Czy prawnicze małżeństwo może się udać? adw. Joanna Parafianowicz

[tekst pochodzi z dodatku Rzecz o prawie, Rzeczpospolita, z dnia 3 października 2017 r.]

Prawnicy to wspaniali ludzie, odpowiedzialni, pracowici, skłonni do poświęceń, pochylający się nad niedolą jednostki i wyciągający doń pomocną dłoń wtedy, gdy nie zrobił tego nikt inny. Równolegle jednakże, są to ludzie o twardych charakterach, jednoznacznych priorytetach, przekonani o własnej nieomylności i skłonni do prowadzenia niekończących się dysput, których wynik jest z góry przesądzony. To oni mają rację. Cóż jednak począć, jeśli na drodze jednego prawnika stanie drugi prawnik i to także on ma zawsze słuszność, niezależnie od tego, czy wypowiada się o wartościach konstytucyjnych i zasadzie trójpodziału władzy, czy też daje instrukcje, jak zgodnie z zasadami sztuki (w której niekoniecznie jest mistrzem) prawidłowo przerzucić omlet z jednej strony na drugą?

Związki prawników z innymi prawnikami, jeśli wierzyć moim spostrzeżeniom wynikającym z obserwowania takich relacji, to tykająca bomba, chałupniczo zbudowana z elementów, które niemal każdy prawnik ma w zasięgu ręki, tj. z przepracowania, nadgodzin, przynoszenia pracy do domu (a zatem de facto – nie wychodzenia z niej wcale), braku czasu dla bliskich i często niemal całkowitego wyłączenia z życia dzieci. Jeśli w takim układzie zabraknie osoby, która zna odpowiedź na pytanie o to, który kabel przeciąć – zielony, czy czerwony, jedno wydaje się pewne. Eksplozja będzie spektakularna i ktoś na niej ucierpi.

Prawnik długo uczy się do wykonywania zawodu – po 5 latach studiów (jak każdy), przychodzi czas na aplikację, często nie gwarantującą ani godziwych zarobków, ani zdobycia niezbędnego na późniejszym etapie doświadczenia zawodowego. Skoro zaś podczas przyuczania się do wykonywania tego szczególnego zawodu młody człowiek nie wyrobi sobie pozycji zawodowej, musi przesunąć start w dorosłość o kolejnych kilka lat, co może i w wielu wypadkach musi budzić frustrację. Zwykle bowiem, w parze z ciągłym zabieganiem o pozycję zawodową idzie chroniczny brak pieniędzy – na wakacje, wspólne wyjazdy, prezenty oraz lepsze auto i konieczność ich wygospodarowania, np. na opłatę za aplikację, składkę członkowską, ZUS, a w dalszej perspektywie – otworzenie i utrzymanie kancelarii, z którą nie dość, że nie zawsze, ale zawsze – nie dość szybko przychodzi zamożność.

W konsekwencji, współcześni młodzi prawnicy to ogromna zawodowa grupa dorosłych dzieci, które do stosunkowo późnego wieku muszą liczyć na finansowe wsparcie rodziców lub wybierać pracę przynoszącą pieniądze, ale nie związaną z wyuczonym zawodem. Koło się zatem zamyka…

Jak zatem wygląda rzeczywistość relacji dwojga młodych prawników?

Rygor ciągłego szkolenia i stawanie w szranki z konkurencją powoduje, że prawnicy nieustannie poświęcają związek dla zdobywania pozycji, przez co nie mają realnej szansy na poznanie się nawzajem na głębszym poziomie. Podświadomie także, uczeni dystansu, jako gwarantu należytego prowadzenia spraw, podświadomie pomniejszają znaczenie emocji w relacji, spychając je na dalszy plan. Rezygnując zaś lub znacznie ograniczając tę sferę osobowości w godzinach pracy, często generują jej deficyty po powrocie do domu. To zaś rodzi problemy, od których często uciekają w pracę. Pracę, która wprawdzie przynosi zwykle z czasem upragniony dobrobyt i pieniądze, ale  którą nie odkupią straconego czasu

Prawnicy, choć nie od razu, mogą mieć i zwykle mają wszystko – prestiżowy zawód, szacunek społeczny, materialną stabilizację i względnie spory majątek. Jeśli jednak dość szybko nie zauważą, że jest to niemal niczym w porównaniu z kochającą się rodziną, będą mieli wszystko, poza sobą nawzajem.

 

Adwokat Joanna Parafianowicz

Udostępnij wpis
Autor:

Warszawski adwokat i Pokój Adwokacki w jednym.

Brak komentarzy

ZOSTAW KOMENTARZ