana z Harvardu. Sam nie posiadam konta na FB. Raz nawet poprosiłem kolegę o  zamieszczenie w moim imieniu felietonu, mającego wywołać refleksję nad zbyt dużym biciem piany, ale mi się oberwało i się obraziłem.

Żeby nie było, nie mam nic przeciw aktywności medialnej adwokatów i uważam, że absolutnie musimy pojawiać się w mediach. Ostatnio, zapytany przez znajomą dziennikarkę telewizyjną, musiałem jej jednak uprzejmie zwrócić uwagę, że  bieganie z  kamerą do jednych i tych samych adwokatów może spowodować, iż nagle do faceta od prawa karnego (z całym szacunkiem, chociaż z  tego co wiem – jest kryminologiem) zadzwoni klient, domagający się pomocy przy poszukiwaniu złóż surowca (są w ogóle jakieś?) w  Burkina Faso. Warto zatem się wypowiadać, pod warunkiem, że  się  na danej dziedzinie odpowiednio znamy. Niestety, śledząc wypowiedzi niektórych prawników nt. tzw. pozwów zbiorowych, zwykle potrzebuję melisy.

Sami Państwo widzą, że muszę się uderzyć we własne piersi. Z jednej strony, mam jakiś żal do adwokackiej aktywności w cyberprzestrzeni (chociaż muszę podkreślić, że nie chodzi o to „ile”, ale „jak”), z  drugiej – czy to normalne, że ktoś pisze felietony o 8:15 w sobotę (o 9:00 otwierają mi siłownię i to dlatego)? Istnieje zatem potrzeba ekspresji, która nakazuje chwycić za pióro (konkretnie, za laptopa, bo nie wiem czy byłbym jeszcze w  stanie zapisać ręcznie choćby stronę A4). Więc piszmy, publikujmy, zabierajmy głos. Ale w  taki sposób, by Pan Mecenas Michał Fertak nie musiał, wraz z Szanownym Kolektywem kierowanego przez niego Zespołu, zwracać nam uwagi, że toczymy wewnętrzną walkę. Czego Państwu i sobie serdecznie życzę w ten sobotni poranek.

Adwokat Łukasz Wydra

10262257_245234215811274_4974464622343466233_n

Udostępnij wpis
Autor:

Adwokat, dużo czyta (zwłaszcza o arbitrażu), pisze (najchętniej - lekko), ogląda (także w muzeach), drży o losy Chicago Bulls, a wszystko to, zwykle w słuchawkach

Brak komentarzy

ZOSTAW KOMENTARZ